Wygląda na to, że wielka polska fantazja o zniesieniu wiz i tym razem się nie ziści. Donald Trump ani myśli traktować nas ze szczególną życzliwością.
Jak wiadomo, w kampanii wyborczej Trump obiecywał zniesienie wiz. Ale póki co nie tylko się na to nie zanosi, ale wręcz przepisy miałyby zostać zaostrzone – na mocy tzw. dekretu antyimigranckiego. W swoim kontrowersyjnym dokumencie Trump nie tylko zabrania wjazdu obywatelom siedmiu krajów muzułmańskich, wstrzymuje przyjmowanie uchodźców, ale również rykoszetem uderza w ułatwienia wizowe dla Polaków wprowadzone przez administrację Obamy dla tych, którzy ubiegają się o odnowienie wizy.
Generalnie sprawa dekretu nie jest zamknięta – wprawdzie wczoraj zrównał go z ziemią sąd apelacyjny w San Francisco, podobnie jak sądy w kilku innych stanach, w których obowiązywanie prezydenckich postanowień zawieszono, lecz Trump zapowiedział już, że zwróci się do Sądu Najwyższego. Stany, które mu się sprzeciwiły, między innymi Minnesota i Waszyngton, udowodniły niezgodność z konstytucją, a także pokazały, iż respektowanie postanowień naraża je na konsekwencje niemożliwe do naprawienia.
Sąd Najwyższy USA znajduje się obecnie w klinczu – nie obsadzono jeszcze wakatu po zmarłym w ubiegłym roku sędzi Antoninie Scalii, pozostało 8 aktywnych sędziów (4 sprzyja Demokratom, 4 Republikanom). Gdyby tak rozłożyły się głosy, to w mocy pozostawałby wyrok sądu federalnego.
Co to oznacza dla Polaków? Nic innego jak to, że Trump nie darzy nas, jak twierdził, żadnymi szczególnymi względami. Nie tylko nie padła obietnica całkowitego zniesienia wiz, ale Trump nie wahał się również wydłużyć okresu oczekiwania dla tych, którzy o wizę ubiegają się ponownie. Gdyby dekret zaczął obowiązywać, musieliby również odbyć obowiązkową rozmowę z konsulem tak jak ci, którzy o wizę ubiegają się po raz pierwszy.