Rząd obiecywał ratowanie przemysłu stoczniowego, a skończyło się na pięknych słowach – wczoraj w Świnoujściu protestowali pracownicy jednej ze stoczni. Czują się oszukani przez rząd.
W 2018 roku premier Morawiecki podczas wizyty w Gdyni podkreślił, że „to jest nasze motto: chcemy, żeby Polska była znowu silna przemysłem stoczniowym”.
– Życzę tego, żebyśmy w zgodzie, w uzgodnieniu, zbudowali pod kierunkiem ministra Gróbarczyka dobry plan, plan strategii odbudowy przemysłu stoczniowego i morskiego. Ja wierzę głęboko w to, że to będzie wielkie koło zamachowe odbudowy przemysłu i gospodarki w całej Rzeczpospolitej – powiedział wówczas szef rządu.
Uczestnicy zgromadzenia przypomnieli, że jeszcze nie tak dawno Świnoujska MSR była jedną z 3 najlepiej prosperujących polskich stoczni i nawet pozbawiona pomocy państwa była zakładem rentownym; rozbudowywała swoją infrastrukturę, realizowała odważne inwestycję, wcześniej przetrwała transformację ustrojową, która pozbawiła ich stałych armatorów.
Kłopoty zaczęły się w roku 2013 , kiedy MSR S.A. została przejęta przez stocznie remontową w Szczecinie. W latach 2014 – 2015 sprzedano około 27 ha terenów inwestycyjnych byłej MSR S.A. oraz sprzedano lub zlikwidowano wiele nowoczesnych urządzeń służących do realizacji procesów remontowych na statkach.
Dwa lata później, w 2016 r. Beata Szydło obiecała, że stocznia powróci do swojej świetności. Mimo jej obietnic o powstaniu stoczni z kolan, to kolano przycisnęło stoczniowców i jeszcze mocniej przyciska ich do podłogi. Ostatnio zaczęło ciążyć nad MSR widmo prywatyzacji, co jest złamaniem zapewnień o odbudowie państwowego przemysłu stoczniowego.