Site icon Portal informacyjny STRAJK

Złotouści 2018: Michał Rachoń

fot. facebook.com/ Michał Rachoń

W zasadzie miałam dylemat, czy zasługuje na miano „Złotoustego”. Jego konkurenci z tej serii, jak np. senator Żaryn czy poseł Pięta plasują się jednak w ekstraklasie, podczas gdy redaktor TVP ledwo wychodzi z ligi minus, czyli z poziomu, który spokojnie można określić jako „trochę lepszy Marcin Rola”.

Filozof

„Wspiera dobrą zmianę, ale myślę, że on nie wierzy w to, co robi” – powiedział o nim prof. Janusz Rachoń, były rektor Politechniki Gdańskiej i exsenator PO, stryj ambitnego redaktora, sugerując, że pod dwutonową warstwą prawicowej wazeliny kryć się może polityczny koniunkturalizm z gatunku Andrzeja Dudy (teoretycznie nieprzynależący do partyjnego aparatu, kryty na wszystkie strony w razie wolty). I zapewne krewny ikony prawicowego dziennikarstwa miał na myśli sposób, w jaki młody Michał tłumaczył rodzącą się fascynację PiS-em:

– Targalski przekonywał mojego bratanka, że skoro w czasie komuny pracowałem na uniwersytetach za granicą, to musiałem być tajnym współpracownikiem. Nie docierało do niego, że po pierwsze to nieprawda, a po drugie zostałem dwukrotnie pozytywnie zlustrowany. Powtarzał: „Nie ma dowodów, że stryj był tajnym współpracownikiem, ale też nie ma dowodów, że nie był…”.

Podobnie mówił później o katastrofie smoleńskiej: „Nie ma dowodów, że to był zamach, ale też nie ma dowodów, że to nie był zamach”…

– Obserwowałem, jak pod wpływem studiów staje się coraz bardziej cyniczny i wyrachowany” – żalił się prof. Rachoń. – Liczył się dla niego polityczny PR. Nie idea, ale to, jak ją sprzedać. Już wtedy jego idolem był Jacek Kurski, który wyciągnął Donaldowi Tuskowi dziadka z Wehrmachtu. Mówiłem, że to, co robi, jest głęboko nieetyczne i podłe. Michał odpowiadał: „Ale jakie skuteczne!”.

Bo tak się składa, że Michał Rachoń to ten gość, który w razie potrzeby nie tylko ponownie zlustruje stryjka, dziadka, kuzyna i jego dzieci, ale potrafi wytłumaczyć, opakować i sprzedać dalej tezę udowadniającą dosłownie wszystko. Znajdzie argumenty na to, że płaska ziemia jest w istocie plastrem sera, na którym kot z internetowych memów przemierza przestrzeń kosmiczną. Kiedy w 2013 został trwale namaszczony jako dziennikarz (10 kwietnia wystartowała TV Republika), branża wyraziłą wątpliwości, czy w przypadku rzecznika Ministerstwa Sprawiedliwości łamane przez rzecznika sopockiego PiS, można mówić o bezstronnym i obiektywnym dziennikarstwie. Ale „politolog znad morza”, „prawicowy doradca polityczny” (jak opisywał siebie na Twitterze) z rozbrajającą szczerością stwierdził, że rzecznik czy dziennikarz – jeden w sumie ciul.

Czas pokazał, jak bardzo miał rację, bo nawet jeśli zgodnie z sugestiami stryja Janusza tylko udaje pisowski orgazm, to jego życiorysowi nie można odmówić konsekwencji: GP, GPC, Abcnet.com.pl – to tam wykuwała się nowa jakość medialnego przekazu, w skrócie określana jako
„Sumlińskie, Kanie, Rachonie”.

To on jako pierwszy dziennikarz w dziejach relacjonował na żywo w TV Republika spotkanie, którego nie było. I szczerze mówiąc całkiem nieźle mu to wyszło – były emocje, pościg z kamerą za przypadkowym autem, które podjechało pod Kancelarię Premiera, gdzie miało się odbywać tajne spotkanie doradcy ówczesnej premier Kopacz Michała Kamińskiego z Tomaszem Lisem. Rachonia, wystającego przez pół nocy z mikrofonem pod budynkiem kancelarii wspomagał wówczas inny medialny tuz, Samuel Pereira.

– Emocje jak na rybach. Nie widać specjalnie, aby się tu wiele działo. Wyjdą czy nie wyjdą? Wejdą czy nie wejdą? – zastanawiał się Rachoń na żywo, chociaż Tomasz Lis zdążył już powiadomić resztę ludzkości na Twitterze, że o żadnym spotkaniu nie ma pojęcia i prostu idzie spać. Kiedy pod budynkiem pojawiły się dwa przypadkowe samochody, piękni chłopcy prawicy podjęli filmowy pościg, niestety – bez skutku. Później brawurową akcję Rachonia powtórzyć miał w “Wiadomościach” Klaudiusz Pobudzin, relacjonując marsz KOD, który się nie odbył.

To prawdopodobnie w Republice Rachoń poznał miłość swojego (i innych kolegów z prawicy) życia: Katarzynę Gójską-Hejke. I jedno jest pewne: jeżeli ktoś byłby w stanie wykoleić ten pędzący ku IV RP prawicowy parowóz, będzie to właśnie ta kobieta. Znana jest bowiem z tego, że kiedy przestaje się lubić ze swoimi mężczyznami, jakimś cudem “Gazeta Polska” znajduje na nich kwity. Okazuje się też, że lubią sypiać na cmentarzu i kolekcjonować ludzkie czaszki.

Putin Morderca

Publicystyczną karierę najlepiej jest zacząć z przytupem. Specjaliści od wizerunku i medioznawcy z całego świata w jednym są zgodni – swoją markę należy budować od początku konsekwentnie:

Dziś Michał Rachoń nie jest dumny ze swojej penisoprowokacji. Dlaczego, zapytacie?

Niewielu wie, że sopockim zwierzchnikom Rachonia, jak i radnego Jakuba Świderskiego (to wykrzykiwał hasło „Putin morderca!”, do Rachonia należało po prostu wiarygodne odgrywanie roli męskiego członka) nie spodobała się owa polityczno-estetyczna deklaracja przynależności. Chłopcy mieli pecha – mniej więcej w tym samym czasie sztucznym penisem wymachiwał na wizji Janusz Palikot. I chociaż intryga obmyślana była w najdrobniejszych szczegółach (sprytni młodzieńcy wykombinowali, że nie odpowiedzą za obrazę głowy, ani nawet główki państwa, bo Władimir Putin był wówczas premierem, a nie prezydentem Rosji), spaliła na panewce bo pisowska wierchuszka była w tamtym okresie wybitnie wyczulona na punkcie „palikotyzacji”.

Młody Rachoń za karę musiał zorganizować szereg debat na temat stosunków polsko-rosyjskich. Cudem boskim uniknął też zarzutów karnych: Prokuratura Rejonowa w Sopocie z urzędu wszczęła śledztwo. Przedstawiła Rachoniowi i Świderskiemu zarzut publicznego znieważenia przedstawicielstwa dyplomatycznego obcego państwa. Na szczęście okazało się, że w Federacji Rosyjskiej nie istnieje przepis chroniący członków (sic!) władz i postępowanie umorzono. „Chujowy” happening pozostał więc praktycznie bez konsekwencji.

Będąc Pan gościem Poranka

Zanim zamienił strój penisa na szary garnitur publicysty wyklętego, Rachoń był rzecznikiem prasowym takich imprez jak regaty Baltic Sail, turniej tenisowy Idea Prokom Open i tym podobnych sportowych eventów. Jeden z nich później zemścił się na nim boleśnie. Poseł Krzysztof Brejza, cechujący się poziomem upierdliwości poznawczej godnym etatowca w redakcji Oko.press, w jednym z programów TVP Info w 2016 wypomniał Rachoniowi związki z firmą Marcina P. – człowieka, który oszukał całą Polskę.

– Bardzo ciekawa firma Bonivest promowała Amber Gold – mówił Brejza. – Pan pewnie pamięta mecz koszykówki, który pan również promował jako menedżer tej firmy, współpracującej tak naprawdę z tą firmą Bonivest – wypalił Brejza na antenie.

Sprawa miała ciąg dalszy, parlamentarzysta PO dostał bowiem od Rachonia wezwanie przedsądowe, po lekturze którego pękał ze śmiechu cały Twitter, wszyscy komentujący stwierdzili bowiem zgodnie, że musiał pisać je znany na całym świecie mecenas Google Translator: “W związku z tym, że będąc Pan gościem Poranka” i “zacytowana wypowiedź stwierdza” – te wyimki pisane w prawicowym narzeczu jeszcze długo krążyły po social mediach.

Pech chciał, że chwilę później Rachoń sam otrzymał pismo przedprocesowe od Jakuba Stefaniaka z PSL, którego musiał przepraszać za kłamstwa na antenie. Okazało się to jednak tak olbrzymim ciosem w Rachoniowe ego, że ze strony TVP Info strategicznie setkę z przeprosinami wycięto.

Rurki

W przeciwieństwie do Kamila Durczoka, Michał Rachoń niekoniecznie musi prowadzić program przy stole wypolerowanym na błysk. Czasem lubi coś sobie na niego wylać w geście patriotycznego wzburzenia. Rurki na minimalnej i tak posprzątają.

Było cymbalistów wielu. I wiele było komentarzy po wylaniu przez Michała Rachonia puszki napoju Tiger na wizji. Ale ten jeden głos, głos przewodniczącego młodzieżówki PSL, stanowi najlepszą metaforę kariery publicystycznej redaktora Rachonia ujętą w 16 słowach:


Podobnie jak w przypadku akcji z penisem, głosy uznania i niezadowolenia rozłożyły się pół na pół. Nic straconego – w takiej sytuacji zawsze można iść do nieocenionego kolegi Cejra na konsultacje i razem stworzyć na Twitterze ankietę: homoharem czy homoburdel. Spieszymy wyjaśnić: chodziło o tzw. aferę IMGW, a spór wygrał Cejrowski (opcja: homoburdel). Tak, zgadza się, opublikowano to pod oficjalnym logo TVP.


Moje przepełnione złośliwością serce urosło, kiedy dowiedziało się, że homosondę potępił mój inny skądinąd ulubieniec błyszczący w prawicowych mediach, Łukasz Warzecha („zaprezentujmy jeszcze raz doniosły problem, który rozstrzyga dziś TVP”). Najwyraźniej ankieta nie przekonała też innych konkurentów z prawicowej prasy – Marcin Makowski z “Do Rzeczy” uzupełnił ją bowiem o kolejne, niewątpliwie ważkie pytanie: „Czy piszący tę sondę to homo sapiens?”.

Niestety pozostało ono bez odpowiedzi aż do grudnia 2018. Jedno jest pewne: źródełko o nazwie „Cejrowski” (przepraszam – “The Cejrowski”) wkrótce wyschło (po samym Tęczowym Piątku do KRRiT przyszło na niego 466 skarg):


Pomniejsze

sukcesy Michała Rachonia, odkąd TVP wyciągnęła go z pasma Republiki o najniższej oglądalności? Są. Udało mu się doprowadzić do wyjścia ze studia Adama Szejnfelda, Andrzeja Halickiego, Piotra Misiłę i Adama Struzika. Tym razem poszło o rzekomy heteroharem (w mieszkaniu posła Gawłowskiego).


Politycy opozycji domagali się wówczas od TVP odwołania redaktora prowadzącego „Woronicza 17”, ale wiecie – żadna siła nie jest w stanie ruszyć medialnego tuza z takimi wynikami: „Według danych Nielsen Audience Measurement od stycznia do kwietnia br. „Woronicza 17” oglądało średnio 518 tys. Widzów”.
“Program „Woronicza 17” jest jednym z najpopularniejszych na antenie TVP Info, a redaktor Michał Rachoń cieszy się sympatią wśród widzów- jest to dla nas najlepsza ocena programu” – oświadczyło wówczas Centrum Informacji TVP.

Zwłaszcza, że ciężko na te wyniki pracował: w tak zwanym międzyczasie oprócz stale obecnego na wizji Cejrowskiego nowym kumplem redaktora Rachonia został Jan Pietrzak. Odkąd zaczął bywać w „Minęła dwudziesta” w każdy czwartek, mieliśmy szansę dowiedzieć się na przykład, że Szczecin należałoby oddać Niemcom, bo to nie jest polskie miasto.


Na Rachonia

Wiecie, jak to jest “na Rachonia”? Goście z opozycji zaproszeni do TVP Info wiedzą. Najpierw jeden z drugim ekspert dostaje SMS: “Dzień dobry, zapraszamy do programu, temat przewodni 500+”. A później wchodzi on. Cały na biało. I mówi: “Dwanaście sekund do wejścia. Będziemy rozmawiać o Trumpie”. Ten autorski program robienia z zaproszonych gości idiotów redaktor sygnuje swoim nazwiskiem od dawna.

Jednak trudno będzie przebić aferę roSSyjską.


Krzysztof Luft pytał wówczas na Twitterze, czemu “prokuratura jeszcze nie pracuje”. Spieszę wyjaśnić: kilka lat temu prokuratura przesłuchiwała już Wojciecha Korkucia na okoliczność propagowania nazizmu, wstawiła się wówczas za nim Reduta Dobrego Imienia. Ale dziś to już nie ta sama prokuratura.

Na zakończenie pragnę podzielić się literacką inspiracją z Waldemara Łysiaka, którą wygrzebał red. Radek Teklak na łamach NOIZZ.pl:

“To był ten Józek – „Bomba”, co wyszukiwał na ulicach sławnych mistrzów boksu, podchodził i jedną celną piąchą na szczenę zwalał ich z nóg, potem czekał, aż wstaną i zechcą się odkuć, a kiedy któryś chciał, to Józek poprawiał króciutką śmier­telną serią i mówił do leżącego:
– Przepraszam pana, ale ja naprawdę jestem lepszy.
Być może zapytacie się, w jakim celu wrzucam ten knajacki szwargot. Rzeczony Józek miał na nazwisko Rachoń”.

Exit mobile version