Pielęgniarki z CZD wykazały się rzadko spotykaną dziś w Polsce zbiorową odwagą i solidarnością. Niestety, reakcje na dzisiejsze zakończenie strajku są kolejnym zwiastunem umysłowej atrofii na tzw. polskiej lewicy.
W nocy z ósmego na dziewiątego czerwca br. protestujące pielęgniarki zawarły porozumienie z dyrekcją Centrum Zdrowia Dziecka. Jeszcze nie minęło południe, a już goszyści w sieciach społecznościowych dmuchali w ocean, by wezbrała fala aplauzu. Widoczna wprawdzie tylko dla nich, ale co tam.
Wzniosłe bzdurki na modłę „Wiwat pielęgniarki, wiwat wszystkie stany” plus cytaty lub oklepane dykteryjki o nadprzyrodzonej mocy zjednoczonej klasy robotniczej i jej oczywistej mądrości sypały się systematycznie. Naturalnie nie zostało to wyrażone expressis verbis, lecz jako westchnienia do „typowych metod”, które po prostu wystarczy stosować tak, jak zrobiły to pielęgniarki z CZD i wszystko będzie dobrze. Bo wszak socjalizm, to radziecka gospodarka planowa z domieszką demokracji, a światowy, gdy jest tak wszędzie.
Tymczasem ekscytować się nie ma czym. Wynagradzanie pielęgniarek na poziomie nie przekraczającym dwóch tys. złotych netto w największym dziecięcym szpitalu, to, moralnie i politycznie biorąc, przestępstwo. Fakt, iż teraz stanie się ono o 300 zł bardziej umiarkowane nie czyni tu żadnego „zwycięstwa”. Jest to oczywiste dla każdego człowieka, który zachował resztki przytomności umysłu. Wiem, że w Polsce jest to niełatwe, ale jednak. Dorosłość zobowiązuje niezależnie od danych lokalizatora GPS w naszych smartfonach.
Zacznijmy od tego, że pielęgniarki nie „wywalczyły podwyżki od 200 zł mniejszej niż chciały”. Dynamika przebiegu protestu i stosunek dyrekcji oraz resortu hrabiego Radziwiłła wskazują wyraźnie, że kobietom tym rzucono po prostu ochłap, żeby się zamknęły i dały w spokoju dalej wprowadzać dobrą zmianę. Prezes Państwa wydał polecenie zakończenia protestu, to się napięli i z któregoś portfela wypadło po parę stów więcej. Nie dziwię mu się nic-a-nic. Ma skaranie boskie z KODeinistami, Komisją Europejską, przed nim Światowe Dni Młodzieży i uroczysta wizytacja Wielkiego Brata zwana szczytem NATO. A te mu tu teraz głowę zawracają. Czy druga strona porozumienia dotrzyma jego postanowień? Trudno powiedzieć, bo już kiedyś im obiecano 400 zł podwyżki, a one cierpliwie przez lata znosiły upokorzenia i biedę.
Fakt, iż udało się zawiesić protest na takich warunkach jest świadectwem tragicznej słabości ruchu pracowniczego, zarówno w jego ogólnoklasowym jak i instytucjonalnym wymiarze. Jeżeli można ugasić pożar po tak potężnej eksplozji, jaką był wybuch strajku w CZD niewielkim nakładem sił, to znaczy, że niezdolność populacji zamieszkującej Polskę do bycia społeczeństwem pogłębiła się już być może w stopniu już nieodwracalnym.
Oczywiście, ostateczna odpowiedzialność za podpisanie takiego porozumienia spoczywa na stronach, które je sygnowały. Nie zamierzam rozstrzygać czy to dobrze, czy to źle dla pielęgniarek. Każdej pracownicy w Polsce życzę kilkuset złotowej podwyżki. Niemniej, już na początku strajku jasne było, że pielęgniarki wypowiedziały wojnę zarządowi CZD i ministerstwu, bazując na żądaniach minimum. W każdej grze interesów zawsze licytuje się wyżej, żeby można było stworzyć sobie przestrzeń do negocjacji; nie trzeba być jakimś wybitnym strategiem, by to wiedzieć. Zapewne będzie to z mojej strony cokolwiek bezczelne, ale jako że w Polsce bezczelność po cichu, ale powszechnie, ceni się jako najwyższą cnotę – pozwolę sobie na szczyptę paternalizmu.
Można z pewnością było przywalić cztery tys. zł brutto dla każdej pielęgniarki i zwiększenie personelu o 100 proc. oraz od razu zagrozić, że brak podpisania porozumienia na tych warunkach oznaczał będzie, iż wszystkie siostry, w zjednoczonym marszu, powędrują zaraz do działu kadr i złożą, jedna po drugiej, wymówienia. Pracę o mniejszym ciężarze gatunkowym na podobnym lub wyższym poziomie płacowym znaleźć można bez problemu w lokalnym supermarkecie „na kasie”, więc wielkiego zagrożenia egzystencjalnego osobiście nie dostrzegam w razie konieczności realizacji takiego scenariusza. I wtedy byłoby o czym rozmawiać, bo Prezes Państwa, via hrabia Radziwiłł, ryzykowałby katastrofę wizerunkową w postaci zamknięcia CZD. Cały rząd dostałby drastycznego rozwolnienia.
Tymczasem mieliśmy festiwal nienawiści do pielęgniarek we wszystkich niemal mediach. Podobnie jak w kwestii Putina, który zarówno zdaniem „Gazety Wyborczej” jak i „Gazety Polskiej” gwałci małe kanarki i zjada polskie niemowlęta na kolację, tak i pielęgniarki były równie obelżywie traktowane przez oba obozy. W końcu, jak napisałem wyżej, rozrzucono na stole negocjacyjnym jakieś okruszki, żeby się zamknęły.
Same pielęgniarki tłumaczą się „odpowiedzialnością za małych pacjentów”. To straszne. Jeśli pracownicy i ich liderzy związkowi będą kierowali się czymś więcej niż konkretnym klasowym interesem; jeśli podczas negocjacji ich imperatywem będą tego rodzaju niuanse, to zawsze przegrają. Zawsze, bez wyjątku, bo grają z gangsterami. Nie siada się do rozmów z lokalnym mafiozo epatując go tragedią czyjegoś losu. On jest wszak zawodowym jej sprawcą.
I na wszystko to tzw. polska lewica (albo przynajmniej jej część) skłonna jest wrzasnąć „Hurra!”. Bezmyślność, odwrotnie niż Polacy z KOD, prima sort. W takich okolicznościach, od lewicy oczekiwać należy krytycznej analizy i jakichś pomysłów na dalsze kroki oraz przełożenia wyciągniętych z tego strajku wniosków na własne polityczne strategie i taktyki. Niestety, takowych nie ma i pewnie długo nie będzie. Zamiast tego widać tylko mikro-fanfaronadę w sieciach społecznościowych, albo rozważania o przyszłości pielęgniarek w CZD na kanwie wykorzystania jakiegoś hasztagu.
Przy takiej postawie związków zawodowych i tzw. polskiej lewicy nie ma o czym mówić. Nawet bez tego co spin-doktorzy PiS-u nazwali przemysłem pogardy, Prezes Państwa będzie mógł wyciąć nie tylko Puszczę Białowieską, ale i do „ustawy antyterrorystycznej” wpisać zakaz zrzeszania się pielęgniarkom, nauczycielom i – dajmy na to – górnikom.
Grzeczność nie popłaca. Jeśli za 10 czy 15 lat nie chcemy obudzić się z kolejnego letargu, to naprawdę czas zacząć kopać w stół przy którym siedzą bankierzy, biskupi i ministrowie. Niechże się chociaż jednemu kawa wyleje na spodnie.