Opinia sieci społecznościowych (nie mylić z opinią publiczną) doznała raptownego wzmożenia. Sytuacja z uchodźcami na granicy polsko-białoruskiej spadła im z nieba. Zresztą nie tylko im. Wszystkim. Zamienili się z konkretnych ludzi, z imionami i nazwiskami, w bezkształtną masę, która umiera z głodu i pragnienia, choruje i walczy o przeżycie lub stara się przemocą sforsować granice naszego raju, jest narzędziem w rękach dyktatora (niepotrzebne skreślić).
Zastanawiam się, co przeszkadza dociekliwym posłom i obrońcom praw człowieka opublikować imiona i twarze konkretnych dwudziestu paru uchodźców. To dodałoby dramatyzmu, a ze względu na szczupłość prezentowanej grupy, dużo miejsca w gazecie lub czasu antenowego nie zajmie. Technicznie wykonalne. Jednak nie, to nie jest nikomu potrzebne. Wystarczą dramatyczne opisy „grupa uchodźców” (i kot oczywiście – dla miłośników zwierząt). Od którego dnia uchodźcy przestali mieć znaczenie? Sądzę, że od pierwszego.
Po spontanicznym, a nie granym na pokaz przyjeździe posła Koniecznego na miejsce, nagle na jego kolegów musiało spłynąć olśnienie. „Na tym można zrobić sobie punkty”, słusznie zapewne pomyśleli. I na miejscu zaroiło się od posłów opozycji, pochylających się z troską, machających legitymacjami, przepychających się przez kordon Straży Granicznej, rozkosznie pewnych, że wprawdzie im się nie uda, ale będą dobre ujęcia.
Przedstawiciele władzy z kolei są zachwyceni, mogąc w mediach użyć swojej ulubionej narracji patriotycznej: obrońcy polskich granic, przedmurze chrześcijańskiej Europy, dzielna armia stojąca jak skała wobec napierające obcego żywiołu.
Nie mam pojęcia, skąd ten hejt na Władysława Frasyniuka. On przecież niczego nadzwyczajnego nie powiedział. Trzyma się tylko obowiązującej w III RP narracji o ludziach, których miejsce w hierarchii społecznej jest niziutko. Takimi są szeregowi funkcjonariusze struktur siłowych. „Śmiecie” to dość proste do zrozumienia określenie. Nic nie warte śmieci się wyrzuca, są zbędnym odpadem. Mówienie o kimkolwiek w ten sposób jest dehumanizacją. Łatwo przechodzi przez usta w III RP. 30 lat na to pracowaliśmy. Frasyniuk jest tego rezultatem.
Klaudia Jahira powiedziała to, co powiedziała zapewne niespecjalnie zastanawiając się nad znaczeniem swoich słów. Nie ma już teraz znaczenia, jak ktoś zrozumiał lub interpretuje ta wypowiedź. Nawet pani posłanka. To jednak jest nieważne. Ważne jest, że wszyscy międlą ją teraz, łącząc obowiązkowo z nazwiskiem posłanki, darując jej kolejną chwilę nieśmiertelności, co za ulga! Ludzie potem tylko zapamiętają, że była aktywna. Przed wyborami jak znalazł. O to chodzi przecież od początku.
I gdzieś tam, na skrawku ziemi gniotą się ludzie, nie rozumiejący po polsku, z obcej, bo całkowicie niezrozumianej przez nas, galaktyki. I kot, oczywiście. Nie mają dla nikogo żadnego znaczenia. Witajcie we współczesnej Europie.