Site icon Portal informacyjny STRAJK

Tylko się nie zesrajcie

Źródło: Facebook

Tegoroczne wybory prezydenckie są już tematem tak zużytym, że doprawdy trudno coś więcej dodać do gigantycznego błota milionów już napisanych komentarzy. Warto jednak postawić pytanie, na dosłownie kilka dni przed elekcją, czy to masowe podniecenie jest jakkolwiek uzasadnione.

Do niedawna pewne było, że są to wybory na Dudę. Wszystkie sondaże jednoznacznie wskazywały, że to właśnie obecny prezydent będzie wygranym. Sytuacją wstrząsnęła globalna pandemia, która ponad wszelką wątpliwość wykazała, że PiS to Janusze rządzenia i że ich strategia ciągłego rozhuśtywania społecznych emocji, to metoda sprawowania rządu dusz, która sprawdza się tylko do pewnego stopnia. Państwem się tak rządzić nie da. Kolejne „tarcze” i sposób ich wdrażania ujawniły również faktyczny profil kaczyńskiego stronnictwa, które, przyparte do muru, zaczęło bez opamiętania przesypywać publiczny grosz do kieszeni bogatych. Cóż, rzec można – a nie mówiliśmy?

Nasz głos, to jest konsekwentnej lewicy, od jakże dawna jest li tylko wołaniem na puszczy. Niestety, kolejny raz tak się dzieje i kolejny raz nie daje to nikomu do myślenia.

Nasi lewicowi bieda-liderzy parlamentarnego szczebla, podobnie zresztą jak ich bezkrytycznie oddani wielbiciele, nie wykorzystają i tej okazji do rewizji swojego postępowania. Lewica ponownie zadreptała wstecz pokręciwszy się najpierw nieco w kółko. Za czasów Leszka Millera, z ponad 40 proc. zjechała poniżej progu, teraz z kilkunastu znów leci do niemal zera. Bo wynik Biedronia, który w porywach ma szanse na 3 proc., to zasadniczo margines, ledwo przewyższający ramy błędu statystycznego.

Refleksji jednak nadal brak.

Zamiast niej pojawiają się dziwaczne spory o ewentualne poparcie Witkowskiego, Trzaskowskiego czy nawet Dudy, albo spiskowe teorie, których autorzy niebezpiecznie zbliżyli się do orbity zamachowo-smoleńskiej. Wszyscy zachowują się jakby byli na froncie jakiejś wyobrażonej Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i prąc bez pomysłu do przodu wrzeszczą – każdy na swój sposób – ni szaga nazad! Projekcje własnych wyobrażeń zaczynają mylić się z rzeczywistością już nawet co bardziej przytomnym zadeklarowanym lewicowcom, a wszak kiedyś wyśmiewaliśmy prawicę z tego powodu. To przecież oni, nasi polityczni wrogowie, żyją w świcie złożonym z ich indywidualnych rojeń, fantazji i najmniej skomplikowanych, a przez to najbardziej dostępnych stereotypów, które pomagają zrzucać z siebie odpowiedzialność i plasować ją na barkach jakichś „obcych” bytów. A to uchodźcy, a to masoneria, a to Żydzi, komuniści, weganie czy – najnowszy krzyk tej mody – oświeceniowcy. Tymczasem w takich samych ruchomych piaskach grzęźnie teraz lewica.

Na własne życzenie, oczywiście.

Rozkraczona boleśnie na barykadzie konfliktu pomiędzy dwiema prawicami zbiera razy i kpiny z obu stron, i skutkiem tego zaczyna, wcale brzydko, świecić światłem odbitym powszechnych społecznych emocji. Ci którzy z jednej strony biorą w dupę bardziej od PiS, płaczą nad autorytarnymi zapędami Prezesa Państwa, a drudzy, smagani mocniej przez PO, dopatrują się u tych pierwszych przywilejów i klasistowskiej pogardy dla biedy.

I tak oto, lewica, oskarżająca się chętnie w wewnętrznych dyskusjach o odklejenie od społeczeństwa, dowodzi tego, że jest z nim tak potwornie sprzęgnięta, że nie potrafi się wyemancypować od tyleż fałszywego co kretyńskiego konfliktu, który został w tym nieszczęśliwym kraju nasadzony. Po wyborach też tak będzie, niezależnie od tego, kto je wygra. Jedna lewicowa strona będzie krytykowała drugą za to, że pomogła złowrogiej prawicy – czy to bardziej neoliberalnej, czy bardziej fundamentalistycznej – wykonać wzmacniający ją ruch. Skok poza ten kierat bezsensu politycznego istnienia wydaje się dla lewicy, zwłaszcza tej parlamentarnej, nieosiągalny.

I pal licho ten bezsens, każdy może spędzać czas jak mu się widzi; ja żałuję jednak, że przez takie bezmyślne siupy, które pozorują robienie polityki podobnie jak podrzucane regularnie kolejne PiS-owskie histeryczne samograje, nawet ten segment społeczeństwa, który skłonny jest poprzeć nurt postępowy uczony jest tego, że faktyczny wybór w Polsce to ten pomiędzy 500 plus a wolnymi sądami, między trzynastą emeryturą a godnym traktowaniem mniejszości. Przez to nasza praca, przytomnej lewicy, jest jeszcze trudniejsza. No, ale cóż – nikt nie mówił, że to będzie łatwe.

Tymczasem w niedzielę głosujcie sobie na kogo tam chcecie, i tak nic się nie zmieni, a potem nawrzeszczcie przy wódce albo hummusie na tych, którzy zagłosowali inaczej. Tylko się nie zesrajcie.

Exit mobile version