Unia Europejska uznała Turcję za bezpieczny kraj, do którego można odsyłać uchodźców przedzierających się nielegalnie do Europy. Okazuje się jednak, że zastrzeżenia obrońców praw człowieka dotyczące Turcji także w tym zakresie nie były bezpodstawne.
W czwartek kolejna grupa Syryjczyków usiłowała w Turcji szukać ratunku przed wojną. Byli to mieszkańcy około dziesięciu obozów dla uchodźców wewnętrznych, które zostały nieoczekiwanie zaatakowane przez Państwo Islamskie. Dżihadyści przez megafony wezwali uchodźców, by przeszli na zajmowane przez nich terytoria. Ci woleli uciekać do Turcji, jednak wojska tureckie otworzyły do nich ogień. Ostatecznie ok. 5 tys. ludzi dotarło do syryjsko-tureckiego przejścia granicznego w pobliżu Azaz, gdzie w prowizorycznych warunkach koczuje już blisko 30 tys. Syryjczyków. Turcja odmawia otwarcia przed nimi granicy.
Atak Państwa Islamskiego na obozy nastąpił po tym, gdy siły ISIS odniosły zwycięstwo w walce z oddziałami opozycji, które od dwunastu dni prowadziły ofensywę w kierunku Dabik. Ta niewielka wioska ma potężne znaczenie symboliczne – według islamskiej tradycji właśnie tam, od wielkiej bitwy „wiernych” i „niewiernych”, zacznie się koniec świata. Najprawdopodobniej opozycja zamierzała odnieść głośny sukces w bojach z dżihadystami, by w ten sposób podnieść swoją pozycję przetargową w rozmowach pokojowych w Genewie. Jednostki Wolnej Armii Syrii zostały odparte; obecnie ich dowódcy zaprzeczają, by celem ataków było właśnie silnie bronione Dabik i utrzymują, że maszerowali w stronę innej miejscowości – strategicznie położonego Minbidż. Niezależnie od tego, jak było naprawdę, oddziały opozycyjne wyraźnie przeliczyły się z siłami.