Przypowieść o tym, jak stolica województwa okrada sąsiednie gminy.
Na Opolszczyźnie wrze. Takich manifestacji nie widziano w tym regionie od czasu obrony województwa w 1998 roku. Na demonstracjach kilkaset osób skanduje: „Będzie powstanie! W Opolu będzie powstanie!”. Protestują mieszkanki i mieszkańcy podopolskich gmin: Dobrzenia Wielkiego (Groß Döbern), Dąbrowy (Dambrau), Komprachcic (Comprachtschütz), Prószkowa (Proskau) i Turawy (Turawa).
Wszystko zaczęło się w listopadzie 2015 roku. Prezydent Opola, Arkadiusz Wiśniewski, za pośrednictwem lokalnego dziennika poinformował, że zamierza poszerzyć granice administracyjne miasta o sołectwa z pięciu sąsiednich gmin. W tym samym miesiącu Rada Miasta przyjęła uchwałę intencyjną, w której opowiedziała się za „większym Opolem”. W tym samym miesiącu rozpoczęły się również protesty.
Taki scenariusz był łatwy do przewidzenia. Problem polega bowiem nie tylko na tym, w jaki sposób Wiśniewski ogłosił swą decyzję (informacja mieszkankom i mieszkańcom gmin gruchnęła jak grom z jasnego nieba), ale także na jej szczegółach merytorycznych – oto gminy miały zostać okrojone z kilku sołectw, których wybór bynajmniej nie był przypadkowy. Turawie planowano zabrać dochodowe centrum handlowe Turawa Park, a Dąbrowie tereny, które gmina uzbroiła pod inwestycje na własny koszt. Największy cios spadł jednak na Dobrzeń Wielki – to na terenie sołectwa Brzezie (Finkenstein) znajduje się Elektrownia Opole. Jej obecna rozbudowa to największa inwestycja w Polsce, a wpływy z podatków sięgają rocznie 40 mln złotych. Przyłączenie tych terenów do Opola oznacza dla pozostałej części gminy katastrofę: roczny budżet z 70 mln złotych skurczy się do 27 mln. Nawet po najbardziej drastycznych cięciach (wygaszanie szkół, domów kultury i klubów sportowych) Dobrzeń Wielki będzie wypłacalny jedynie przez kilka miesięcy w ciągu roku. Straty społeczne będą zaś nieodwracalne: dla mażoretek z zespołu Seniorita czy chłopaków z klubu Victorii Chróścice to odebranie im sensu życia.
– Przede wszystkim wierzę w demokrację i że ktoś nas wysłucha. Nie zgadzam się z arogancją i butą władz Opola. Wiśniewski mówi o przyszłości regionu, ale myśli tylko o dzieciach w Opolu, a nie o dzieciach z najbliższych wiosek – mówi lokalną odmianą języka śląskiego Monika z Dobrzenia, nauczycielka. Jej szkoła jest najbardziej zagrożona zamknięciem, gdyż znajdzie się poza Opolem, w gminie okrojonej z 2/3 budżetu. – Co innego miejscowości, które będą przyłączone, one być może będą dobrze funkcjonować przez kilka lat. Ale te wioski, które zostaną, już nie – dodaje.
Dobrzeń Wielki jest najbardziej zaangażowany w protesty. Od ogłoszenia „planu Wiśniewskiego” mieszkanki i mieszkańcy zorganizowali dziesiątki demonstracji na terenie gminy, w Opolu, a dwie pod MSWiA w Warszawie, gdyż ostateczną decyzję w tej sprawie podejmuje rząd. Powołany został komitet „Tak dla samorządności”. – Protestujemy, bo nasz głos jest ciągle pomijany. Wszystko dzieje się ponad naszymi głowami – mówi Rafał Kampa, jeden z jego założycieli. Determinacja i wola walki społeczności podopolskich gmin są naprawdę godne podziwu. Podczas zebrań wiejskich sale są wypełnione po brzegi. Na co trzecim budynku wiszą transparenty. W kolektywnie podpisanym hymnie („mieszkańcy Gminy Dobrzeń Wielki”) ludzie śpiewają: „My wspólnym celem połączeni / Żyjemy razem już od wielu lat / Nie psujcie cośmy zbudowali / To nasze życie, to nasz świat”. Dobrzenianki i Dobrzeniacy tak w refrenie nazywają swoje wioski: „Tu jest nasze miejsce, tu jest wspaniały, ukochany dom!”. Na demonstracjach większość ich uczestniczek i uczestników nosi koszulki i flagi z mottem protestów: „Cała gmina zawsze razem!”. Kilkaset ludzi protestuje przez kilka godzin w ulewnym deszczu. Protestuje o 6:00 rano. Poświęca urlopy. Wyjazdy do Warszawy opłaca w większej części z własnych kieszeni.
Nie trzeba dodawać, że protesty mają charakter całkowicie oddolny. Inaczej twierdzi jednak powiązany z prezydentem Wiśniewskim Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości: demonstracje są inspirowane i podburzane przez mniejszość niemiecką. Wynik konsultacji społecznych to również „wina” mniejszości niemieckiej (w żadnej z gmin przeciwko poszerzeniu nie opowiedziało się mniej niż 90 proc. mieszkanek i mieszkańców, miażdżąca część powiatu opolskiego jest przeciwna poszerzeniu). Gra kartą narodowościową jest wyjątkowo haniebna, lecz Dobrzenianki i Dobrzeniaków władze Opola oraz Patryk Jaki obrażali również na inne sposoby. Setkę wolontariuszy, która w ramach konsultacji wykonała ciężką pracę chodząc od drzwi do drzwi z ankietami, oskarżano o tendencyjność w wyborze domów. Konsultacje porównywano do ZSRR i Trzeciej Rzeszy. Protestujących nieraz określano jako „ciemny lud” – w końcu mieszkańców wsi można tak nazywać bez skrupułów. Najbardziej dotkliwe kłamstwo dotyczy przebiegu manifestacji w Brzeziu pod Elektrownią Opole: lokalni politycy PiS oraz wiceminister sprawiedliwości nieustannie powtarzają, że rzucano kamieniami w gości z Warszawy. Byłem na tej manifestacji, od obradującej pod namiotem „śmietanki” odgradzała mnie tylko barierka. Poza głośnym skandowaniem nie stało się nic. Nie poleciał ani jeden kamień. Wszystko jest zarejestrowane. Mieszkanki i mieszkańcy szykują pozew zbiorowy przeciwko Patrykowi Jakiemu.
Oburzające jest nie tylko zachowanie poszczególnych osób, ale także instytucji. Do dzisiaj nie zaprezentowano żadnego bilansu korzyści i strat dla Opola. Rada Miasta, mimo braku wglądu do wniosku przygotowanego przez Wiśniewskiego, poparła rozszerzenie Opola i przegłosowała je. Wniosek został skierowany do wojewody. Przez dwa tygodnie pozostawał tajny, w tym czasie toczyła się dyskusja nad czymś, czego nikt nie widział. W końcu profesor Marek Szydło, specjalista od prawa administracyjnego, stwierdził, że wniosek jest niezgodny z prawem. Ratusz opłacił więc inną ekspertyzę, zgodnie z którą na poziomie prawnym wszystko jest w porządku. Wniosek został w końcu zaopiniowany przez wojewodę pozytywnie. W treści umniejszono konsultacjom społecznym w gminach. W świetle rozmaitych wątpliwości prawnych i merytorycznych wojewoda posunął się do karkołomnego stwierdzenia, jakoby „opiniował nie wniosek, a ideę”. Tak czy siak skierowano go do MSWiA. Rząd miał czas na podjęcie decyzji do końca lipca tego roku. 20. dnia miesiąca zaplanowano obrady Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, która miała wydać opinię na jego temat. Na ten dzień przed MSWiA mieszkanki i mieszkańcy zorganizowali największą dotychczasową pikietę antyposzerzeniową w stolicy. I oto kilkanaście godzin przed planowanymi obradami i protestami, wieczorem 19 lipca, Patryk Jaki ogłosił na Twitterze, że na przyspieszonym posiedzeniu rządu decyzja o poszerzeniu została zatwierdzona. Nie poczekano nawet na opinię KWRiST. Decyzję obwieścił wiceminister sprawiedliwości, który kompetencyjnie nie jest w żaden sposób powiązany z rozpatrywaną sprawą, lecz którego znajomych i pracowników prezydent Wiśniewski zatrudnia na publicznych stanowiskach od kilkunastu miesięcy (ojciec Jakiego został wiceprezesem miejskich wodociągów, a wiceprezydentem miasta mianowano pracownika gabinetu Jakiego, Marcina Rola, który ponoć nie spełniał wymogów formalnych – jego staż pracy był zbyt krótki do pełnienia funkcji wiceprezydenta). W zasadzie każdy krok administracyjny obarczony był albo wątpliwościami prawnymi, albo złamaniem demokratycznego obyczaju. I każdy z nich uszedł władzom na sucho.
Decyzję o poszerzeniu Opola przez cały czas uzasadnia się potrzebą rozwoju województwa. Bez silnej stolicy nie ma silnego regionu. Proces poszerzania się miast jest przecież odwieczny i naturalny, a „duże” jest „silne”, bo większa powierzchnia to więcej miejsca na inwestycje. Niestety to jedynie slogany, za którymi nie kryje się żaden konkretny plan. Pominąwszy podstawowe pytanie o jakość miejsc pracy, które pewnie i tak nigdy nie powstaną, to prostackie rozumowanie zawodzi na każdym polu. To, co znajduje się poza Opolem, traktuje się bowiem jak ciała obce, które rzekomo nie pracują na rzecz Opolszczyzny – elektrownia może przynosić zyski województwu tylko jeśli znajduje się w jego stolicy. Władze nie mają pojęcia o takim terminie jak „eksurbanizacja” i o problemach, jakie wynikają z rozlewania się miast: można zmniejszać nominalne ceny za konkretne usługi publiczne, ale nie ma takiej siły, która sprawi, że pokonywanie większych odległości będzie tańsze, a nie droższe. Oznacza to, że miasto będzie niepotrzebnie tracić środki na zarządzanie większą powierzchnią. Zarządzanie to obejmuje chociażby zwiększoną konsumpcję paliwa, którego częstsze uzupełnianie to utrata kolejnych pieniędzy na rzecz koncernów paliwowych, nie płacących przecież podatków w województwie opolskim. To również dyskomfort związany z pokonywaniem większych odległości i marnotrawstwo czasu, które także przekłada się na koszty. Poza tym poszerzanie się miast często dokonuje się w sposób naturalny, ale proces ten dotyczy ośrodków z wyżem demograficznym, które już „duszą się” w obrębie swojej powierzchni. Problem ten w żadnym razie nie dotyczy Opola – miasta, w którym życie na starówce zabiły budowane w jej obrębie centra handlowe i które mierzy się z depopulacją i masowym odpływem młodych ludzi do Wrocławia, Katowic czy Krakowa. Po poszerzeniu granic miasta zagęszczenie ludności zmniejszy się jeszcze bardziej, z obecnych 1238 km2 do 865 km2. To poziom, który cechuje gminy wiejsko-miejskie. Powierzchnią Opole będzie jednak przerastać takie metropolie, jak: Paryż, Barcelona, Neapol, Lizbona, Miami, Buffalo, Vancouver czy Lyon. Światowe trendy rozwoju miast idą dziś w kierunku miasta kompaktowego, tj. takiego, które ze swej relatywnie niewielkiej powierzchni czerpie największe możliwości i rozwija się raczej w górę, nie wzdłuż i wszerz. Opole znacząco oddala się od tego modelu poprzez jedną decyzję administracyjną.
Decyzja o poszerzeniu została już podjęta, lecz gmina Dobrzeń Wielki nie zamierza zaprzestać działań. Z mieszkankami i mieszkańcami spotkał się Rzecznik Praw Obywatelskich. Gmina skieruje sprawę poszerzenia do Trybunału Konstytucyjnego, a następnie do Strasburga. Wójt Henryk Wróbel zapewnia, że zostaną wykorzystane wszystkie możliwości prawne, jakie tylko istnieją. Pan Piotr Szlapa z Borek zapowiada, że to dopiero początek walki. – Choćby i mieli cofnąć tę decyzję za pięć lat, to będziemy walczyć! – mówi na zebraniu wiejskim w Czarnowąsach. Gmina planuje kolejne protesty w Warszawie, najprawdopodobniej pod biurem PiS-u. Mieszkanki i mieszkańców aktywnie wspiera Partia Razem, która zapowiada, że pozostanie z nimi do samego końca. Jedno jest pewne: walka się jeszcze nie zakończyła.
Cała Polska powinna się dziś przyjrzeć sytuacji w województwie opolskim. Protestujący nieustannie próbowali zwrócić uwagę Warszawy na problem, który wciąż postrzegany jest jako lokalny (ewentualnie z ogólnokrajowym zabarwieniem). Jednak skutki poszerzenia Opola mogą być tragiczne dla innych gmin, leżących nieopodal większych ośrodków miejskich: oto okazuje się, że nie warto inwestować w swoje tereny, bo miasto w każdej chwili może ot tak położyć swą łapę na efektach wieloletniej pracy. Nie musi się przy tym przejmować żadnym sprzeciwem, żadnymi konsultacjami, może działać na granicy prawa, wzniecać konflikty na tle narodowościowym i powtarzać bajeczkę o tym, jak cudownie jest mieć wielką powierzchnię. To również precedens, który może w przyszłości rzutować na dowolne rozwiązywanie i powoływanie nowych województw bez względu na protesty. I chociaż koszty na pewno poniosą wszyscy, łącznie z Opolem, to dla ludzi żyjących na terenie gminy jest coś jeszcze ważniejszego: ich godność i podmiotowość. Bo jak mówi pan Piotr: – Bronię swojego miejsca na ziemi. Ta miejscowość to jest cel mojego życia.