Tak aroganckiej postawy kierownictwa wobec pracowników w Polskich Liniach Lotniczych jeszcze nie było. Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, rada nadzorcza LOT przyznała prezesowi i zarządowi LOT premię o łącznej wysokości 2,5 miliona złotych. W tym samym czasie firma odmawia pracownikom przyznania podwyżek i zmienia im umowy na śmieciowe.
Biznesowa prasa przedstawia Rafała Milczarskiego jako męża opatrznościowego Polskich Linii Lotniczych. Za jego prezesury przewoźnik osiąga najlepsze wyniki finansowe od lat. W 2017 roku przedsiębiorstwo wygenerowało 280 mln zł zysku. Prezes uważa, że to w dużej mierze jego zasługa. Jak podaje „Gazeta Wyborcza” w rozmowie z personelem miał powiedzieć, że „zapracował na każdą złotówkę” sowitej premii, jaką właśnie przyznała mu rada nadzorcza spółki.
„Chodzi w końcu o łamanie prawa pracy w państwowej spółce. Mimo korzystnego dla nas wyroku sądu LOT go nie realizuje. W efekcie zarabiamy 25-30 proc. mniej niż w latach 2010-13 – mówi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” – Szykujemy się do akcji strajkowej, choć mogliśmy jej uniknąć. Niewiele chcemy. Ilu prezesów w Polsce marzy o tym, żeby pracownicy chcieli wrócić do systemu wynagrodzeń sprzed siedmiu lat? – zauważa Włodek.
– Mamy już dość propagandy sukcesu. W pracy musi być bezpiecznie, warunki personelu i pilotów muszą być na wysokim poziomie. Wtedy, i tylko wtedy, też bezpieczni będą pasażerowie, a na tym najbardziej nam zależy – mówi w rozmowie z money.pl Monika Żelazik, przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego.
W firmie odbywa się właśnie referendum, podczas którego pracownicy mają zadecydować czy opowiadają się za przeprowadzeniem akcji strajkowej w czasie weekendu majowego. Prezes Milczarski podważa legalność plebiscytu i zarzuca media informacjami, że personel tak naprawdę nie chce strajkować, a mówi o tym jedynie grupka wichrzycieli. Milczarski nie zamierza również respektować obietnicy swojego poprzednika, Marcina Celejewskiego, który obiecał pilotom 2 mln złotych na wzrost budżetu płac. – Powiedział nam, że nie zasługujemy na podwyżki. A jego premia dotyczy pierwszego roku prezesury, gdy miał jeszcze niewielki wpływ na wyniki LOT-u – powiedział „Gazecie Wyborczej” jeden z pilotów.