Tegoroczna ceremonia wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej jest wciąż chętnie dyskutowana zarówno przez tanich polskich „specjalistów” od popkultury, jak i równie niedrogich konsumentów ich ekspertyz w sieciach społecznościowych. Zjawiskiem, które u niektórych przerodziło się w zachwyt, a u innych w ból wiadomego obszaru anatomicznego było obdarowanie filmu pt. „Moonlight”. Miło jest wiedzieć, iż tzw. opinia publiczna chętnie emocjonuje się estetyką i przekazem fabularnych bajeczek, niesmak pozostawiać musi jednak fakt, iż choćby cienia krytycznej refleksji nie wzbudziło wyróżnienie filmu dokumentalnego o tzw. Białych Hełmach.
Być może symboliczne zafajdanie moralne, jakiego była uprzejma dopuścić się w ten sposób elitka światowej pop-burżuazji nie u wszystkich budzić musi radykalne reakcje, ale czyż nie jest to bardziej wdzięcznym tematem do bezowocnych pogadanek na Facebooku czy Twitterze? Podczas gdy od blisko 15 lat w Azji i na Bliskim Wschodzie szaleje obłąkanie zwane „wojną z terroryzmem”, nagle jeden z Oskarów, przy tym z rąk kierowników politycznych tej poruty, trafił do strony przez nich zwalczanej.
Ameryka wciągnęła właśnie na czerwony dywan akolitów Osamy bin Ladena, personifikację wszystkich mitów założycielskich rzeczonej wojny z terroryzmem. Prestiżowe obdarowanie dokumentu o Białych Hełmach z pewnością czyni jego pozagrobowe życie spełnionym i szczęśliwym. Niewykluczone, że wczoraj płakał ze wzruszenia, spoglądając na to zadziwiające widowisko i polegując na którejś z gęstszych chmurek. Nikt bowiem wcześniej nie docenił go tak bardzo. Wprawdzie próbowano już ocieplać wizerunek jego wiernych uczniów, zaprzestając nazywania ich terrorystami i mianując „umiarkowaną opozycją”, ale chyba nic w takiej pełni nie ujawnia faktycznego zachwytu jego szkołą politycznej działalności, jak miniona hollywoodzka feta.
Oskar apoteozujący Białe Hełmy to nic innego jak pogarda wobec ludzkości w laboratoryjnie czystej postaci. To splunięcie w twarz ofiarom przerażającej syryjskiej hekatomby, barbarzyńskiej inwazji gangsterów, wojennych watażków, religijnych psychopatów, której oczywistym celem było zniszczenie państwa syryjskiego i zdziesiątkowanie jego społeczeństwa. Aktywnie wspierały ją Arabia Saudyjska i Katar, ale także mniej lub bardziej bezpośrednio Stany Zjednoczone, których mężowie kultury obłaskawili właśnie tych, z którymi gorliwie walczą już czwartą pięciolatkę i – jak w przypadku tzw. Państwa Islamskiego – „subtelnie niezwyciężają”.
Gwoli uczciwości – spójrzmy też na to też z drugiej, artystycznej strony. Nie wszystkim takie oburzenie musi wydać się uzasadnione. Wszak Oskar to nagroda filmowa, a w tym akurat obszarze Białe Hełmy mają niemałe zasługi. Jeśli spróbować przymknąć oko na moralną jakość ich produkcji, to warsztatowo mamy do czynienia z doprawdy niezłą wojenną pornografią. Internet nie raz miał już sposobność podziwiać nie tylko ich produkcje, ale także wyciekłe z planu kawałki „behind the scenes”. Widać na nich rzekome ofiary otrzepujące twarz z mocnego makijażu post bombardem, rozkopujące ochlapane gipsem kawałki styropianu, które pełniły rolę kamieni przygniatających ciała ratowanych przez Białe Hełmy i ściągające zapaćkane szmaty, udające polowe opatrunki. Są też takie scenki rodzajowe, w których ci dobroczyńcy występują wspólnie z oficjalnie afiliowanym przy al-Ka’idzie Frontem An-Nusra (ach, ciągle zapominam jak oni się nazywają po rebrandingu), jak też z Ruchem Nur ad-Dina az-Zinkiego, o którym świat usłyszał, gdy jego działacze w atmosferze radosnego wiwatu obcięli głowę 12-letniemu dziecku. Widoki wspólnych radosnych przeżyć białohełmistów z alkaidziakami też nie należą do rzadkości. W ogóle o świadectwo ich degrengolady – i to solidnie udokumentowanej, doprawdy nie trudno. Stosunkowo sprawnie poruszającej się po internecie osobie wystarczy średnio pogłębiona kwerenda w którejkolwiek ze znanych wyszukiwarek.
Niemniej, pomimo materialnych dowodów na podłość Białych Hełmów i ich powiązania ze zbrojnymi grupami ekstremistycznych najemników, którzy prowadzili wojnę napastniczą przeciwko Syrii, tzw. opinia publiczna nie tylko nie życzy sobie odmówić im udziału w światowej politycznej grze, ale wręcz zaprasza ich na salony i nobilituje. Warto sobie to zapamiętać. Następnym razem, gdy przyjdzie Wam zastanowić się nad tym, co tak naprawdę kryje się za takimi sformułowaniami jak np. wartości euroatlantyckie – pomyślcie właśnie o tegorocznych Oskarach. Ale nie tylko, również o Wall Street, o zabiciu greckiej gospodarki, o Lampedusie, o „dżungli” w Calais, o CETA i o pokojowej nagrodzie Nobla dla Baracka Obamy – słońca pacyfizmu, który tylko w ubiegłym roku zarzucił na różne kraje 26171 bomb (skok ponad 130 proc. w stosunku do epoki Busha Jr.). Uśredniając, każdego dnia umiłowany przywódca najbardziej umiłowanej demokracji na świecie walił bombę co pół godziny przez wszystkie 365 dób 2016 r. Teraz czas na specjalne nagrody i honory dla Erdogana i Netanyahu.