…i trochę tego, czego nie chcecie.
Proces Nadii Sawczenko jest jak hollywoodzka opowieść. Tu splatają się niezawodne motywy: kobieta, piekło wojny, walka jednostki z systemem, śmierć za idee. Często jednak podczas napisów końcowych, gdy pada fraza „historia oparta na faktach”, zapomina się, że fakty nieco różnią się od narracji serwowanej na ekranie.
***
Nadieżda Sawczenko, lat 35, oficer ukraińskiej armii, lotnik nawigator. 22 marca 2016. Doniecki sąd obwodu rostowskiego uznaje ją za winną zabójstwa dziennikarzy rosyjskiej telewizji publicznej latem 2014 roku w Donbasie oraz winną nielegalnego przekroczenia granicy Rosji i Ukrainy. „Sawczenko dokonywała swoich umyślnych działań przestępczych o niebezpiecznym charakterze z powodu nienawiści i wrogości, zdając sobie sprawę z aspołecznego charakteru swoich działań i pragnąc skutków zagrażających społeczeństwu” – brzmi orzeczenie sądu. Sawczenko skazano na 22 lata łagru.
Polskie media i mainstream polityczny są jednoznaczne w ocenach: pilotka niewinna; Rosja nie ma prawa sądzić oficera obcej armii; obrona małym palcem rozbiła w pył i proch dowody oskarżenia, a sam proces jest dęty od początku do końca.
Owszem, rosyjski system sprawiedliwości zrobił wiele, żeby w oczach społeczności międzynarodowej okazać się niewiarygodnym, więc rysowanie czarno-białego obrazu w tej sprawie wydaje się mieć mocne podstawy. Jednak kreowanie Nadieżdy Sawczenko na nową świętą świata zachodniego jest ryzykowne.
***
#FreeSavchenko #Niezniszczalna – krzyczą tagi na Facebooku, Twitterze. „Ukraińska Joanna D’arc” – wzdychają komentatorzy. Życiorysy namaszczonej przez Julię Tymoszenko aktywistki Batkiwszczyny, które można znaleźć w internecie. Poza tym, że jest świętą, jest też symbolem walki o prawa kobiet na Ukrainie. Absolwentką elitarnego Uniwersytetu Sił Powietrznych w Charkowie. Została przyjęta jako pierwsza w historii kobieta. Sprawa stała się głośna na tyle, że dzięki niej 2010 roku zmieniono prawo, wprowadzające parytety w ukraińskiej armii.
Nadieżda Sawczenko nie była w momencie pojmania oficerem sił zbrojnych Ukrainy. Została stamtąd urlopowana, by zaciągnąć się do ochotniczego batalionu Ajdar.
***
„Był 27 sierpnia, koło 15.00. Stałem przed domem, kiedy przyjechali busem. Cała banda. W strojach wojskowych, z karabinami maszynowymi. Złamali mi szczękę. Bili, kopali. Wrzeszczeli: „leż na ziemi”! Związali mi oczy i nadgarstki taśmą, wrzucili do busa. Obok leżał mój sąsiad, też związany taśmą. Jechaliśmy około 20 minut. W końcu przyprowadzili nas do jakiegoś pomieszczenia. Było tam 14-15 innych zakładników. Zabroniono nam porozumiewania się. Trzymali mnie tak około 24 godzin, dwa razy przesłuchiwali, dawali wodę, już nie bili. Słyszałem jednak odgłosy bicia, kiedy przesłuchiwano innych”[i].
Żona uwięzionego Andrija, mieszkańca Nowodrużeńska, zgłosiła zaginięcie męża na policji. Ktoś usiłował wyczyścić wspólne konto małżonków. Andrija, wciąż związanego, znaleziono na stadionie w Sewierodoniecku. Policja i wojsko z Lisiczańska miały mówić rodzinom poszukującym zaginionych bliskich, że w Sewierodoniecku znajduje się tajny obiekt, gdzie ochotnicy z Ajdara przesłuchują porwanych. Jeden z sąsiadów Andrija rozpoznał „na mieście” dwóch współwięźniów. Działaczom Amnesty International powiedział, że pamięta, jak ich bito, kiedy nie chcieli śpiewać hymnu Ukrainy.
„Chciałem skorzystać z toalety na stacji benzynowej, to było kawałek za Starobilskiem. Było ich trzech, mieli maski. Wysiedli z czarnego samochodu. Przeszukali moje kieszenie i auto, zabrali 30 tys. hrywien, które miałem. Założyli mi worek na głowę i zawieźli do jakiegoś garażu. Przesłuchiwali mnie trzy razy. Żądali, żebym przyznał się, że jestem separatystą. Bili kolbami karabinów w głowę i uchwytami od siekier po nerkach. Zapowiadali, że jak nie zacznę mówić, zabiorą mnie do lasu i zastrzelą. Dzień później oświadczyli, że zostałem aresztowany przez batalion Ajdar, ale teraz przejął mnie batalion Alfa. Tylko że to byli ciągle ci sami ludzie”[ii].
Za 31-letniego Jewgienija, przedsiębiorcę ze Starobilska, porywacze z batalionów ochotniczych zażądali okupu. Wypuścili go na wolność gdy zabrali wszystko, co miał.
Oleksandrówka pod Sewierodonieckiem. „Wjechali przez bramę na moje podwórze i zaczęli strzelać z karabinów maszynowych. Uciekłam do garażu, ale trafili mnie, kiedy byłam w środku. Krew się lała. Moja córka wybiegła z domu, krzycząc i płacząc. Próbowała zatamować mi krwotok. Przetrząsnęli dom. Chcieli aresztować mojego wnuka, powiedzieli, że jest separatystą. W końcu zabrali pieniądze, które znaleźli w domu i samochód wnuka”.[iii]
***
Podobnych relacji jest wiele. Zbierają je różne organizacje. Powyższe akurat znajdują się w raporcie Amnesty International. Są jeszcze podobne wydane przez Human Right Watch oraz pozarządowe organizacje rosyjskie. Na przykład organizacja IGCP (International Group on Crimes Against the Person) zebrała podobne przykłady liczone w setkach, przy czym dotyczą one nie tylko zbrodni i przestępstw popełnionych przez ukraińskie bataliony ochotnicze, ale też przez separatystów. Wspominam o tym dlatego, że lektura ich raportów pokazuje, jak łatwe jest popełnianie zbrodni wojennych na Donbasie w atmosferze powszechnej pogardy dla obowiązującego prawa.
„Batalionów ochotniczych”, takich jak Ajdar, powstało trzydzieści. Formalnie podlegały kontroli ukraińskich sił zbrojnych. Generalnie na Ukrainie funkcjonują cztery rodzaje jednostek ochotniczych: bataliony obrony terytorialnej (OT), bataliony specjalnego przeznaczenia MSW, rezerwowe bataliony Gwardii Narodowej (GN) i Ochotniczy Ukraiński Korpus „Prawy Sektor”. Łączy je niska dyscyplina i politykierstwo dowódców. Wielu z nich to członkowie oddziałów samoobrony Majdanu. Osławiony 24. Batalion OT obwodu ługańskiego – Ajdar, należy do pierwszej kategorii. Wyjątkowy jest między innymi dlatego, że choć formalnie podlega Ministerstwu Obrony, jako jeden z niewielu w całości składa się z ochotników. W jego formowaniu nie uczestniczył komisariat obwodu Ługańska – punktem mobilizacyjnym jednostki był sam jej dowódca. Mimo licznych prób oczyszczenia atmosfery wokół batalionów ochotniczych przez Kijów, po raporcie Amnesty Intermational „Nadużycia i zbrodnie wojenne popełnione w północnej części regionu ługańskiego przez ochotniczy batalion Ajdar”, 16 czerwca 2014 r. prokurator generalny Ukrainy Wiktor Szokin stwierdził, że prowadzonych jest kilkanaście dochodzeń przeciwko ochotniczym batalionom działającym w Donbasie, zaś gubernator Ługańska Giennadij Moskal dostarczył prokuraturze listę 65 zbrodni popełnionych przez sam tylko batalion Ajdar. Jego były dowódca, Siergiej Mielniczuk, który został pozbawiony immunitetu deputowanego i oskarżony o nielegalne formowanie grup zbrojnych, tak odpowiedział oskarżycielowi: „Od pierwszego dnia konfliktu byliśmy częścią sił zbrojnych i oskarżanie nas, że stworzyliśmy zbrojną bandę… cóż, oznacza, że to Minister Obrony sformował zbrojną bandę, że sformował ją Siergiej Paszynski, bo, jak powiedział prokurator generalny, ktokolwiek brał w tym udział, ponosi za to odpowiedzialność”.
***
Wrzesień 2014. Podczas spotkania z Arsenijem Jaceniukiem Sekretarz Generalny Amnesty International Salil Shetty wzywa rząd ukraiński do powstrzymania nadużyć i zbrodni wojennych popełnianych przez ochotnicze bataliony działające obok regularnych ukraińskich sił zbrojnych:
– Ukraińskie władze nie mogą pozwolić na powtórzenie bezprawia i nadużyć, które panowały na terenach kontrolowanych wcześniej przez separatystów. Brak reakcji na nadużycia i ewentualne zbrodnie wojenne popełniane przez ochotnicze bataliony prowadzić może do znaczących napięć na wschodzie kraju i podważenia deklarowanej przez nowe ukraińskie władze intencji wzmocnienia i utrzymania praworządności.
Premier zobowiązał się do pociągnięcia wszystkich sprawców nadużyć do odpowiedzialności. – Będziemy trzymać za słowo – odpowiedział Salil Shetty.
Równocześnie ukazują się dwa raporty pozarządowych organizacji rosyjskich, przygotowane m.in. przez Fundację na Rzecz Badań nad Demokracją, Rosyjską Radę Społeczną na Rzecz Współpracy Międzynarodowej i Dyplomacji Publicznej, Rosyjską Fundację Pokoju oraz członków Komitetu Społecznego Wsparcia dla Mieszkańców Południowo-Wschodniej Ukrainy. Każdy z nich został przygotowany na podstawie mniej więcej stu wywiadów z poszkodowanymi przez ochotników w wojnie domowej na południu i wschodzie Ukrainy. Pierwszy obejmuje przedział czasowy 25.08-4.11.2014, drugi – do 20.01.2015. Mówią ci, co przeżyli – wymieniają bataliony Ajdar, Azow, Donbass, Dniepr, Szachtiorsk, 71. brygadę powietrzno-desantową, organizację Patrioci Ukrainy, oddział Alfa, ogólnie Prawy Sektor, a także wojskowe oddziały MSW.
Fundacje twierdzą, że dysponują nagraniami z zeznań i mogą je udostępnić na życzenie. Ofiary relacjonują „podtapianie, podduszanie z użyciem żelaznego drutu w formie spirali, rażenie paralizatorem, bicie metalowym prętem, wciskanie różnych materiałów do ust torturowanych i zalewanie ich wodą, gwałty na kobietach, celowe łamanie kości i zadawanie ran, przypalanie, przetrzymywanie w niskich temperaturach bez jedzenia, zastraszanie poprzez postawienie na polu minowym, strzelanie w pobliżu głów pojmanych skutkujące uszkodzeniem słuchu, przymusowe śpiewanie hymnu pod groźbą bicia”.
***
Grudzień 2014. Posłanka PiS Małgorzata Gosiewska pisze na Facebooku o swoim zachwycie bojownikami z Ajdaru: „Noc spędzoną pod ostrzałem z haubic zapamiętam na zawsze. Ale przede wszystkim zapamiętam tych wspaniałych, dzielnych chłopców walczących o wolną Ukrainę”. Posłanka zna raport Amnesty International: „To są zarzuty wyssane z palca, nie potwierdził ich nikt poza czynnikami opłacanymi przez Rosję”.
„Wizyta przedświąteczna nie oznacza poparcia dla wybryków pojedynczych bojowników” – macha ręką poproszony o komentarz Paweł Kowal.
„Posłowie mają wiele możliwości wspierania Ukrainy – na forum Unii Europejskiej czy NATO. Tam, gdzie prowadzi się działania wojenne, należy zachować polityczną rozwagę. Zwłaszcza w tak skomplikowanych warunkach, jak na Ukrainie, zalecałbym polskim posłom szczególną ostrożność. Parlamentarzyści mają pole do popisu w instytucjach publicznych” – zżyma się Paweł Tyszkiewicz.
***
Sawczenko na front poszła z Ajdarem. 18 czerwca 2014 została schwytana niedaleko wioski Metalist w obwodzie ługańskim. Różnią się również relacje z samego zatrzymania: rząd Ukrainy stoi na stanowisku, iż została wydana siłom bezpieczeństwa; Rosjanie odpowiadają, że sama przekroczyła granicę, po czym „wpadła” podczas kontroli dokumentów. 8 lipca trafiła do aresztu śledczego w Woroneżu. Władze Rosji oskarżyły ją o współudział w zabójstwie dwóch rosyjskich dziennikarzy z państwowej telewizji, Igora Korneliuka i Antona Wołoszyna, którzy 17 czerwca zginęli podczas ostrzału moździerzowego na posterunek separatystów na obrzeżach Ługańska. Rzecznik Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej Władimir Markin poinformował, że rosyjscy śledczy są przekonani, iż Sawczenko przekazała ukraińskim wojskowym dane na temat położenia grupy rosyjskich dziennikarzy i cywilów.
Sawczenko od razu stała się instrumentem, którego bez żenady używają ukraińskie elity. Petro Poroszenko zapewnił jej dobrego i drogiego adwokata – tego samego, który broni dziewczyn z Pussy Riot. Do rywalizacji z urzędującym prezydentem o polityczne profity z głośnego procesu przystąpiła natychmiast jej dawna mentorka Julia Tymoszenko. Na stronach Batkiwszczyny Nadia mogła publikować z więzienia przesłania do narodu i relacje z głodówki, która trwać miała… 75 dni. Świat płakał nad procesem Sawczenko. „Ona może nie dożyć wyroku!” – alarmowały media zachodnie. Jednocześnie w październiku 2014 została wybrana na deputowaną do Rady Najwyższej oraz zaocznie włączona do delegacji Ukrainy w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Rosyjski „Memorial” uznał ją za więźnia politycznego. Rząd Rosji odmówił wpisania jej na listę jeńców do wymiany. To okazało się kołem napędowym protestów, które podniosły się w Unii Europejskiej.
Faktem jest, że dziś prezydenckie notowania Tymoszenko bezdyskusyjnie poszybowały w górę. Gdyby wybory odbyły się w marcu, Tymoszenko uzyskałaby poparcie 20,9 procent spośród tych, którzy deklarują, że na pewno wzięliby w nich udział.
***
Wątpliwości Zachodu nie rozumie Władimir Korniłow, politolog z Centrum Badań Euroazjatyckich w Doniecku. Jest zaskoczony, gdy prosimy o wyjaśnienie spornych kwestii w sprawie Sawczenko. Według niego nie ma tu żadnych obszarów do dyskusji nad statusem skazanej. Miejscowi mają ją po prostu za pospolitą, prymitywną agresorkę, która dostała broń do ręki i razem z nacjonalistyczną bandą ruszyła bić, zastraszać i okradać ludzi. Mieszkańcy wschodnich republik są oburzeni, że Rosjanie sądzili ją tylko za działania w ciągu jednego dnia – 17 czerwca. W powszechnej opinii należałoby ją sądzić za wszystko, co uczynił batalion Ajdar.
Delikatnie sugerujemy, że dla reszty Europy chociażby okoliczności zatrzymania Sawczenko pod Ługańskiem rodzą masę pytań. A jeśli prawdą jest, że po prostu uprowadzono i wydano ją w ręce Rosjan? – Możliwe – odpowiada Korniłow – ale na teren Rosji dostarczyli ją separatyści, obywatele Ukrainy. Nie ma znaczenia, jak się znalazła w Rosji. Rosja sądzić będzie każdego, niezależnie do tego, kim jest, za zabójstwo swoich obywateli – podobnie, jak robią to USA.
– Skoro jesteście tak żywo zainteresowani, dlaczego Sawczenko była przetrzymywana na terenie Federacji Rosyjskiej, zadajcie sobie to samo pytanie w kontekście obywateli Iraku i Afganistanu, którzy znaleźli się w Kiejkutach – dodaje mój rozmówca.
***
Dla sił rosyjskich Sawczenko zbrodniarką jest z definicji – „w charakterze ochotnika udała się na wojnę w składzie batalionu pacyfikacyjnego”. W wywiadzie dla rosyjskiej telewizji Life News, nagranym niedługo po zatrzymaniu, zaprzeczyła, by miała kierować ogniem artylerii w obwodzie ługańskim: „Nie mam takiego wykształcenia. Jestem pilotem-operatorem śmigłowca Mi-24. Jedyne, co w tamtym dniu zrobiłam, to zatelefonowałam do siostry i powiedziałam jej, że pocisk eksplodował w odległości 300 metrów ode mnie. Poprosiłam, by nie strzelali obok drogi”. Jak twierdzi, znalazła się w strefie ostrzału, ponieważ „spieszyła na pomoc rannym ukraińskim żołnierzom z dwóch trafionych wozów bojowych i czołgu”. Do Donbasu pojechała „w ramach urlopu otrzymanego w macierzystej jednostce lotniczej”.
Komitet Śledczy Rosji widzi to inaczej: „Jesteśmy w posiadaniu niezbitych dowodów winy: własnoręcznych notatek potwierdzających udział Sawczenko w korygowaniu ognia, danych ekspertyzy balistycznej odłamków wydobytych z ciał zabitych oraz zdjęć satelitarnych i materiałów wideo z miejsca śmierci dziennikarzy”.
Do przeróżnych podmiotów od przeróżnych nadawców spływają przeróżne apele, petycje – Pokojowa Nagroda Nobla dla Sawczenko, kara śmierci dla Sawczenko. Gdańscy radni chcą jej imieniem nazwać ulicę, przy której znajduje się rosyjski konsulat. Nadia Sawczenko jest niecałe 4 lata starsza ode mnie. To młoda kobieta, która razem z grupą nacjonalistów uzbrojonych lepiej od regularnego wojska, z własnej woli wyruszyła na front, by nieść rany i śmierć, przy okazji okradając i terroryzując lokalną ludność – co w przekazie medialnym nosi mało adekwatne miano pacyfikacji. Nie dowiemy się zapewne, przynajmniej na razie, kto dokładnie wystawił na śmierć rosyjskich dziennikarzy. Nie jesteśmy w stanie, nie mając dostępu do materiałów procesowych i nie chcąc opierać się wyłącznie na propagandowych bajaniach, stwierdzić z całą pewnością, ilu ludzi Nadia Sawczenko uderzyła w głowę łopatą, ilu dusiła, czy może częściej stała na warcie i liczyła pieniądze, podczas gdy robili to jej koledzy. Być może jej kara jest nieadekwatna do winy. Być może jest aż nazbyt. Dziwi mnie jednak, gdy organizacje, płaczące nad każdą krwawiącą główką palestyńskiego dziecka, którego dom ostrzelano i ograbiono, każą mi tagować w internecie wyrazy solidarności i podziwu dla niezłomności agresorki, współsprawczyni zła. Nadia Sawczenko nie jest moją bohaterką.
[i] Raport Amnesty International https://amnesty.org.pl/uploads/media/Briefing_Ajdar.pdf, tłum. własne
[ii] tamże
[iii] tamże