Powszechnie znany we Francji pod skrótem BHL, Lévy interesuje się naszym regionem Europy, więc lepiej uważać…
Wtedy już wszyscy interesujący się „zjawiskiem BHL” wiedzieli czego się spodziewać, nikt poważny nie nazywał go już filozofem, a jednak i tak ten niebywały autor przebił dno. Najpoważniej w świecie omawiał w swej książce poglądy „b. interesującego filozofa” Jeana-Baptiste’a Botula, który był postacią całkowicie fikcyjną, wymyśloną przez dziennikarza satyrycznego tygodnika „Le Canard Enchainé” Frédérica Pagèsa, prześmiewczego promotora filozoficznego „botulizmu”, czyli nabierania ludzi zbiorem pseudomądrości. BHL potraktował serio parodię filozoficzną wydaną pod nazwiskiem Botula pt. „Życie seksualne Immanuela Kanta”. Mimo, jak zwykle, szerokiej kampanii reklamowej w telewizji, radiu i prasie, dziełko BHL stało się wydawniczą klęską, a on sam znowu przedmiotem kpin. Na szczęście dla niego, polityka zapewnia mu coś, co zawsze pozwala mu się medialnie odbić: prawdziwe wojny.
Rezerwowy minister
BHL, podobnie jak rząd francuski, korzystał wtedy ze starej recepty Zbigniewa Brzezińskiego, tj. „przewrócić jakiś rząd w muzułmańskim kraju za pomocą stworzenia islamskiej opozycji zbrojnej”. Zafascynowała go zresztą postać Abdelhakima Belhadża, libijskiego dżihadysty, który wraz z innymi realizował w Afganistanie ów najważniejszy polityczny pomysł Brzezińskiego, gdy trzeba było usunąć stamtąd rząd popierany przez ZSRR. BHL nie przejmował się przynależnością Belhadża do libijskiej Al-Kaidy, a może myślał, że Libijczyk został „nawrócony” przez CIA, która go aresztowała, torturowała i przesłuchiwała w Tajlandii w 2003 r. Władze hiszpańskie były przekonane, że Belhadż mimo tego, rok później, był zamieszany w tragiczny (191 ofiar), madrycki zamach bombowy, jednak jako dowódca libijskiej rebelii podobał się zarówno Amerykanom, jak i Francuzom. BHL potrafił przecież z bardzo poważną miną dowodzić w telewizji, że Belhadż to „liberalny demokrata”.
Sztandar wierności
Walcząc o wolność różnych narodów, oprócz palestyńskiego, BHL nigdy nie przyjmuje do wiadomości skutków działań, które popiera. W tzw. mediach głównego nurtu zwykli dziennikarze nie mają oczywiście odwagi (ani zgody przełożonych), by go zapytać jak ocenia sytuację w Libii po interwencji NATO, ale indagowany w tej sprawie w jednym z niszowych miesięczników literackich, odpowiedział, że „przynajmniej Libia nie jest krajem islamskim”… Libijska wojna stworzyła tymczasem chaos okupiony nieszczęściem milionów rodzin i destabilizacją całego regionu Morza Śródziemnego. Zarówno Al-Kaida, jak i Państwo Islamskie stworzyły tam sobie mocne przyczółki, z którymi zachodnie siły specjalne nie mogą sobie poradzić do dziś.
Faszyści i antysemici
Pojechał na kijowski Majdan po pobycie w Danii, gdzie zajął stanowisko w sprawie sprzeciwu Duńczyków wobec wejścia amerykańskiego banku Goldman Sachs (GS) do struktury własnościowej państwowego przedsiębiorstwa energetycznego Dong Energy. GS nie budził ufności, bo był jednym z głównych sprawców światowego kryzysu finansowego w 2008 r. i na naszym kontynencie miał opinię banku, który wykończył Grecję. Po tyradach BHL, w których oskarżał niechętnych Duńczyków o „prymitywny antyamerykanizm podszyty czerwono-brunatnym antysemityzmem”, duński parlament w końcu oddał GS 19 proc. akcji Donga z prawem weta w decyzjach strategicznych.
Niewidzialne flagi
Później pojechał do Odessy, już po pamiętnym, tragicznym spaleniu przez tłum dziesiątek rosyjskojęzycznych Ukraińców, by „poprzeć naród ukraiński i oddać hołd miastu Odessa”. Zdecydowało się ono wystawić w miejscowej operze jego sztukę (oczywiście monodram) „Hotel Europa”. W Paryżu, choć na przedstawieniu pojawił się prezydent Hollande i potem były prezydent Sarkozy, sztuka zeszła z afisza po dwóch tygodniach i na dwa miesiące przed terminem, z braku widzów, ale w Odessie miała zrobić furorę. „Tu bije serce Europy” zapewniał miejscowych dygnitarzy, ale nawet tu jego teatralna publicystyka nie zdołała zdobyć popularności.
Śmiech na sali
Te zabawne protesty, bardziej niż miażdżąca krytyka jego dawnej „filozofii” (jako „oszustwa”) przez Deleuze’a, czy Arona, wydają się na jego miarę. Choć jego życie publicysty jest naznaczone masowym ginięciem ludzi w najróżniejszych zakątkach świata, pozostanie na zawsze postacią błazeńską. Niektóre promowane przezeń figury retoryczne, poglądy typu „antyamerykanizm jest metaforą antysemityzmu”, czy „antysyjonizm to antysemityzm”, robią oczywiście polityczną karierę, ale nie sposób powstrzymać się od śmiechu, choćby gorzkiego. Po prostu nie sposób uwierzyć, gdy się na niego spojrzy, że ten człowiek ciągnie za sobą śmierć.