Amerykańskie naloty na pola pszenicy i innych zbóż we wschodniej, okupowanej przez Stany Zjednoczone części Syrii przybrały w tym roku monstrualne rozmiary. Śmigłowce Apache zrzucają bomby zapalające na pola zbożowe, by uniemożliwić rolnikom sprzedaż ziarna do nieokupowanej części kraju. W zeszłym roku Amerykanie spalili ok. 100 tys. hektarów pól, w tym roku ta powierzchnia będzie wielokrotnie większa.
Kiedy tą częścią Syrii zarządzało Państwo Islamskie, syryjskie zboże było przez dżihadystów sprzedawane za pośrednictwem Turcji do Europy, głównie do Włoch, gdyż jest wyjątkowej jakości do produkowania makaronów. Syryjski północny wschód był syryjskim spichlerzem. Państwo inwestowało w rolnictwo i w latach 90 ub. wieku z importera stało się eksporterem zbóż. Oczywiście od rozpoczęcia natowskiej wojny w Syrii sytuacja się odwróciła. Amerykanie robią teraz wszystko, by przeszkodzić w odbudowie nieokupowanej części i odciąć ludzi od chleba. Pomaga im część Kurdów opłacana przez USA.
Zazwyczaj wygląda to tak, że lecące nisko śmigłowce, po zbombardowaniu pól dalej lecą nisko, by wystraszyć wieś, co doprowadza do paniki zwierzęta i ludzi, szczególnie dzieci. Nie chodzi tu wyłącznie o doprowadzenie miejscowych rolników do ruiny, lecz przede wszystkim zastopowanie sprzedaży zbóż do wolnej strefy syryjskiej. Tak się składa, że większość syryjskich plantacji zbożowych, jak i całość złóż naftowych, znalazły się pod amerykańską okupacją. Już w zeszłym roku, gdy Amerykanie, wspomagani przez oddanych im Kurdów i dżihadystów z Idlibu, zaczynali swą akcję, ponad sześć milionów Syryjczyków znalazło się w sytuacji chronicznego niedożywienia (wg ONZ).
Palenie pól zbożowych było strategią pronatowskich dżihadystów i okupantów od początku wojny, ale nigdy jeszcze nie osiągnęło takiej skali, jak w tym roku. Rząd syryjski, objęty zachodnimi sankcjami, kupuje część brakującego ziarna w Rosji i innych krajach, lecz nie zaspokaja to całości potrzeb. Kurdowie kolaborujący z Amerykanami zmuszają rolników do sprzedawania zboża po niższej cenie niż oferuje rząd syryjski, inaczej straszą paleniem pól. Przyczynia się to do rosnących napięć w okupowanej przez Amerykanów części Syrii między syryjskimi Arabami, chrześcijanami i Ormianami a Kurdami. Amerykańskie naloty na pola to wielkie nieszczęście dla tracących zbiory, choć same wioski z reguły nie są niszczone. Syryjczycy z wolnej strefy pozostają bezsilni. Mimo obietnic Trumpa o wycofaniu wojsk, nielegalne amerykańskie bazy wojskowe w Syrii pozostają na miejscu.