Syryjska armia wielką ofensywą próbuje przeważyć na swoją stronę losy wojny. Cywilni mieszkańcy obszarów na północ od Aleppo walczą już tylko o przetrwanie.
Drugie co do wielkości miasto w Syrii zostało obrócone w morze gruzów już w ciągu ostatnich dwóch lat. Najpierw kontrolowała je Wolna Armia Syrii, potem z rąk umiarkowanej opozycji wyrwał je fundamentalistyczny Front Obrony Ludności Lewantu. Teraz oblężenie Aleppo prowadzi armia syryjska, wspierana przez rosyjskie uderzenia z powietrza. Żołnierze w tym tygodniu odnieśli sukces: zamknęli drogę, którą od północy płynęło do oddziałów Frontu tureckie wsparcie. Przerwali też oblężenie dwóch szyickich miast prowadzone przez fundamentalistów. Dla cywilnych mieszkańców tej części Syrii regularne działania wojenne oznaczają jednak, niezależnie od rezultatu starć, katastrofę i zagrożenie życia. Tym bardziej, że walki pod Aleppo szybko się nie skończą i miejscową ludność czekałby koszmar życia w oblężeniu lub walki o przetrwanie na ziemiach przechodzących z rąk do rąk.
Według ministra spraw zagranicznych Turcji Mevluta Cavusoglu granicę syryjsko-turecką próbowało w ostatnich dniach przekroczyć nawet 55 tys. uchodźców. Zapewniając, że Turcja nadal stosuje wobec nich „politykę otwartych drzwi”, Cavusoglu dodał, że prawa wjazdu do Turcji udzielono na razie … pięciu tysiącom. Dla reszty „otwarte drzwi” oznaczają koczowanie w prowizorycznym obozie zmontowanym przez Turków po syryjskiej stronie granicy. Kierująca polityką zagraniczną UE Federica Mogherini przypomniała wczoraj Turcji o jej zobowiązaniach w sprawie przyjmowania uchodźców; zobowiązaniach, z którymi wiążą się poważne pieniądze asygnowane przez Brukselę. W odpowiedzi padły wymijające komentarze o tym, że odpowiednie organy w Ankarze pracują nad rozwiązaniami, które pozwolą udzielić pomocy zdesperowanym Syryjczykom.
Nad rozwiązaniami zastanawiał się także polski minister spraw zagranicznych. Po wczorajszym spotkaniu przedstawicieli UE i Turcji Witold Waszczykowski stwierdził, że dobrze byłoby przesunąć polskich policjantów odbywających misję w Kosowie na unijne granice, by mogli przyczynić się do ich uszczelnienia. Jeśli zaś chodzi o samych uchodźców, za wszelką cenę trzeba zatrzymać ich w Turcji.
– Oczywiście jest też możliwość rozprowadzić ich po Europie, ale kiedyś będą musieli wrócić. Ale czy wtedy wrócą, jeśli zaznają, jak powiedział jeden z ministrów, luksusowego życia w Europie? – skomentował szef polskiej dyplomacji. Nie zauważył, że dla uchodźców stawką jest nie luksusowe życie, a po prostu przeżycie?
[crp]