Site icon Portal informacyjny STRAJK

Żona zabiła męża. Historia wyzwolenia

Daniel Polette, mąż Valérie Bacot. youtube

Kiedy mąż zabija żonę, sprawa jest banalna, bo we Francji dochodzi do tego dwa-trzy razy w tygodniu. Głośnym wyjątkiem może być szczególne okrucieństwo, jak spalenie żony żywcem na ulicy, do czego doszło na początku maja. Ale prawdziwie głośny proces o morderstwo, który zakończył się kilka dni temu w Chalon-sur-Saône w Burgundii, dotyczył kobiety. Uważa się go dziś za historyczny, bo oskarżona Valérie Bacot nie wróciła do więzienia.

Zamek w La Clayette, wikipedia

Valérie Bacot miała 36 lat, gdy rano 13 marca 2016 r. wsypała swemu mężowi do kawy środki usypiające. To nie bardzo zadziałało, więc zajrzała do domowej „zbrojowni”, gdzie jej mąż 61-letni Daniel Polette trzymał wiele sztuk broni. Chwyciła rewolwer i wystrzeliła śmiertelną kulę w potylicę męża. Uprzątnięciem trupa zajęła się cała rodzina: Valérie pomagali jej 16 i 17-letni synowie i 15-letnia córka ze swoim 16-letnim chłopakiem. Zabitego pogrzebali nocą w parku otaczającym zamek w La Clayette, miasteczku oddalonym raptem 2 km od ich wsi. Kilka dni później morderczyni zgłosiła zaginięcie męża na policji.

To się może wydać dziwne, ale właściwie nikt nie przejął się zniknięciem Daniela. Pracodawca ograniczył się do stwierdzenia o porzuceniu pracy, a spośród jego siedmiu braci i sióstr, tylko jeden z braci poszedł na policję, żeby zapytać o niego, zresztą wiele tygodni po tragedii. Poza tym żadni przyjaciele, sąsiedzi czy znajomi nie podnosili alarmu i o nic nie pytali, jakby Daniel nigdy nie istniał. Jego zaginięcie pozostałoby zapewne niewyjaśnione, gdyby nie Lucas, chłopak córki, który w końcu zwierzył się swej matce z wydarzeń fatalnej nocy. To ona poszła na policję. Półtora roku po morderstwie policja aresztowała wszystkich, oprócz córki.

Szara mysz

Valérie Bacot jako nastolatka, dailymotion

W dawnej szkole Valérie nauczyciele mieli trudności z przypomnieniem sobie jej postaci – była zawsze sama, „bez barw i zapachu”, jedną z owych cichych „szarych myszy”, o których nikt nie pamięta, bo nie rzucają się w oczy. Gdy miała pięć lat, dobierał się do niej jej starszy brat. Ojca nie było, a matka, właścicielka pasmanterii w La Clayette, mocna w gębie alkoholiczka, nie widziała w tym nic złego, choć mała się skarżyła. Dopiero gdy w domu pojawił się Daniel Polette, kochanek matki, brat dał spokój. Daniel trzymał krótko braci Valérie, za to ją obsypywał prezentami. Pierwszy raz ją zgwałcił, gdy miała 12 lat, potem robił to regularnie.

Matka nie reagowała, ale dwie siostry Daniela zaczęły coś podejrzewać. Policja znalazła zużyte prezerwatywy w koszu. Valérie opowiedziała, że „ojczym” wchodził do jej łóżka. W 1995 r. sąd skazał go za gwałty na „pasierbicy” na 4 lata więzienia, ale przesiedział dwa i pół. Jak gdyby nigdy nic, wrócił potem do właścicielki pasmanterii, by dalej współżyć z jej córką, choć tym razem z „miłością”. Gdy Valérie w wieku 17 lat zaszła w ciążę, matka wyrzuciła ją z domu. Daniel, kierowca tira, wynajął wtedy dom w Baudemont, wsi pod La Clayette, i ożenił się z Valérie. Mieli razem czworo dzieci, ale nie żyli szczęśliwie.

Słuchawka w uchu

Dom Valérie i Daniela w Beaudemont. parismatch

 Daniel nie widział potrzeby, by Valérie pracowała, bo uważał, że „kobiety idą do pracy, żeby się puszczać” – miała zajmować się dziećmi i domem. Był to jeden z tych zamkniętych domów, w których nikogo się nie przyjmuje, a pary nigdy nie widziano we wsi razem. Valérie chodziła na zakupy lub do szkoły na zebrania rodziców, z nikim się nie przyjaźniła, jak wymagał mąż. Zresztą zawsze jakaś zgaszona, chuda i blada, nie wzbudzała zainteresowania. Nikt nie podejrzewał, że jest prostytutką. To Daniel wpadł na ten pomysł, chciał połączyć przyjemne z pożytecznym: podniecało go, gdy na jego rozkaz oddawała się innym, a zawsze wpadło też trochę kasy.

Daniel zajmował się wszystkim w tym procederze: urządził tył dużego samochodu specjalnie do przyjmowania klientów, zainstalował tam kamerkę i kazał Valérie trzymać w uchu słuchawkę, przez którą instruował żonę na bieżąco, co ma robić. Klientów szukał przez ogłoszenia w internecie lub przez radiową sieć kierowców tirów. Stawał samochodem-burdelem na parkingach przy miejscach wypoczynku transeuropejskiej autostrady, a z innego kierował zachowaniem seksualnym Valérie. Całe życie była posłuszna, mimo bicia i codziennych upokorzeń. Aż Daniel popełnił błąd.

Wszyscy wiedzieli

Valérie Bacot, 2020. twitter

Co sprawiło, że w końcu zabiła? Miał na to wpływ jeden z jej klientów. Daniel zaczął szukać sadystów dla Valérie i ten ostatni był szczególnie brutalny. Ale nie tylko to: zaalarmowało ją kilka dni wcześniej, gdy mąż zaczął mówić o seksualności córki. „On mnie zabije i zrobi z nią to, co ze mną” – pomyślała.

Gdy morderstwo wyszło na jaw, nad Valérie zawisła groźba dożywocia. Ale sprawą zainteresowały się prawniczki wyspecjalizowane w obronie kobiet. Po roku wyciągnęły ją warunkowo z więzienia, by mogła odpowiadać z wolnej stopy. Jej dzieci, które pomagały w ukryciu trupa, dostały wyroki w zawieszeniu, ale śledztwo trwało i jej proces miał miejsce dopiero w tym miesiącu. W tym czasie znalazła pracę, a ruch feministyczny otoczył ją czymś w rodzaju stałej opieki – skorzystała z pomocy i napisała książkę Wszyscy wiedzieli.

 W więzieniu przeszła metamorfozę. Z wiecznie przestraszonej istoty zmieniła się w niemal pogodną kobietę, która umie się uśmiechnąć. Dla jej obrońców był to dowód, że prawdziwe więzienie przeżyła w domu za ciągle zamkniętymi okiennicami, przez ćwierć wieku. Po wszystkim okazało się, że we wsi – ok. 600 dusz, gdzie wszyscy się znają, wielu podejrzewało lub wiedziało, że odbywa się tam piekło na ziemi, ale… przecież nie było skarg. Owszem, kilka razy dzieci poszły na policję, ale były spławiane. Ta społeczna obojętność dotyczyła też samego Daniela. Gdy w 2017 odkryto jego zwłoki, zakład pogrzebowy musiał czekać miesiąc, zanim ktoś z jego rodziny wypełni formalności, by mogło dojść do kremacji. Ale później to właśnie on stanął w centrum zainteresowania.

Proces    

Valérie na sali sądowej. twitter

 Była to jedna z tych spraw, gdzie rozstrzygnięcie, kto jest ofiarą, a kto katem, nie bardzo zgadzało się z aktem oskarżenia. Daniel oczywiście nie mógł się bronić, ale też nie znalazł się ani jeden świadek, który próbowałby zeznawać w tym kierunku. Zanim został kochankiem matki Valérie, miał dzieci z trzema innymi kobietami. Wszystkie uważały go za perwersyjnego potwora i płakały przed sądem.

Jeden z jego braci sądził nawet, że słowo „potwór” to za mało. Opowiadał o niebywałym terrorze, którzy Daniel wprowadził w domu rodzinnym. Gwałcił swoje siostry, gdy ledwo skończyły 10 lat. Przystawiał im broń do głowy i wielki wojskowy nóż do gardła, wszyscy go się bali. Monique Polette opowiedziała o swoich próbach samobójczych, ucieczkach z domu i beznadziejnej samotności. „Najbardziej żałuję tego, że to nie ja go zabiłam. Mogę tylko dziękować Valérie, bo od kiedy on nie żyje, nie boję się już o moje dzieci.”

Druga siostra – Mireille – opisywała domową przemoc Daniela i zmywanie krwi ze ścian po jego napadach wściekłości. Według Mireille, która wpakowała brata do więzienia za gwałty na małej Valérie, dużą winę ponosi jej matka, która zabierała córkę do zakładu karnego, by odwiedzała swego gwałciciela. „To ona wepchnęła ją w paszczę wilka” – przekonywała. Prokurator nie zgadzał się, że Valérie popełniła zbrodnię w obronie koniecznej. Ale kiedy zwracał się do sądu i ławy przysięgłych, zażądał dla niej pięciu lat więzienia, w tym czterech w zawieszeniu, co znaczyło, że oskarżona, która przesiedziała już rok, nie wróci za kraty. Gdy dotarło to do Valérie, zemdlała. Sąd jeszcze zmniejszył karę do czterech lat, w tym trzech w zawieszeniu.

Kto jest winny?  

Tablica w Baudement o „obywatelskiej czujności” i obecności policji. Nie miała znaczenia w sprawie Valérie. twitter

Obrona i organizacje kobiece mają nadzieję, że ten wyrok stanie się wzorem orzecznictwa w podobnych sprawach, ale nie spoczęły a laurach. Dla nich i części mediów najważniejsze pytanie dotyczyło „winy społecznej” i instytucji państwowych. Adwokatki Valérie podały do sądu państwo francuskie za liczne zaniedbania w tej sprawie. Jak to się stało, że skazany gwałciciel mógł spokojnie powrócić do gwałcenia? Dlaczego policja, choć wiedziała, co się dzieje w domu Valérie, nigdy tym się nie zainteresowała? A ludzie ze wsi? Nawet ci, którzy odczuwali współczucie, nigdy nie interweniowali. „W końcu to prywatne sprawy, ciężko w to się mieszać” – tłumaczyła jedna z sąsiadek.

Część prawników skrytykowała łagodny wyrok, bo według nich takie orzecznictwo może doprowadzić do nadużyć, dać kobietom „pozwolenie na zabijanie”. Ale w roku zabójstwa – 2016 – mężczyźni zabili we Francji 128 swoich partnerek, a z mężczyzn zginął tylko Daniel. W Polsce nie ma takich szestawień lecz organizacje pozarządowe szacują, że z rąk mężczyzn ginie ok. – 400-500 kobiet rocznie, co jest jednak trudne do zweryfikowania, ze względu na małą przejrzystość oficjalnych, policyjnych statystyk. W każdym razie, zjawisko wygląda podobnie na całym świecie. Sprawa Valérie odbiła się szerokim echem w europejskich mediach, ale czy coś zmieni? Choć organizacje kobiece mają taką nadzieję, socjologowie pozostają sceptyczni. Jeden proces nie uczyni rewolucji, a ewolucja pewnych zachowań, czy przekonań społecznych w kwestii przemocy domowej, pozostanie niestety powolna.

Exit mobile version