Co poprawił Senat, odrzucił Sejm. Tarcza antykryzysowa, gdy tylko ustawę podpisze prezydent, wejdzie w życie w pierwszej wersji, która nie podobała się w zasadzie nikomu, poza jej autorami. Narzekali drobni przedsiębiorcy, przedstawiciele służby zdrowia pytali, dlaczego na banki idzie kilka razy więcej, niż na szpitale, a związki zawodowe alarmowały: ciężar kryzysu znowu zrzucono na pracowników.
Jeszcze dziś rano zastanawialiśmy się, co z poprawek wprowadzonych w izbie wyższej polskiego parlamentu ma szansę przetrwać głosowanie w sejmie, gdzie większość ma PiS. Już wiadomo: praktycznie wszystkie sugestie klubu Lewicy, przegłosowane w Senacie przez opozycję, w Sejmie przepadły.
W sprawie wynagrodzeń pracowników z firm w kłopotach wraca pierwotny wariant „tarczy”: 40 proc. pensji od państwa, 40 proc. od właściciela firmy, 20 proc. zwyczajnie znika. Przypomnijmy, że Lewica opowiadała się do końca za wariantem, w którym pensja nie zostaje zmniejszona i jest wypłacana w 75 proc. przez budżet, a w 25 proc. przez przedsiębiorcę. PiS-owska większość wykreśliła również poprawkę, która gwarantowała dodatkowe pieniądze personelowi medycznemu bezpośrednio biorącemu udział w walce z epidemią: Senat chciał dodać im 50 proc. specjalnego dodatku za pracę w nadgodzinach. Chciał także, by pracownicy służby zdrowia (podobnie jak aptekarze czy pracownicy sklepów) co tydzień przechodzili bezpłatny test na koronawirusa.
Sejm nie zgodził się także na zwolnienie wszystkich małych i średnich firm z płacenia składek na ZUS przez trzy miesiące. Jest gotów zwolnić jedynie samozatrudnionych oraz najmniejsze firmy, z mniej niż 9-osobową załogą. Tylko najmniejsze firmy będą też mogły skorzystać ze specjalnej pożyczki i jedynie w wysokości 5 tys. złotych – Senat proponował osiem razy więcej. Odrzucono wreszcie poprawkę, która odkładałaby opłacanie zaliczek na podatek przez firmy, gdy obowiązuje stan epidemii lub zagrożenia epidemicznego.
Sejm przywrócił również poprawkę do kodeksu wyborczego, wprowadzającą możliwość głosowania korespondencyjnego dla najstarszych wyborców oraz osób przebywających na kwarantannie. Już w poniedziałek premier Morawiecki sugerował, że Polski nie stać na „koncert życzeń” i że innego programu antykryzysowego niż ten, który wymyślił rząd, nie będzie. Prawdopodobnie będą za to dalsze zmiany w kodeksie wyborczym. Gazeta Wyborcza podała, że we wtorek wieczorem PiS wniósł do Sejmu projekt zmian w ustawie, które dadzą każdemu możliwość głosowania korespondecyjnego.
„Większość rządząca odrzuciła rozwiązania, które dawały szansę na stworzenie realnej tarczy chroniącej nas przed kryzysem, wybierając w zamian recesję i przerzucanie kosztów epidemii na pracowników, drobnych przedsiębiorców i ochronę zdrowia. I nie mam wątpliwości, że prędzej, czy później za to odpowie” – skomentowała wyniki sejmowego głosowania posłanka Lewicy Magdalena Biejat.
Poseł Adrian Zandberg nie ma wątpliwości, że odrzucając proponowane przez Lewicę rozwiązania dotyczące wynagrodzeń, rząd skazał polskich pracowników na prawdziwy koszmar. – Mogliśmy skorzystać z dobrego, duńskiego wzoru. Zamiast tego na rynku pracy będzie piekło – napisał na Twitterze.
PiS odrzucił poprawkę Lewicy, gwarantującą utrzymanie wynagrodzeń. Zamiast współfinansowania przez państwo, pod warunkiem utrzymania zatrudnienia i pełnych pensji, będą ostre cięcia płac.
Mogliśmy skorzystać z dobrego, duńskiego wzoru. Zamiast tego na rynku pracy będzie piekło.
— Adrian Zandberg (@ZandbergRAZEM) March 31, 2020