Konwencja Prawa i Sprawiedliwości pokazała, jak jednoczy nadzieja zwycięstwa.
Największą sensacją zakończonej konwencji PiS było namaszczenie przez Jarosława Kaczyńskiego Beaty Szydło na premiera. Kolejną była deklaracja kandydatki, że nie da sobą sterować z tylnego siedzenia. Trzecią ̶̶ niecharakterystyczny dla tej partii pokaz jedności.
Na konwencji wszyscy prezentowali optymizm. Jarosław Kaczyński był jak nigdy miły i sympatyczny. Pełen rewerencji do Andrzeja Dudy, komplementów dla szefowej jego kampanii Beaty Szydło. Od tego gładko przeszedł do rekomendacji tej ostatniej na premiera w przypadku zwycięstwa PiS w wyborach parlamentarnych. Beata Szydło jest wg. słów prezesa kobietą ciepłą, zdeterminowaną, silną i uczciwą. Niekoniecznie w tej kolejności.
Namaszczona gładko obiecała obniżenie wieku emerytalnego i podniesienie kwoty wolnej od podatku. Konkrety jednak nie padły.
Prezydent elekt Andrzej Duda też był na konwencji obecny. W swoim przemówieniu obiecał stworzenie silnego państwa. Nie wspomniał o swojej z kolei obietnicy dotyczącej wieku emerytalnego, od której się odciął zaraz po wygranych wyborach. Oboje za to wiedzieli, jak się zachować: dziękowali Jarosławowi Kaczyńskiemu za swoje sukcesy i zaufanie. Oboje też obiecali, że będą wsłuchiwać się w głos społeczeństwa. Nie podali czy całego, czy tylko jednej jego części.
Sala emanowała wiarą w zwycięstwo.