Pozwólcie zabijać wilki – apeluje do rządu szef rolniczego OPZZ Sławomir Izdebski. Jego zdaniem populacja tych zwierząt niepokojąco wzrosła w ostatnich latach. Według Izdebskiego to bardzo niedobrze, bo wilki to szkodniki. Szkodzić mają polskiemu hodowcy zagryzając, jak w starych dobrych książeczkach dla dziec, krówki i owieczki oraz terroryzując sarny, daniele, zające i, co ciekawe, również dziki w polskich lasach.
Nie żal mu tylko łosi. Tym, zdaniem Izdebskiego należy się trochę śrutu w dupach. Zanim krzykniecie: “Jakże to! Przecież to bogu ducha winne sympatycznie parzystokopytne” posłuchajcie rolnika Izdebskiego. Rolnik prawdę Wam powie o polskim lesie. A jego prawda jest taka, że łosie to żarłoczne bestie, ogałacające drzewa z kory, uśmiercające młodniki i bory.
Na środowej konferencji Izdebski zwrócił się z apelem do premiera Morawieckiego o “natychmiastowe spowodowanie wprowadzenia takich przepisów, które mogłyby ograniczyć populację tych zwierząt”. Zaznaczył, że występuje w imieniu OPZZ, środowiska rolników, myśliwych oraz mieszkańców polskiej wsi, którym wilki i łosie każdego dnia wyrządzają straty sięgające kilkudziesięciu tysięcy złotych, co w skali roku daje nawet 60 mln zł w plecy.
Wypowiedź Izdebskiego pojawiła się w czwartek na większości portali informacyjnych, niemal wszystkie po bazowały na depeszy Polskiej Agencji Prasowej. Całe szczęście PAP podał skróconą wypowiedź szefa rolniczych związków. Szczęście, bo pełna wersja, którą można znaleźć jedynie,cóż za zaskoczenie, na stronie “Łowiecka Brać” zawiera przekaz bardzo niebezpieczny i pełen kłamstw.
Izdebski próbuje wskrzesić irracjonalny, ale wciąż obecny w polskim społeczeństwie lęk przed wilkami. Na konferencji przekonuje, że w każdej chwili mogą zaatakować ludzi. Apeluje do szefa rządu: “Wygłodniała wataha wilków nie zawaha się przed niczym (…). Jeżeli dzisiaj nie ograniczymy populacji wilka w trybie natychmiastowym, to lada dzień (…) może zaistnieć taka sytuacja, że wilki zaatakują człowieka”
Fakty są takie, że ostatni przypadek zagryzienia człowieka przez wilki miał miejsce w czasach, gdy ludność chroniła się w lasach przed hitlerowcami. Wilki boją się ludzi, unikają ich z reguły albo traktują z obojętnością. To mądre zwierzęta, nie szukają konfrontacji z istotą, która nie znajduje się w ich jadłospisie. Bzdurą jest również twierdzenie, że hodowcy ponoszą bolesne straty w wyniku grasujących watah. Unia Europejska wypłaca im 100 proc. odszkodowania za działalność drapieżników, szczególnie tych objętych ochroną. Wilki są też stabilizatorami leśnego ekosystemu – redukują liczebność saren, jeleni oraz dzików, tych samych, które ledwie kilka miesięcy temu znalazły się na celownikach myśliwych z powodu groźnej nadpopulacji. Izdebski w abrahamicznym odruchu postanowił teraz stanąć ich obronie.
Izdebski wprowadza w błąd hodowców, udając, że staje w obronie ich inwentarza. Zastrasza mieszkańców wsi, wciskając im kit, że wilki mogą zaatakować. Po co to wszystko?
Polskim myśliwym strzelanie do wilków marzy się od dobrych kilku lat. Lobbują za tym u kolejnych ministrów. Jan Szyszko robił co mógł, by ich obłaskawić. Wydał pozwolenie na używanie noktowizji przy polowaniach na lisy i dziki. Myśliwy może więc naparzać do wilka, zgłaszając potem, iż myślał, że kita była ruda. Niektórzy z nich chwalą się tym na portalach społecznościowych.
Sprawa jest jednak jasna. Do wilków, a także do łosi strzelać nie wolno. Zwierzęta te chroni 5. aneks dyrektywy siedliskowej Unii Europejskiej, który nadaje im status ochronny do momentu, gdy uzyska „właściwy stan ochrony gatunku”. Na razie wilków jest w Polsce ok 1,2-1,5 tysiąca, a nie 3 tysiące jak mówi Izdebski. A łosi około 20 tysięcy, a nie 30 tysięcy, jak powiada związkowy bonzo.
Jest jednak w Polsce pewien niebezpieczny gatunek, którego populacje warto zredukować Nie jest to wilk, ani łoś, a fałszywy obrońca interesu chłopa na pasku janusza z dwururką.