Przeciętny człowiek i przeciętny żul. Te dwa rzeczowniki w zdrowej świadomości społecznej raczej się nie łączą. Czasami w wielkopańskim geście ktoś z klasy uprzywilejowanej powie: żul też człowiek, ale rzadko i raczej w formie drwiny.
Ale do tego, żeby w tłumie odróżnić żula od człowieka, trzeba odpowiedniej wiedzy i sporo uwagi. Spryt całej tej hałastry nędzarzy sięgnął szczytów bezczelności. Ucharakteryzowani na klasę średnich posiadaczy, bezczelnie wtapiają się w zdrową tkankę społeczną. Kameleony przemykają publicznymi chodnikami do złudzenia przypominając normalnych obywateli. Wtopieni i poprzebierani zakłócają czystość klasową.
Cwaniaki nawet się myją, po to tylko, żeby zmylić porządnych ludzi. Wykorzystują nieuwagę pracowników marketów, stacji benzynowych czy urzędów, by zamknąć się w łazience i paskudząc posadzkę umyć i ogolić.
Niezawodny niegdyś charakterystyczny zapach przestał ich wyróżniać. A że i wśród średnich posiadaczy też z higieną różnie, to można się pomylić i wytknąć palcem swojaka.
Do tego pierdoły humanistów i obrońców praw różnych takich, powodują złudne przekonanie o równości. Dlatego istoty stojące dużo poniżej drabiny społecznej w żaden sposób nie odróżniają się od reszty.
Są jednak pewne cechy, których żaden „gołodupiec” się nie pozbędzie. Nabyty na dnie sposób myślenia i zachowania, trwale pozostaje w świadomości.
Charakterystyczny sposób chodzenia – na „grzybiarza”. Podczas gdy mieszczuch przemieszcza się dostojnie, z głową w chmurach, podziwiając architekturę lub krajobraz, nędzarz jeden z drugim patrzy pod nogi. Jeśli nawet chwilowo odbił się od dna, to pokusa wyszukiwania zagubionych drobiazgów, a zwłaszcza pieniędzy, jest tak duża, że nie powstrzyma się przed uważnym skanowaniem chodników.
Jeśli ktoś choć raz znalazł się na dnie, nie ma możliwości, by przeszedł obojętnie obok atrakcyjnego peta, leżącego przy krawężniku. Nawet jeśli nie potrzebuje, to i tak zatrzyma się, przez chwilę rozważając, co z nim zrobić. Wziąć, czy nie wziąć? Tej cechy najtrudniej się pozbyć i precyzyjnie demaskuje podczłowieka.
Trajektoria marszu zawsze przebiega w okolicach śmietników. Nawet jeśli nie ma takiej potrzeby, to chociaż zajrzy. Taka grawitacja.
W lecie przechodzą obok ogródków kawiarnianych. Niekiedy nieuważny klient pozostawia na stoliku napiwek kelnerowi. Wymarzona okazja dla skrytobójczej żulii. Szybki ruch i człowiek pracy w gastronomii nawet nie wie, że został okradziony.
W marketach i centrach handlowych obowiązkowym punktem jest toaleta. Można tam rąbnąć papier toaletowy i niekiedy mydło. Jeśli jest w płynie, to pompuje się je do przyniesionej w tym celu flaszki.
Sprawdza się wejścia do bloków mieszkalnych i piwnic. Otwarta klatka schodowa to kilka żarówek do wykręcenia. To kwiatki na parapetach, które można sprzedać za kilka złotych. Czasami nawet wycieraczki. Tak, tak, to też kradną, gdy ktoś przez nieuwagę położy ładniejszą. Zasadnym jest więc dokładne zamykanie drzwi i kilkukrotne tego sprawdzenie.
Stan posiadania jest po to, by wzbudzać zazdrość posiadających mniej. I żeby móc wytykać palcami tych nieposiadających nic. Trzeba ich jednak najpierw dostrzec.
Dlatego, dla własnego lepszego samopoczucia, dobrze jest nauczyć się odróżniać dziadów – przynajmniej tak długo, jak długo państwo nie wprowadzi obowiązku jakiegoś ich znakowania. Może opaski na rękawach? Ostatecznego rozwiązania kwestii bezdomnych jeszcze nikt nie zaproponował, choć jesteśmy na dobrej drodze, klimat bowiem jest sprzyjający. Póki co jednak, warto zachować czujność i opanować podstawy tej swoistej frenologii XXI wieku.
Cech wyróżniających podludzi jest znacznie więcej, ale te wymienione są najłatwiejsze do wyłapania. Skąd to wiem? To proste, jestem jednym z nich, chwilowo na urlopie, myślenie jednak mi pozostało. Całkiem możliwe że i Wy, Drodzy Czytelnicy, pewnego dnia obudzicie się gdzieś na dworcowej ławce, być może spotkamy się kiedyś na ulicy z niewidoczną, ale wyraźną opaską na przedramieniu. Chyba, że wcześniej nastąpi ostateczne rozwiązanie.