Reakcja jest podła, ale reakcje jeszcze gorsze.
Z końcem listopada człowiek chciałby już się otrząsnąć z niechcianych wrażeń po kolejnym Marszu Niepodległości, ale rzeczywistość skrzeczy nad głową i nie daje odetchnąć. Zrządzeniem losu tej jesieni jest zrzędzenie opozycji – tyleż słuszne, co denerwujące. Ta nadęła się znów paradnie po międzynarodowym spektaklu gorzkich żali z powodu nagle odkrytej faszystowskiej gorączki dolegającej w Polsce. Grzmoty z użyciem słowa „faszyzm” opublikowane w anglojęzycznych mediach sprawiły, że połowa tzw. narodu polskiego stała się specjalistami od faszyzmu i skrajnej prawicy.
Tak jak w przypadku wiadomego samolotu – wtedy całe społeczeństwo posiadło nagle najwyższą (niekiedy wręcz tajemną) wiedzę w zakresie awiacji cywilnej i wojskowej. Niestety, nie mamy szczęścia do ekspertów. Żonglują oni jakimiś fantazmatami i emocjami, czasem „dowodami” w postaci klipów na YouTube, podają dalej wpisy Cezarego Gmyza na Twitterze, ale na tym koniec. Facebook kipi od cytatów z „New York Times” i „Guardiana” i wszyscy popadają w mroczną ekscytację końcem czasów, ale jakoś nikt nie wysilił się, żeby wyjaśnić sobie czy swojemu koleżeństwu, dlaczego musimy w ogóle o tym rozmawiać.
Tłumaczę więc, aby stała się jasność. To nie z powodu PiS. Niemiłościwie nam obecnie panujący są skutkiem, a nie przyczyną. Kaczyński i jego trupa są efektem wielu patologii polskiej transformacji, które już wielokrotnie opisywałem i nie zamierzam się powtarzać. Tym, do których nie dotarło, wspomnę tylko uprzejmie o dwóch podstawowych kwestiach.
Pierwsza brzmi banalnie, ale jest fundamentalna – nie było lepszego dżemu. I jest to wina całej klasy politycznej. Już u progu „wolnej Polski”, która nastała w 1989 r. nowi i starzy rządzący (oraz nowi-starzy, bo wszak niemała część prawicy to po prostu rozmaite wcielenia prokuratora Piotrowicza) domówili się co do kilku spraw. Jedną z nich było zamknięcie wszystkich drzwi po lewej stronie korytarza polskiej polityki. Lewica miała po prostu przestać istnieć i przestała. Układ zezwalał wprawdzie na jakieś ersatze typu „postkomuniści” (cokolwiek to znaczy), ale i ich udział w procesie politycznym warunkowany był przejściem na świętą wiarę neoliberalną. „Komuchy” w Sejmie i Senacie pospieszyły spełnić te oczekiwania, dawno temu popierając tzw. plan Balcerowicza.
Przez niemal trzydzieści lat biedniejące i popadające w rozliczne patologie społeczeństwo piszczało o lewicową alternatywę i nawet dało 16 lat temu millerowemu SLD poparcie podobne jak dziś PiS-owi. Ci pierwsi jednak zrobili wszystko, by upieprzyć społeczne zaufanie, a ci drudzy wręcz przeciwnie.
Plujący krwią i jadem na status quo lud w końcu sobie alternatywę wyrąbał. Skoro zaryglowaliście drzwi na lewo, to otworzył sobie te po drugiej stronie. Tym razem nikogo nie pytał co i czy można, ale pootwierał wszystko. No to zza jednych wyskoczył Kaczyński, zza drugich ONR, zza trzecich Braun z Michalkiewiczem, a potem to wszystko zaczęło się pięknie zlewać w Marsz Niepodległości i „dobrą zmianę”. I nastała zmiana okropna, niemniej prawdziwa.
Sfrustrowany trzydziestoletnią dekadencją elektorat nie miał po prostu szans. Wybrał tych, którzy rozmontowali jakąś część transformacyjnego konsensusu i dopuścili minimum socjalnego wsparcia. Zademonstrowali samodzielność, nie tylko pozwalając krytykować III RP, ale czyniąc z tej – fałszywej do cna, oczywiście – krytyki flagowy okręt swojej narracji. Jeżeli Waszą odpowiedzią, drodzy Eksperci, będzie niepohamowane pieprzenie o „faszyzmie” i nic poza tym, nawet w doborowym towarzystwie jakichś międzynarodowych dostojników niczego nie wskóracie. Polki i Polacy będą dalej żądali alternatywy. Z takim podejściem nie macie szans na nic „prócz do świata żalu dziecięcego”, jak śpiewał Kaczmarski.
To raz. Dwa – Wasi obecni, zagorzali w walce z faszyzmem, koledzy i koleżanki z niedozjednoczonej opozycji też wspierali wykuwanie się porządków, których sami są dziś ofiarami. Od początku spontanicznego sprzeciwu wobec narastającej brunatnej fali „Gazeta Wyborcza” i jej przystawki zrobiły wszystko, żeby ten ruch autentycznego obywatelskiego niepokoju skolonizować i podporządkować własnym schematom. To nikt inny jak Tomasz Lis (chociażby) bawił się długie lata w rozważnego i romantycznego, sprowadzając marszystów niepodległości i ludzi, którzy próbowali te imprezy blokować do tego samego mianownika, nazywając ich „zagrożeniem” i sugerując, że chodzi im zasadniczo o to samo. Wygodnie pomijał przy rozliczne proste fakty, przeczące takim idiotycznym tezom, ale na tym właśnie polega poziom takiej „ekspertyzy”. Wyszło na to, że pomiędzy walką o wolne weekendy i BHP oraz Holokaustem nie ma zasadniczo żadnej jakościowej różnicy. Jedno zło i drugie zło, bo po ulicach się ino naparza, zamiast jeść ciastka, skoro nie ma chleba.
W ten sposób czołowe ekspozytury obecnej „opozycji demokratycznej” zdławiły spontaniczny i jakże potrzebny społeczny sprzeciw, a teraz dziwią się, że nie ma komu zablokować „marszu faszystów”. Ano nie ma. „Chcieliście takiej Polski – to macie” rzekł ongiś mistrz Kofta. I innej prędko nie będziecie mieli, bo nic się w Waszych zabałaganionych umysłach nie urodziło na miarę Smoleńska czy choćby 500+. Z czym do ludzi? Kogo jeszcze wzruszą Wasze lamenty? Macie teraz okazję lamentować z zagraniczniakami – fajnie. W kupie raźniej, ale ciągle w kupie.
Poza tym, gdybyście posiedli zdolność myślenia przekraczającą granice wyznaczone przez TVN i „Tygodnik Powszechny”, to punktowalibyście bezlitośnie rząd za wszystkie groźne bezmyślności, a nie siedzieli na bujanej przez Kaczyńskiego huśtawce emocji. Ot, prosty przykład. Złowrogi rycerz dobrej zmiany – Antoni Macierewicz – to wszak jeden z Waszych ulubieńców. Wielki rejwach robicie o 20 mld zł, które powędruje na rocznie na 500+, które zniszczy nasz budżet i doprowadzi na skraj zapaści, ale jakoś nie przeszkadza Wam to, że prawie dwa razy tyle resort Antka Policmajstra wywali na wyrzutnie rakiet Patriot, które zakupimy od przyjaciół Amerykanów. Wiadomo, że żelastwem tym nikt się nie naje, ani przed niczym nas ono nie zabezpieczy, a zwłaszcza przed wyimaginowanym „rosyjskim zagrożeniem”. A można by wszak łatwo przelicytować PiS w żądaniach socjalnych i domagać się rozdysponowania tych wolnych środków na cele społecznie użyteczne.
Ale Wasza „ekspertyza” Drodzy Opozycjoniści i Drogie Opozycjonistki, na to nie pozwala. Kończy się tam, gdzie zaczyna się Chrystus Narodów i odkupiciel świata, który drugi raz pokona Związek Radziecki. Albo zechce pognać stąd Żydów i Arabów, ocaliwszy w ten sposób „cywilizację europejską” i „wartości europejskie” (kto przed „ciapatymi”, kto przed „ruskimi”). Was to po prostu kręci, żałujecie tylko, że taki PiS i ten kurdupel zabrali Wam zabawki. Płaczcie dalej, tylko, błagam, ciszej. bo żenada chwyta z każdą Waszą łzą.