Szanse socjalisty Jeana-Luca Melenchona w zbliżających się wyborach prezydenckich we Francji rosną bardzo szybko. Jego najwięksi przeciwnicy, klasa próżniacza, dali właśnie kolejny powód do udzielenia mu poparcia.
Sensacyjną wiadomość podał serwis internetowy Bloomberg. Dziennikarze Helene Fouquet i John Follain opisują zasłyszane w jednym z wytwornych paryskich lokali gastronomicznych rozmowy. Sami także starają się nawiązać dialog; zarówno z klientelą jak i personelem. Chodzi o Bistro Volnay znajdujące się niedaleko placu Vendome.
Z relacji dziennikarzy wynika, że postać Melenchona nie schodzi z ust ucztujących tam bogaczy. Twierdzą, że bardzo duża część klienteli rozważa natychmiastową emigrację w wypadku ewentualnego zwycięstwa tego kandydata. Przypominają także, że podobne emocje towarzyszyły w 1981 r. wyborom, które wygrał lewicowy Francois Mitterand. Milionerzy mówili o emigracji, a prawicowe media wieszczyły rychłe pojawienie się radzieckich czołgów na ulicach Paryża.
Dziennikarze postanowili spytać o zdanie właściciela luksusowego wyszynku – 45-letniego Phelippe Marquesa.
– Ludzie mówią, że jeśli Melenchon wygra, opuszczą kraj. Jestem pewien, że w takim wypadku, wcześniej czy później, ja także będę musiał uciekać – stwierdza paryski burżua, którego restauracja sąsiaduje z jubilernią Cartier, centralą Chanel, hotelem Ritz i paryskim oddziałem J. P. Morgan.
– Nie ma szans na żadną gospodarkę z prezydentem Melenchonem. On myśli tylko o podatkach i ograniczeniach. To będzie gorszy cios dla naszej gospodarki niż wszystkie ataki terrorystyczne razem wzięte – dodaje, w swym kuc-komentarzu, Marques.