Rzecznik Praw Obywatelskich jest zdania, że podczas manifestacji przeciwko uchodźcom może dochodzić do łamania prawa. Były wiceminister MSWiA w rządzie PiS uważa, że to cenzura.
Adam Bodnar zażądał od komendanta głównego policji wyjaśnień w sprawie przestępstw z nienawiści mających miejsce podczas demonstracji nacjonalistów polskich.
Nie trzeba być wielkim specjalistą, by udowodnić, że podczas demonstracji organizowanych przez przeciwników przyjmowania uchodźców w Polsce, dochodziło do łamania prawa poprzez publiczne propagowanie nienawiści ze względu na przynależność narodową, etniczną, rasową , polityczną lub wyznaniową czyli przestępstwa z nienawiści regulowane w art. 119, 256 i 257 kodeksu karnego. Za każdym jednak razem policja głuchnie i ślepnie na tego typu publiczne popełnianie przestępstw. Strajk.eu pisał o tym piórem prof. Moniki Płatek, która na własne uszy słyszała, jak w lipcu br. Młodzież Wszechpolska wzywała do fizycznej rozprawy z ludźmi z powodu ich wyznania. („A na drzewach zamiast liści będą wisieć islamiści” darli się narodowcy) Policjanci, indagowani przez jedną z obserwatorek demonstracji, czemu nie reagują odpowiedzieli jej wyzwiskami.
Za wolnością propagowania nienawiści i zgodą na tworzenie atmosfery linczu wystąpił wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS w roku (2205-2006). Uznał, że RPO knebluje swobodę wypowiedzi neonazistów. Intencje Adama Bodnara nazwał „mściwością” i wezwał do aktywności wobec demonstracji „lewackich”.