Site icon Portal informacyjny STRAJK

Dekomunizacyjny szał i kult jednostki: w Warszawie będzie aleja Lecha Kaczyńskiego

Podobizna Lecha Kaczyńskiego na odsłoniętej wczoraj tablicy pamiątkowej. Zgodnie z umieszczoną na niej informacją, prezydent "poległ" w służbie ojczyzny/facebook.com

Pod płaszczykiem dekomunizacji PiS rozwija w Warszawie kult jednostki – wojewoda mazowiecki Zbigniew Sipiera zdecydował, że stołeczna Aleja Armii Ludowej otrzyma imię Lecha Kaczyńskiego.

To jeden z lepszych prezentów, jaki na kolejną miesięcznicę mogli dostać wyznawcy kultu smoleńskiego. Kilkukilometrowa, strategicznie położona arteria komunikacyjna w centrum Warszawy nie będzie już upamiętniać lewicowych, antyfaszystowskich partyzantów. Jej patronem zostanie Lech Kaczyński.

Rozstrzygnięcie zastępcze w tej sprawie wydał PiS-owski wojewoda, bo rada miasta Warszawy wcześniej zrezygnowała z dekomunizowania Armii Ludowej. Nadal zmiany nazwy domaga się IPN, dla którego Armia Ludowa to wyłącznie „formacja reprezentująca sowiecką rację stanu” – i nie ma tu nawet znaczenia fakt, że oddziały AL brały udział w Powstaniu Warszawskim, jaki to argument przywoływali między innymi warszawscy samorządowcy.

W tym akurat przypadku trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że nawet tak ukochaną przez siebie dekomunizację PiS potraktował instrumentalnie. Jako zwyczajny wybieg, jedyną i znakomitą szansę, by przepchnąć do centrum miasta ulicę jednej z głównych figur prawicowego kultu.

Ta zmiana skutecznie przyćmiła pozostałe „korekty” zadekretowane przez wojewodę, chociaż niektóre są równie „interesujące”. Ulicę straci m.in. generał, więzień Gestapo i profesor fizyki Sylwester Kaliski, który nie nadaje się na patrona, bo służył w LWP. Nie ma go nawet na wykazie autorstwa IPN, a więc zadziałało już czyste prawicowe zacietrzewienie. Koniec również z ulicą Leona Kruczkowskiego, pisarza o niewłaściwych poglądach czy Sylwestra Bartosika, który wprawdzie walczył z nazistami, ale w nieodpowiedniej formacji.

Co na to zdominowana przez PO rada miejska Warszawy? W komentarzach udzielanych dziś różnym mediom padały co najwyżej zapewnienia, że aleja Kaczyńskiego tak łatwo nie przejdzie, bo radni wymyślą inną, odpowiednio niekomunistyczną nazwę, której wojewoda już nie będzie mógł zaskarżyć. Na przykład Władysława Bartoszewskiego. Nikt nie miał odwagi, by przywołać argumenty odwołujące się do historii, a nie „historii” według IPN. Albo chociaż zacytować radną Annę Nehrebecką, warszawską działaczkę PO, która w maju 2017 r. mówiła warszawskiej „GW” tak tłumaczyła nieprzemianowywanie części ulic: „Uważamy, że ci patroni, którzy zginęli, mieli inne poglądy, ale zostali zakatowani albo zamordowani przez Niemców, więc nie należy im odbierać ulic”.

Exit mobile version