Trwa pat w rozmowach pomiędzy zarządem MPK Łódź, a będącymi z nim w sporze ośmioma związkami zawodowymi. Pracownicy chcą podwyżek a władze spółki odpowiadają, że nie mają na nie pieniędzy.
Przypomnijmy: pracownicy miejskiego przewoźnika żądają podniesienia płac o 500 zł brutto miesięcznie dla pracowników administracji i o 3 zł za godzinę dla osób zatrudnionych na stanowiskach robotniczych (kierowcy, motorniczowie, torowcy itd.). Rozmowy w tej sprawie z władzami spółki trwają od kilku miesięcy. Bez efektu.
W lutym tego roku odbyło się referendum strajkowe. Za strajkiem opowiedziała się większość pracowników MPK Łódź.
Władze miasta Łódź i zarząd spółki pozostały nieugięte. Miasto zaczęło zohydzać związkowców w oczach mieszkańców, strasząc ich, że spełnienie żądań związkowców wymusi wzrost cen biletów. Radny Marcin Hencza z rządzącej miastem Koalicji Obywatelskiej zarzucił organizatorom referendum strajkowego, że ma ono charakter polityczny. Radnemu chodziło o to, że jednym z organizatorów strajku jest NSZZ Solidarność MPK Łódź. To oczywisty absurd, biorąc pod uwagę fakt, że Solidarność to tylko jeden z ośmiu związków będących w sporze z pracodawcą.
W poniedziałek 24 lutego rozpoczął pracę mediator, przysłany przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Już w pierwszym dniu swojego urzędowania spotkał się z obiema stronami sporu i wysłuchał ich stanowisk. MPK Łódź informuje, że wspólne spotkanie zarządu i związków w obecności mediatora planowane jest najpóźniej w dniu 4 marca.
Związkowcy wiążą z mediacją duże nadzieje. Ale są też ostrożni. Zapowiedzieli, że jeżeli zobaczą, że rozmowy z zarządem w obecności mediatora nie będą prowadzić do porozumienia, ogłoszą dwugodzinny strajk ostrzegawczy.