Gdy Turcja zmienia front w polityce zagranicznej, zmienia się też położenie Kurdów syryjskich. W Al-Hasace po raz pierwszy od kilku lat doszło do walk między Powszechnymi Jednostkami Obrony (YPG) a armią wierną Baszszarowi al-Asadowi.
Nieoczekiwany wybuch walk syryjsko-kurdyjskich, zapoczątkowany najpewniej przez rządowe bombardowanie, przestaje jednak dziwić, gdy weźmie się pod uwagę zmianę sytuacji w regionie. W ostatnich dniach Turcja kilkakrotnie zapewniała, że zamierza aktywnie zaangażować się w zakończenie konfliktu syryjskiego. Zważywszy na fakt, że zaangażowanie takie już od dawna ma miejsce, z tym, że w postaci wspierania fundamentalistycznej opozycji, nowe zapowiedzi mogą być sygnałem zmiany stanowiska Erdogana. Tym bardziej, że Ankara ma własne problemy, także z dżihadystami. W sytuacji turecko-rosyjskiego zbliżenia analitycy rozważali jednak również możliwość odstąpienia przez Rosję od obrony Baszszara al-Asada i zainstalowania w Damaszku – za porozumieniem już wszystkich regionalnych potęg – nowego, odpowiadającego i Moskwie, i Ankarze, i Teheranowi „rządu jedności narodowej”. Taką opcję mógł rozważać również al-Asad; uderzenie w Kurdów byłoby wówczas z jego strony gestem w stronę Turków, dowodem, że Ankara skorzysta, rezygnując z walki z nim. O dyplomatycznych zawirowaniach wiedzą również Kurdowie i doskonale zdają sobie sprawę z tego, że trwałe porozumienie Syrii, Turcji i Iranu ogranicza do minimum ich nadzieje na własne państwo, bardzo rozbudzone podczas wojny syryjskiej.
Ponieważ jednak uderzenie w Kurdów wywołało gwałtowną reakcję ich amerykańskich protektorów, Rosja usiłowała w ostatnich dniach doprowadzić do zaprzestania walk w Al-Hasace. Według AFP rozmowy pojednawcze zakończyły się powodzeniem i w rozpoczynającym się tygodniu między al-Asadem i YPG miał panować stan neutralności. Tak się nie stało. Kurdyjscy bojownicy wezwali zwolenników rządu do poddania się, rozdając ulotki i nadając z głośników komunikat głoszący, że miasto jest już faktycznie w rękach Kurdów i opór nie ma żadnego sensu. Powszechne Jednostki Obrony już zdobyły arabską dzielnicę Ghwajran, żołnierzy i członków prorządowych milicji wezwały do złożenia broni. Tymczasem z Al-Hasaki uciekają tysiące mieszkańców, głównie Arabów i miejscowych chrześcijan, którzy po konfrontacji nie spodziewają się dla siebie niczego dobrego.