„Pani Mosbacher wydaje się, że pełni swoją funkcję w kraju kolonialnym” – mówił Adrian Zandberg na dzisiejszej konferencji pod ambasadą USA. Komitet Lewica Razem zabrał głos w związku z bezradnością polskiego rządu wobec działań ambasador, która reprezentuje najwyraźniej nie tylko interesy swojego kraju, ale również amerykańskich korporacji farmaceutycznych.
To kolejna odsłona afery, o której pisaliśmy na łamach Portalu Strajk. Przypomnijmy, że pod koniec ubiegłego roku Georgette Mosbacher interweniowała u szefa polskiego rządu w sprawie wpisania na listę leków refundowanych produktu amerykańskiej firmy Genentech. Wcześniej Ministerstwo Zdrowia uznało, że naszego kraju nie stać na taki wydatek. Szef rządu, postawiony do pionu, posłusznie zgodził się na żądania ambasador.
Teraz sprawa powraca, bo w USA wybuchła afera z kilkunastoma koncernami farmaceutycznymi w głównej roli. Śledczy z Connecticut ustalili, że zarządcy gigantów dogadywali się w sprawie wspólnego windowania cen leków generycznych, w tym takich które muszą zażywać zarażeni wirusem HIV, chorzy na cukrzycę i chorobę Parkinsona. Jedną z korporacji biorących udział w zmowie była właśnie Genentech. Możliwe więc, że lek, który zgodziło się refundować państwo polskie był nam sprzedawany po zawyżonej cenie. 1000 proc. – o tyle miały zdrożeć niektóre z medykamentów amerykańskich i izraelskich koncernów.
– Ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher „wymusiła” wpisanie produktów amerykańskiej firmy na listę leków refundowanych – mówił dziś Adrian Zandberg. – Wymusiła to w interesie amerykańskiej korporacji Genetech, której leki, po piśmie pani ambasador, zostały wpisane na polską listy leków refundowanych – dodał polityk.
Ministerstwo Zdrowia temu zaprzecza. Podobno strona polska z własnej i nieprzymuszonej woli wpisała lik na listę. Resort utrzymuje, że ocena wniosków i podejmowanych decyzji była podyktowana tylko i wyłącznie kryteriami zapisanymi w ustawie o refundacji, a pojawienie się leku na liście refundacyjnej nie ma żadnego związku z rzekomą „interwencją” ambasador Mosbacher.
Zandberg podkreślił, że jego partia inaczej „rozumie niepodległość”. – I nie tak rozumiemy podmiotową politykę, żeby wykonywać polecenia obcego mocarstwa, które przychodzą z ambasady. I mnie naprawdę nie obchodzi, czy to jest ambasada Stanów Zjednoczonych, czy Niemiec, czy jakiegokolwiek innego kraju. Polska nie może prowadzić swojej polityki zdrowotnej, polityki lekowej pod dyktando obcego mocarstwa, zwłaszcza, że Stany Zjednoczone są krajem, który po prostu prowadzi swoją politykę gospodarczą pod dyktando swoich wielkich korporacji – przekonywał członek zarządu krajowego Razem.
Zandberg wysłał do polskich obywateli jasny sygnał – jego partia ma pomysł jak zapewnić im bezpieczne i tanie lekarstwa. – Dogadaliśmy się z kilkunastoma organizacjami z całej Europy i chcemy wprowadzenia w Unii Europejskiej publicznego producenta leków, który będzie 'trzymać w szachu’ korporacje, który utrudni im zmowy cenowe i który pozwoli na to, żeby zbić ceny leków” – zapowiedział. Takie rozwiązanie ma obniżyć ceny drogich obecnie preparatów.
Według polityka Razem koniecznie jest utworzenie europejskiego programu badań farmaceutycznych. – Chcemy, żeby kraje Unii Europejskiej, w porozumieniu z europejskim publicznym producentem leków, prowadziły wspólne badania nad nowymi lekami, i żeby te nowe leki trafiały do domeny publicznej. W ten sposób koszty koszty produkcji leków i ich wdrożenia, będą zdecydowanie niższe, i będzie nas stać na to, żeby wprowadzić system, w którym leki na receptę pacjent będzie otrzymywać za darmo – zaznaczył.
– Jest już czas, żeby Europa jeśli chodzi o politykę lekową zaczęła działać podmiotowo i przestała dać się wykorzystywać amerykańskim korporacjom” – przekonywał kandydat Lewicy Razem do europarlamentu.