Na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim odbył się dziś pogrzeb Zygmunta „Łupaszki” Szendzielarza, dowódcy tzw. „Brygady Śmierci” Armii Krajowej, która podczas II Wojny Światowej operowała głównie na terytorium wilenszczyzny. Na uroczystościach stawiły się czołowe osobistości dzisiejszej polityki, z prezydentem na czele. Andrzej Duda mówił z uznaniem „bohaterstwie i niezłomności” Szendzielarza, a Antoni Macierewicz zaznaczył, że źródłem jego antykomunistycznej determinacji „była wiara w Chrystusa i tradycja narodowa”. Co ciekawe, minister obrony z pełnym przekonaniem stwierdził, że Łupaszka ostatecznie w starciu z komuną zwyciężył. Jest to oświadczenie nieco zaskakujące, zważywszy na to, że bohater dzisiejszego pogrzebu swój żywot zakończył w więzieniu, skazany na wielokrotną karę śmierci za zbrodnie przeciwko władzy ludowej i mordy ludności cywilnej.
Duda, Macierewicz jak i inni przedstawiciele aktualnej władzy nie mają wątpliwości, że postać Szendzielarza powinna stanowić wzór dla dzisiejszej młodzieży. W tym kontekście warto więc przypomnieć, czym dokładnie ów dżentelmen się zasłużył. Ideą, która napędzała Łupaszkę w działaniu był radykalny antykomunizm. Dla człowieka, którzy pochodził z uprzywilejowanej rodziny właścicieli okazałego dworu oraz znacznych połaci ziemi, zapowiadana przez komunistów reforma rolna była niczym innym jak groźbą utraty wysokiej pozycji społecznej. Dlatego też pod koniec II Wojny Światowej jako dowódca dość znacznego oddziału skupiał się niemal wyłącznie na walce z nadciągającymi wojskami Armii Czerwonej. W swojej antysowieckiej obsesji był tak zapalczywy, że lokalne Gestapo dało mu święty spokój, widząc, że wykonuje za nich czarną robotę. W czerwcu 1944 roku ludzie Łupaszki napadli na litewska wieś Dubinki. „Wyklętym” udało się zamordować 27 cywilów, w tym kobiety, dzieci i osoby starsze. Wśród ofiar była też Polka, Anna Górska. Siepacze zabili na jej oczach czteroletniego synka, a chwilę później pozbawili życia również ją. Jest to jedyna udokumentowana zbrodnia oddziału Szendzielarza, jednak według opowieści miejscowej ludności, podobnych incydentów było więcej. Łupaszka dobierał ponoć swoje ofiary według klucza narodowościowego. Jego ofiarami mieli padać Litwini, Żydzi, Białorusini oraz Polacy, którzy próbowali bronić swoich sąsiadów przed śmiertelnym zagrożeniem.
Nakreślony przez Macierewicza projekt taśmowej produkcji kolejnej generacji „Wyklętych” rozpoczął się już dobrych kilka lat temu. Dziś na ulicach polskich miast młodzi ludzie w koszulkach z wizerunkami „Burego” czy Szendzielarza napadają i brutalnie biją obcokrajowców. Język rasistowski i ksenofobiczny staje się oficjalnym językiem debaty publicznej. 27 lat po upadku PRL na murach pojawiają się hasła nawołujące do rozliczenia komuny. Młodzi „patrioci” zapatrzeni w swoich historycznych idoli kilka lat temu próbowali podpalić jeden z warszawskim skłotów, zamieszkany m.in. przez imigrantów i ich rodziny.
W tym samym czasie, gdy na cmentarzu wojskowym chowany jest Łupaszka, rząd Prawa i Sprawiedliwości zrzuca z cokołów bohaterów walki z hitlerowskim okupantem. Inspektorzy z IPN namierzają i zalecają destrukcję kolejnych pomnikow zwycięstwa nad nazistami. Ekipa Kaczyńskiego odmawia honorowej asysty podczas dnia wyzwolenia ziem polskich przez Armię Czerwoną, wysyłając jednak orszak swoich najwyższych dygnitarzy na pogrzeb dzieciobójcy. Obecnie bohaterem może zostać każdy, kto walczył z komuną, bez względu na to jakim nie byłby łajdakiem. Warto więc przypomnieć PiSowskim reformatorom zbiorowej pamięci, że największe zasługi i najwyższą skuteczność w walce z „bolszewią” mieli żołnierze Waffen SS i Wehrmachtu. Może i oni znajdą kiedyś swoje miejsce w panteonie uznania.