Amerykanie szukają pretekstu, by rozpocząć interwencję przeciwko syryjskiemu rządowi już bez żadnych ograniczeń? Świadczy o tym komunikat wydany w nocy przez Biały Dom.
Any further attacks done to the people of Syria will be blamed on Assad, but also on Russia & Iran who support him killing his own people.
— Nikki Haley (@nikkihaley) 27 czerwca 2017
Amerykańskie oświadczenie zdaje się zapowiadać poważne plany o potencjalnie katastrofalnych dla całego Bliskiego Wschodu skutkach. Tym bardziej, że wpisują się w serię incydentów, podczas których Amerykanie jawnie i bezpośrednio występowali przeciwko wojskom syryjskim: uderzenia lotnicze w zaprzyjaźnione z al-Asadem szyickie milicje, zestrzelenie syryjskiego drona, a w ubiegłym tygodniu – syryjskiego Su-22. Nie widać natomiast po ich stronie tego samego zapału, jeśli chodzi np. o zwalczanie terrorystów z dawnego oddziału Al-Ka’idy, Dżabhat an-Nusra; obecnie organizacja ta nie jest już nawet traktowana jako terrorystyczna, a USA udają, że wierzą, że zmieniając nazwę, wyrzekła się też dawnych skrajnych metod walki.
Agencja Reutera podała, że podstawą dla stwierdzeń rzecznika prasowego Białego Domu były dane wywiadowcze dotyczące miejsc, gdzie w myśl amerykańskich podejrzeń (niepotwierdzonych) mogłaby znajdować się broń chemiczna. Wokół tych miejsc dostrzeżono ostatnio nadzwyczajny ruch i aktywność (szczegółów brak), co daje pewne podstawy przypuszczać (i tylko przypuszczać), że szykowane są jakieś nadzwyczajne działania. Autorzy raportów nie podejmują się jednak trudu sformułowania jednoznacznych wniosków, ani tym bardziej zaleceń. Jak widać, administracji Trumpa wystarczą nawet tak ulotne spostrzeżenia, by odgrażać się interwencją, która zniszczy do reszty i tak zniszczoną Syrię, przynosząc niewyobrażalne straty tym samym cywilom, o których Ameryka się „zatroszczyła”.