Pierwszy raz od wznowienia wojny azersko-ormiańskiej szefowie dyplomacji Azerbejdżanu i Armenii zgodzili się spotkać, co ma nastąpić dziś w Moskwie. Wcześniej rosyjski prezydent Władimir Putin wezwał o zawieszenie broni w Górskim Karabachu z racji humanitarnych, by strony mogły wymienić się zwłokami zabitych i jeńcami. Na froncie w Azerbejdżanie wojna jednak zabiera kolejne życia.
Zarówno Erywań, jak i Baku przyznają, że na froncie sytuacja pozostaje bardzo napięta. „Ostrzał artyleryjski w wielu sektorach frontu. Wróg uderza w strefy zamieszkane rakietami i artylerią” – mówi dzisiejszy, ormiański komunikat, podczas gdy azerski minister obrony opowiadał o „intensywnych walkach”, które Ormianie mieli przegrywać. Do tej pory liczne apele o przerwanie wojny pozostały bez odpowiedzi, lecz zapowiedziane spotkanie ministrów spraw zagranicznych Armenii Zohraba Mnacakaniana i Azerbejdżanu Sejhuna Bajramowa w Moskwie obudziło pewne nadzieje.
Tymczasowy bilans ofiar wojny wynosi ponad 400 zabitych, w tym 22 cywilów ormiańskich i 31 azerskich, lecz jest on mocno częściowy, jeśli wierzyć komunikatom obu armii o wielu tysiącach zabitych wrogów. Obie strony mówią też o celowaniu w cywilów przez przeciwnika. Według ormiańskich władz Arcachu, separatystycznej prowincji w Azerbejdżanie, w Górskim Karabachu, który stanowi jej część, co najmniej połowa ze 140 tys. mieszkańców była zmuszona uciekać z domów.
Wczoraj dwa pociski spadły na katedrę kościoła ormiańskiego w Szusze, ok. 15 km na południe od Stepanakertu, stolicy Górskiego Karabachu. Podczas gdy armia azerska zaprzecza, że to ona uderzyła w kościół, władze Azerbejdżanu ciągle twierdzą, że są zdeterminowane „odzyskać” separatystyczną prowincję, prawie 20 proc. terytorium kraju. Azerbejdżan jest czynnie wspierany przez Turcję, która w pełni popiera ten zamiar, Ormianie walczą sami.