Turcy pójdą do urn wybierać prezydenta i parlamentarzystów ponad rok przed pierwotnie planowanym terminem. Dzisiaj tę wiadomość obwieścił im rządzacy po dyktatorsku prezydent Recep Tayyip Erdogan, który naturalnie spodziewa się reelekcji.
W wystąpieniu transmitowanym z pałacu prezydenckiego Erdogan wymienił 24 czerwca jako datę przedterminowych łączonych wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Do tej pory kalendarz wyborczy przewidywał wybory do Wielkiego Zgromadzenia Narodowego i zarazem wybory prezydenckie na 3 listopada przyszłego roku. Nowa data nie jest jeszcze stuprocentowo pewna, musi ją potwierdzić komisja wyborcza, ale to formalność, bo przygotowania do wcześniejszego głosowania mają ruszyć od razu.
Prezydent, który zostanie zaprzysiężony po głosowaniu (a kandydat jest zasadniczo jeden), będzie już sprawował władzę według modelu ustalonego w referendum dotyczącym systemu politycznego Turcji w kwietniu 2017 r. Zaaprobowane wówczas niewielką różnicą głosów zmiany w konstytucji dają głowie państwa prawo wskazywania wiceprezydentów, ministrów, najwyższych urzędników i sędziów. Prezydent będzie również mógł na mocy dekretów rozwiązywać parlament, wprowadzać stan wyjątkowy i podejmować inne kluczowe decyzje.
Erdogan oznajmił w swoim przemówieniu, że Turcja nie może czekać na implementację tych zmian. – Zarówno transgraniczne operacje w Syrii, jak i wydarzenia o historycznym znaczeniu, jakie rozgrywają się w Syrii i Iraku zmuszają Turcję do sprawnego przezwyciężania niepewności – powiedział.
„Transgraniczne operacje” to oczywiście interwencja w syryjskim Kurdystanie, inwazja na Afrin. Jej powodzenie, tureckie zwycięstwo dokonane przy pomocy byłych terrorystów z IS, przy niemal całkowitym milczeniu światowej opinii publicznej, podsyciło w Turcji nastroje nacjonalistyczne. Erdogan zamierza maksymalnie to wykorzystać, już teraz startując z kampanią wyborczą.
Turecki parlament postanowił dzisiaj również przedłużyć stan wyjątkowy, trwający w Turcji od lipca 2016 r., o kolejne trzy miesiące.