Wschodnia część Mosulu została już odbita z rąk Państwa Islamskiego. Rozpoczyna się atak na zachodnią, jeszcze lepiej umocnioną. O szczegółach bitwy i nieuniknionych ofiarach wśród ludności cywilnej nie dowiadujemy się, chociaż pewnych niepokojących sygnałów zatuszować się nie dało.
Mosul wschodni padł ostatecznie 18 stycznia. Szturm na część zachodnią właśnie się rozpoczyna, powiedział kilkanaście godzin temu premier Iraku Hajdar al-Abadi. Uderzenie ruszyło równocześnie z czterech kierunków, głównie od południa. Forsowanie Tygrysu, od strony zajętych dzielnic wschodnich, jest wykluczone – wszystkie mosty na rzece zostały zniszczone.
Generał Abd al-Amir Jarallah z irackiego Sztabu Generalnego poinformował o pierwszych sukcesach: zdobyciu wiosek Atbah i Al-Lazzaga. Nikt jednak nie spodziewa się błyskawicznego marszu po zwycięstwo. Wyrywanie wschodniej części miasta z rąk IS trwało cztery miesiące, a to część zachodnia, z wąskimi ulicami i skomplikowanym układem przestrzennym jest dopiero prawdziwym rajem dla terrorystycznych bojówkarzy. Koszmarem natomiast bitwa będzie dla uwięzionych w mieście mieszkańców – na takiej wojnie nie da się uniknąć ofiar wśród przypadkowej ludności cywilnej. Uwięzionych w zachodniej części miasta może być nawet 750 tys. Zachodnie media, niezwykle wyczulone na los cywilów, gdy można zarzucić zbrodnie wojenne armii syryjskiej czy Rosjanom, tym razem zadowalają się stwierdzeniem, że nikt, łącznie z rządem irackim, nie wie, ilu cywilów zginęło dotąd w bitwie o Mosul.
Mimo wszystko – znowu tak samo, jak w Aleppo – ludność cywilna wita żołnierzy z radością. Ma nadzieję, że największy koszmar brutalnych rządów IS już się zakończył. Nie sprawdziły się również alarmistyczne zapowiedzi, że natychmiast po wyzwoleniu miasta dowodzone przez irańskich instruktorów oddziały szyickich Sił Mobilizacji Ludowej masowo rzucą się na sunnickich mieszkańców Mosulu widząc w nich potencjalnych popleczników IS. Nie można jednak powiedzieć, by obyło się bez ekscesów. Na portalach społecznościowych pojawiły się fotografie i filmy, na których żołnierze, policjanci lub członkowie ochotniczych milicji dopuszczają się pobić i doraźnych egzekucji. Na jednym z nagrań grupa irackich policjantów najpierw bije czterech mężczyzn kijami, a potem trzech rozstrzeliwuje. Nie wiadomo, kim są ofiary.
Premier Hajdar al-Abadi utrzymuje, że materiały są sfabrykowaną dezinformacją; jako przeciwwagę dla nich irackie wojsko i policja lansują własne profile, na których żołnierze rozdają mieszkańcom jedzenie i wodę, karmią zwierzęta, pozują do zdjęć. Doniesieniami o nadużyciach ma zająć się specjalny komitet śledczy. Nawet jednak obrońcy praw człowieka nie mają wielkich nadziei, że uda mu się wiele ustalić. A specjaliści od Iraku zastanawiają się, czy po blisko piętnastu latach brutalnych konfliktów rozdzierających państwo, sprowokowanych przez amerykańską inwazję i nakładających się na stare antagonizmy, w ogóle jest dla tego kraju jakaś przyszłość.