Polska, 1946. Właśnie minęła pierwsza spokojna wiosna, a potem pierwsze lato bez strachu, który towarzyszył ludziom przez poprzednich lat sześć. Społeczeństwo jest obolałe; zbiorowa i indywidualna trauma. Każdy stracił kogoś bliskiego, wielu ma nadzieję, że ci, na których czekają, jeszcze wrócą. Kraj jest podnoszony z gruzów po wojennej katastrofie. Odbudowywana jest infrastruktura drogowa, powstają nowe szkoły, urzędy, wznoszone są pierwsze fabryki i zakłady pracy. Czego najbardziej pragnie społeczeństwo? Spokoju, stabilizacji i wsparcia socjalnego ze strony państwa. Mało kogo obchodzi, czy orzeł będzie mieć na głowie koronę. Ludzie chcą pracy i dachu nad głową. A także reformy rolnej, która ostatecznie zniosła relikty feudalizmu.
Łucja Anatolak miała 15 lat, kiedy kraj najechali naziści. W Polsce Ludowej szybko odnalazła swoje miejsce. W 1946 roku rozpoczęła pracę jako sekretarka w Urzędzie Gminy Piotraszewo w powiecie Lidzbark Warmiński. Można sobie wyobrazić, jak szczęśliwe musiały być to chwile dla 22-latki. Pierwsze zarobione pieniądze, wakacje, spokój, którego tak brakowało. W grudniu 1946 roku na urząd, w którym pracowała Łucja napadło komando tzw. żołnierzy wyklętych. Skrępowali jej ręce drutem i ciągnęli przez podwórze. Zawieźli do pobliskiej wsi Kot, gdzie znęcali się nad nią kilka dni. Potem spalili. Żywcem. Na oczach miejscowej społeczności. Łucja była członkinią Polskiej Partii Robotniczej oraz Związku Walki Młodych. To był jej kraj, uczestniczyła w jego odbudowie, czuła się obywatelką Polski Ludowej.
Łucja Anatolak przez lata była patronką jednej z ulic w Ostródzie. Jej historia to dla mieszkańców Warmii symbol tragedii tamtych czasów – przemocy wymierzonej w Polaków, których jedyną winą była identyfikacja z odrodzoną ojczyzną. Warto pamiętać, że okrucieństwa były popełniane w imię majaczenia o restytucji poprzedniego porządku. To właśnie „wyklęci” zastraszali i nierzadko zabijali chłopców, którzy przyjęli ziemię z rozparcelowanych majątków obszarniczych. To oni niszczyli linie kolejowe i wysadzali w powietrze mosty, które lud dopiero co odbudował.
Teraz mordercy stawiani są na cokołach, a aparat propagandowy: media i edukacja przerabia ich na bohaterów. Nie ma już ulicy Łucji Anatolak w Ostródzie. Funkcjonariusze IPN uznali, że ofiary terroru „Wyklętych” trzeba wyrugować z powszechnej świadomości. W 2018 roku państwo zupełnie otwarcie staje po stronie morderców, a pomordowanych obarcza winą za własną śmierć.
Dziś, według reżimowego kalendarza, przypada Narodowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych – haniebne święto wymyślone przez Lecha Kaczyńskiego, a uruchomione przez Bronisława Komorowskiego. Jeśli wieczorem zapalę świeczkę, to na znak pamięci i wdzięczności dla tych dzielnych Polek i Polaków, którzy w latach powojennych walczyli z leśnym terroryzmem, aktami ideologicznie motywowanego bandytyzmu, w obronie stabilności i wschodzącego dobrobytu. Również w intencji ofiar. Łucji Anatolak w szczególności.