Site icon Portal informacyjny STRAJK

Uśmiech Farage’a

Fotografia J. Samolińskiej

Justyna Samolińska, foto: Bojan Stanisławski

Wczoraj we wschodnim Londynie odbyła się demonstracja proimigrancka. Jedna z wypowiadających się działaczek opowiedziała o kolorowej dziewczynce, która w dzień ogłoszenia wyników przyszła do szkoły i usłyszała od koleżanki, że teraz będzie musiała wyjechać. I niezależnie od tego, kto w czwartek głosował za „leave” a kto za „remain„; niezależnie od tego, czy Wlk. Brytania dostanie teraz od Unii przykładnie po łapach, czy też stanie się rajem podatkowym dla unijnych biznesmenów – to właśnie to przekonanie, że jakaś ogromna rzesza ludzi nie jest już u siebie, jest najpoważniejszym skutkiem Brexitu – paradoksalnie, nie tylko na Wyspach, ale w w całej Europie.

Unia Europejska, przynajmniej w teorii, opierała się na idei, że można budować wspólnotę ponadnarodową. Oczywiście – sama była tej idei zaprzeczeniem, a polityka UE wobec migrantów w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nie może nie budzić obrzydzenia. Unijni biurokraci sprawują rządy w sposób całkowicie niedemokratyczny, a polityka cięć świadczeń społecznych czy pompowanie sektora finansowego były w ramach UE obligatoryjne – przypomnijmy choćby, jak zdewastowano w związku z tym gospodarkę i społeczeństwo greckie.

Ale ani Brexit ani zapowiadane przez LePen czy Wildersa referenda w innych krajach Unii nie są wyrazem niezgody na austerity – są postawieniem tezy, że taka ponadnarodowa wspólnota nie jest możliwa ani konieczna. Brytyjczyków przekonano, że są tak wspaniałym narodem, że w każdej sytuacji poradzą sobie sami, że żadne unijne regulacje i standardy nie są im potrzebne, grano na imperialnej dumie i kwestiach godnościowych, które – zwłaszcza na mniej zamożnej i głęboko dotkniętej cięciami północy – znalazły posłuch. Kampania przez Brexitem i te kilka dni po referendum pokazały, że nieprawdopodobnie przesunęła się linia przyzwolenia na ksenofobię i rasizm. Nie bez powodu za jednego z największych przegranych uważa się nie tylko Camerona, ale i Corbyna, a najszerszy uśmiech widzimy na twarzy Nigela Farage’a.

Nie ma w tych warunkach niestety absolutnie żadnych podstaw, żeby twierdzić, że w tej nowej Anglii – bo powiedzmy sobie szczerze, „Zjednoczone Królestwo” długo zjednoczone nie pozostanie, Szkocja i Irlandia Płn. prawdopodobnie będą chciały niezależności od Londynu – powstanie jakiś nowy, lepszy porządek. Tak samo nie ma żadnych powodów, żeby uważać, że poważne osłabienie czy nawet rozpad Unii, spowodowany sumą narodowych szowinizmów, ma szansę doprowadzić do bardziej sprawiedliwej i równościowej Europy.

Mówi się, że głosy na „leave” były pokazaniem środkowego palca brytyjskiej klasie politycznej. Niestety, eurosceptyczni wyborcy pokazali go głównie pakistańskim uczennicom, polskim pielęgniarkom i somalijskim kierowcom, bez których, swoją drogą, Anglicy naprawdę sobie nie poradzą.

Exit mobile version