Site icon Portal informacyjny STRAJK

Wolność, truskawki i 500+

Fotografia J. Samolińskiej

Justyna Samolińska, foto: Bojan Stanisławski

„Kobiety nie będą pracowały za 1,5 tys. zł, skoro tyle samo dostają na trójkę dzieci z rządowego programu, a mogą siedzieć w domu i nic nie robić” – mówi Tomasz Limon z Pracodawców Pomorza. Pierwsze, co nasuwa mi się na myśl, to że praca dla Pracodawców Pomorza i udzielanie idiotycznych, „eksperckich” komentarzy z pewnością oznacza więcej „siedzenia i nic nie robienia” niż opieka nad trójką dzieci, Limon dostaje za to więcej niż 1000 zł miesięcznie, a jego użyteczność społeczna jest nieporównanie niższa – ale dzisiaj nie o tym.

Komentarz pana Limona jest zajawką artykułu z „Gazety Wyborczej”, w którym to stawiana jest teza, że „negatywnym skutkiem wprowadzenia rządowego programu «Rodzina 500 plus» będzie wycofanie się kobiet z rynku pracy”. „Rola kobiety znowu została spłaszczona do garów i pieluch” – to znowu Limon. Niejaka Danuta Stolc spod Kartuz rozpacza, że nikt nie chce zbierać truskawek u niej w gospodarstwie (1,50 brutto za łubiankę), lamentują hotelarze i drobni przedsiębiorcy, a z nimi płacze liberalne centrum. Kobiety, zamiast „się aktywizować”, będą się lenić i kurzodomowić, nadchodzi ciemnogród, średniowiecze i homo sovieticus, a wszystko przez to 500 zł.

Po raz kolejny stykamy się z chochołem „wyboru kobiety pomiędzy domem a pracą”, który w polskich warunkach gospodarczych jest kompletnie pozbawiony sensu. Od razu przypomina się Magdalena Środa, która jednym tchem wygłasza tezy o pracy zawodowej kobiet jako sposobie na ich wyzwolenie czy niezależność i przyznaje, że „pewna pani”, która sprząta jej dom, robi to na umowie śmieciowej. W tym, że mieszkanka kaszubskiej wsi z trójką dzieci jest zmuszona w wakacje, kiedy te dzieci nie mają ani szkoły ani przedszkola, zatrudnić się do zbioru truskawek, nie ma niczego emancypującego, tak samo jak w sprzątaniu butelek po zamożnych mieszczuchach na Mazurach czy myciu sedesu u prof. Środy. Za to w 1000 zł – niezależnie od intencji ustawodawcy – jak najbardziej jest. 1000 zł, szczególnie w warunkach małej miejscowości w biednym regionie, daje powiew wolności, jakiej ogromna rzesza tego społeczeństwa przez ostatnie 25 lat nie zaznała. Wolności, która pozwala na rezygnację z bycia wyzyskiwanym.

Polscy przedsiębiorcy, zamiast lać krokodyle łzy nad „garami i pieluchami”, muszą się nauczyć godnie wynagradzać swoich pracowników, a szczególnie pracownice, które ciągle zarabiają znacznie mniej, co akurat wszystkim wyjdzie na dobre, niezależnie od liczby posiadanych dzieci.

Exit mobile version