W Afganistanie wspierany przez USA rząd walczy z talibami i Państwem Islamskim, ale zbrodni na cywilach dopuszczają się wszystkie strony. Zwykli Afgańczycy cierpią coraz bardziej.
Tylko do końca czerwca trwającego roku w Afganistanie zginęło 1601 osób cywilnych, a 3565 zostało rannych. Około półtora tysiąca to dzieci. To najgorsze statystyki, odkąd misja ONZ w Afganistanie zaczęła w styczniu 2009 r. zliczać ofiary wewnętrznych konfliktów w kraju. A czy w ogóle dotarła do wszystkich zabitych? Nikt nie da odpowiedzi na to pytanie.
Głównym sprawcą śmierci lub ciężkich ran u zwykłych ludzi pozostają terroryści – talibowie i przebijający ich pod względem okrucieństwa bojówkarze Państwa Islamskiego. Ludzie giną podczas starć terrorystów z siłami rządowymi, wskutek wybuchów bomb i ataków samobójczych, ale coraz częściej także z ręki afgańskich żołnierzy. Jeśli ci uznają, że np. dana wioska udzielała talibom pomocy, nie mają litości. Coraz tragiczniejsza jest sytuacja dzieci. W raporcie czytamy, że dramatycznie wzrosła liczba przypadków przymusowego wcielania nieletnich do oddziałów wojskowych lub partyzanckich, przemocy seksualnej, porwań, ataków na szkoły. Codziennie swoim życiem ryzykują kobiety-policjantki i aktywistki polityczne, a także, już niezależnie od płci, dziennikarze, prawnicy, sędziowie, działacze nielicznych organizacji upominających się o respektowanie praw człowieka.
Wszystkie strony konfliktów w Afganistanie czują się kompletnie bezkarne. Wiedzą, że nie ma siły, która praktycznie mogłaby wymusić na nich zaprzestanie walk i przerwanie zbrodni wojennych. Będą walczyć o władzę do upadłego, nawet, jeśli dla zwycięzcy do zarządzania zostaną tylko gruzy i zgliszcza.