Site icon Portal informacyjny STRAJK

To się nigdy nie skończy

Baloo w nowym lepszym domu - w poznańskim ZOO, fot. Facebook.com/ Anna Plaszczyk

O chwilach grozy, które przeżyło poznańskie ZOO, małej i dużej nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt oraz niekończącym się dramacie koni z Morskiego Oka strajk.eu rozmawia z Anną Plaszczyk z krakowskiego oddziału fundacji Viva!

Stoczyliście zwycięski bój o poznańskie ZOO. To była historia z gatunku śmieszno-strasznych. Nagle pod koniec kwietnia do mediów kwietnia trafiła informacja, że placówka może zostać zamknięta. Co się wydarzyło?

Ireneusz Sobiak, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Poznaniu, który szczęśliwie 15 maja został odwołany, postanowił sparaliżować ogród zoologiczny, jedyne miejsce w kraju ratujące z tak wielką determinacją zwierzęta dzikie i niebezpieczne, które padły ofiarą człowieka i pochodzą z konfiskat z cyrków czy z prywatnych domów. W lokalnych mediach pojawiły się informacje o zamknięciu placówki, ludzie przestali przychodzić do ZOO, bo nie wiedzieli, czy ogród funkcjonuje normalnie, powstał chaos informacyjny. Chciałabym podkreślić, że zamknąć ZOO może wyłącznie Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, a ta była z placówki zadowolona. Powiatowy może natomiast odebrać stosowne uprawnienia. I zrobił to.

To on nazwał ogród „anarchistycznym skłotem dla zwierząt”?

Anna Plaszczyk fot. Facebook.com

Nie, tak nazwał ZOO jeden z radnych Poznania z ramienia PO. Można uznać to za komplement, ponieważ skłoty realizują zadania kulturotwórcze i edukacyjne, więc w mojej opinii, jeżeli zwierzęta mogą znaleźć w takim „skłocie” schronienie, należy to tylko zaliczyć na plus dyrekcji. To nie jest zarzut, choć tak się pewnie autorowi wypowiedzi wydawało.

Co zawierała decyzja Powiatowego Lekarza Weterynarii?

Decyzja liczyła 64 strony i była opatrzona rygorem natychmiastowej wykonalności. Od dnia wydania decyzji ZOO straciło tzw. status jednostki zatwierdzonej, co oznaczało, że nie mogło wymieniać się bezkwarantannowo zwierzętami z innymi ogrodami w Europie, a to praktycznie odbierało sens jego istnieniu. Zarzuty, które postawiono ogrodowi, były kabaretowe. Powiatowy, na podstawie błędnej podstawy prawnej, kwestionował obecność w placówce 125 zwierząt. Twierdził, że na każde zwierzę sprowadzane do ogrodu z innej jednostki zatwierdzonej, dyrekcja powinna była uzyskać jego zgodę. To rażąca nieznajomość przepisów. Taka zgoda jest potrzebna tylko wówczas, jeśli zwierzęta przekraczają granicę.

Wszystkie zwierzęta z „czarnej listy” były z Polski?

Tak. Oprócz kilku małp z Holandii, ale one pochodzą z konfiskaty, przyjechały bezpośrednio ze schroniska będącego jednostką zatwierdzoną i jednocześnie będącą członkiem stowarzyszenia zrzeszającego europejskie ogrody zoologiczne. Co więcej, powiatowy sam wcześniej zatwierdził przybycie tych zwierząt do kraju. Zakwestionował też obecność wielu zwierząt, które w ZOO przebywają już od lat, i które w latach ubiegłych były przedmiotami jego własnych kontroli. Moim zdaniem chodziło wyłącznie o fakt zmiany dyrekcji ogrodu, która wielu samorządowcom jest nie na rękę. Mówi się też o prywatnej wojnie powiatowego z dyrektor placówki Ewą Zgrabczyńską.

A co, jeśli zwierzę pochodzi z nieznanego źródła, albo zostało podrzucone i nie pochodzi z zatwierdzonej placówki?

Do nich powiatowy również wcześniej nie miał zastrzeżeń, a nagle zaczął je mieć. M.in do niedźwiedzi, które przyjechały ze schroniska w Korabiewicach, i które fundacja Viva! odebrała cyrkowi Vegas (m.in. słynnego Baloo). Znamienna jest też historia żółwi czerwonolicych podrzucanych do ZOO przez zwiedzających, a poddanych eutanazji przez wcześniejszą dyrekcję ogrodu. Podczas kontroli powiatowy nie stwierdził żadnych nieprawidłowości w przebywaniu żółwi z nieznanego źródła w ogrodzie, w tym zagrożenia epizootycznego, choć pracownicy podkreślali, że żółwie często trafiają do placówki chore. Wówczas obowiązywały dokładnie te same przepisy, na podstawie ktorych teraz powiatowy odebrał ogrodowi uprawnienia.

Powiatowy stwierdził też, że nie zgadzają się dokumenty utylizacyjne, choć ZOO umowę z firmą podpisuje na kilogramy, a nagle zaczęto wymagać zaświadczenia o utylizacji każdego ze zwierząt np. jednej krewetki.

Nagle problemem zaczęły być również zwierzęta urodzone w Poznaniu. Powiatowy zaczął żądać swojej własnej decyzji odnośnie przyjęcia takiego zwierzęcia z jednostki zatwierdzonej. Wychodzi na to, że zebra, która ma urodzić, powinna udać się do powiatowego lekarza weterynarii i zapytać, czy może już zacząć rodzić, czy też nie. Na zgodę może czekać koło dwóch miesięcy. Tyle powiatowy kazał czekać na decyzję w sprawie przyjęcia małpki kapucynki – Lucjana. Została ona przekazana do ogrodu przez właścicielkę, bo podobno stała się agresywna. Była niewykastrowana i miała łańcuch wrastający w brzuch. ZOO dowiedziało się, że wydanie decyzji potrwa do 2 miesięcy, a zwierzę potrzebowało pomocy natychmiast. Realizacja przepisów ustawy o ochronie zwierząt i ochronie przyrody przestaje być w takich warunkach możliwa. Powiatowy postanowił najzwyczajniej „zajechać” ZOO.

Sprawa znalazła swój szczęśliwy finał. Powiatowy Lekarz Weterynarii został odwołany, a ZOO 26 maja odzyskało status jednostki zatwierdzonej. Zwycięstwo?

Niedźwiedź Baloo, odebrany z cyrku Vegas przez Annę Plaszczyk i innych działaczy Vivy! spokojnego życia w godnych warunkach zaznał w poznańskim ZOO. fot. Facebook.com/ Anna Plaszczyk

Liczyliśmy na zdrowy rozsądek Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii i nie zawiedliśmy się. W dniu otrzymania zażalenia zoo na decyzję powiatowego odwołał go w trybie natychmiastowym, a decyzja została uchylona przez nową Powiatową Lekarz Weterynarii w Poznaniu. Zamykając ogrodowi możliwość przyjmowania zwierząt, zamyka się drogę do ich ratowania. W Polsce nie ma azyli dla egzotycznych i niebezpiecznych zwierząt w potrzebie, nie ma na to pieniędzy w budżecie, muszą robić to ogrody zoologiczne. Np. w Warszawie mamy lwicę skonfiskowaną z bułgarskiego cyrku. Nikt nie kwestionował zasadności przyjęcia jej tam. Ireneusz Sobiak próbował wymusić na dyrekcji, aby wszystko z nim konsultowała. To kwestia ambicjonalna, kwestia braku serca i empatii. Uprzejmy „donos” o tym, że ZOO przyjmuje zwierzęta z niezatwierdzonych źródeł wypłynął z Polskiego Towarzystwa Nauk Weterynaryjnych – sekcji zwierząt nieudomowionych. Zrzeszeni w nim weterynarze najwyraźniej nie rozumieją idei ratowania zwierząt. To oburzające i niedopuszczalne. Powinni przemyśleć, czy wybrali odpowiedni zawód.

Ogród jest celem gierek politycznych. Nadzoruje go wiceprezydent miasta z SLD. Prezydent i radni przyklaskujący decyzji Sobkowiaka są z PO. Być może próbowali udowodnić, że nie potrzebują wiceprezydenta z lewicy. Uderzyli tym jednak w jednostkę miejską, czyli w samych siebie.

Nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt ma trafić do Sejmu jeszcze przed wakacjami. Przejdzie zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach?

Nie obawiam się o to. To akurat kwestia, co do której posłowie są zgodni. Taki zakaz zamknie też lukę prawną, która pozwalała prywatnym osobom rejestrować sobie cyrk i posiadać na swój użytek lwy „na kolanka”. Bardziej się boję o zakaz hodowli zwierząt na futra, tu lobbing jest ogromny, a w grę wchodzą potężne pieniądze. Nie wiem, czy posłom uda się być na tyle niezłomnymi, by przyjąć taki zapis. Czekamy na tę nowelizację wszyscy, powinna być wprowadzona już dawno. Natomiast wydarzenia z 11 maja pokazują, ze niczego nie możemy być pewni.

Chodzi o tzw. małą nowelizację?

Tak. Sejm w pierwszym czytaniu przyjął projekt, gdzie zmianie miały ulec jedynie zapisy dotyczące podwyższenia kar za znęcanie nad zwierzętami. Postanowiono przy okazji poprawić przepis dotyczący przetrzymywania żywych ryb, a w efekcie go „popsuto”. Nie skorzystano z propozycji Vivy!, która pomogła go odpowiednio sformułować. Przyjęto zapis Ministerstwa Rolnictwa. I teraz ochrona ryb została obniżona, bo zniknęła z tego zapisu… woda. I zostało, że zwierzęta mogą być przetrzymywane „w warunkach umożliwiających oddychanie”. To ogromne pole do nadużyć dla wszystkich, którzy twierdzą, że „przecież ryba oddycha też przez skórę”.

Co się dzieje wokół Morskiego Oka?

To się nigdy nie skończy… w tej chwili Tatrzański Park Narodowy jest na etapie tworzenia prototypu wozu elektrycznego, który i tak będzie ciągnięty przez konie. To najgorszy pomysł z możliwych, bo ten jest cięższy od bryczki o akumulator i silnik. Jeśli pojazd ulegnie awarii – konie będą musiały ciągnąć ciężar znacznie większy, niż dotychczas.

Sezon pracy koni z Morskiego Oka już się zaczął. Dostaliśmy informację, że już 30 kwietnia doszło do spłoszenia koni, które zatrzymały się na ciężarówce, a furmani zabronili turystom filmować. Poprosiliśmy Park o nagrania z monitoringu z dolnej stacji postoju. Apelujemy, aby ludzie nie siadali na wozy. Trasę do Morskiego Oka pokonują osoby na wózkach, o kulach, małe dzieci. Nie trzeba płacić za cierpienie koni.

Viva! ma proces za zniesławienie fiakrów, prawda?

60 furmanów pod koniec 2015 roku wytoczyło proces cywilny mnie, prezesowi fundacji Viva! i Tatrzańskiemu Towarzystwu Opieki nad Zwierzętami. Ucieszyliśmy się, bo pojawiła się szansa, żeby wreszcie przed sądem udowodnić, że konie pracują na trasie ponad siły. Próbowali naciskać, aby proces toczył się w Nowym Sączu, ale to się nie udało. Wtedy furmani stwierdzili prawdopodobnie, że chyba nie chce im się jeździć, przestraszyli się też kosztów. Wycofał się ich prawnik. Wszystko się rozlazło. Czekamy. Sam ich pozew liczył ponad 100 stron. Odpowiedź Vivy! na pozew liczyła zaś 120 stron, a załączniki stron 1000.

Jak zostałaś oficjalnym antychrystem?

W 2015 roku jeden z fiakrów zaprosił mnie na mszę w intencji koni z Morskiego Oka. Odmówiłam, ponieważ nie jestem osobą wierzącą. Wtedy na blogu Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka pojawił się obszerny tekst o tym, że Anna Plaszczyk, wolontariuszka fundacji Viva!, nie wierzy w Boga. Ten tekst naruszał moje podstawowe prawa konstytucyjne do wolności wyznania, skierowałam więc prywatny akt oskarżenia do sądu, czekam na wyznaczenie terminu. Mam nadzieję, że sąd przyzna mi rację. Fiakrzy nie mogą wykorzystywać moich preferencji dotyczących wiary do obniżania poziomu zaufania społecznego wobec mojej osoby.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Weronika Książek

Exit mobile version