Tak pesymistycznie brzmi artykuł wydawnictwa Bloomberg, opisujący dokument „Global Gender Gap Report” zaprezentowany na Światowym Forum Ekonomicznym.
Owszem, są dobre wiadomości, równouprawnienie postępuje. Problemem jest jednak dramatycznie wolne tempo – w ciągu ostatniego roku izonomia płci w sferze polityki, ochrony zdrowia i oświaty polepszyła się jedynie o 0,1 proc., co oznacza, że do pełnej równości płci w kwestii równej płacy za taką samą pracę potrzeba jeszcze wspomnianych 202 lat. Na marginesie warto dodać, że to był pierwszy odnotowany wzrost od ponad dekady. Oczywiście, to w skali światowej. Na poszczególnych kontynentach sprawy wyglądają bardziej zróżnicowanie.
Zachodnia Europa na równouprawnienie poczeka 61 lat, Azja Południowo-Wschodnia – 70, Ameryka Łacińska i Karaiby – 74, ale już Europa Środkowa i Wschodnia o równości kobiet i mężczyzn będzie mogła mówić dopiero za 124 lata, Afryka Subsaharyjska za 135, Środkowy Wschód i Północna Afryka za 153, a Ameryka Północna za 165.
Jeśli chodzi o poszczególne kraje, to na pierwszym miejscu nie ma zaskoczenia: zajęła je Islandia, która równouprawnienie zrealizował w 85 proc. Za nią plasują się Norwegia, Szwecja i Finlandia.
„Widzimy, że na całym świecie nie ma kraju, który osiągnąłby równość płci niezależnie od poziomu rozwoju, regionu czy ustroju gospodarki. Nierówność płci to rzeczywistość na całym świecie i widać ją we wszystkich dziedzinach życia – powiedziała Anna-Karin Jatfors, dyrektor regionalny ds. Kobiet ONZ. 202 lata to zbyt długo, według niej, by czekać na sprawiedliwość ekonomiczną.