Minęły dwa miesiące od rozpoczęcia bitwy o Mosul. Atakujący nie radzą sobie ze zdeterminowanymi terrorystami, a Human Rights Watch alarmuje, że obie strony przyczyniają się do cierpienia cywilów.
Wbrew radosnym zapowiedziom premiera Iraku Hajdara al-Abadiego bitwa nie toczy się wcale tak sprawnie, jak zakładano. Armia iracka i jej sojusznicy (kurdyjscy peszmergowie oraz szyickie milicje – Siły Mobilizacji Ludowej) zajęła do tej pory tylko północno-wschodnią część miasta i skrawek części południowej. Terrorystom pozostało całe centrum, mosulskie lotnisko, spory obszar na południe od miasta, praktycznie wszystkie dzielnice zachodnie i większość północnych. Dziś wojsko irackie poinformowało, że zakres działań prowadzonych we wschodniej części miasta został poważnie ograniczony do odwołania. Oficjalnej przyczyny tym razem nie podano, ale jest ona łatwa do odgadnięcia: iraccy żołnierze i policjanci nie radzą sobie w ulicznych walkach, gdzie na każdym kroku czekają na nich zasadzki, miny, samochody-pułapki, ataki samobójców i snajperzy. Dopóki boje toczyły się w wioskach pod Mosulem albo w mniej zaludnionych dzielnicach, szło łatwiej. Teraz IS broni się w najgęściej zabudowanych i zaludnionych kwartałach.
To sytuacja ludności cywilnej jest najmniej godna pozazdroszczenia: zwykli ludzie, którzy w większości albo nie chcieli rządów szaleńców z IS, albo dawno zdążyli się do nich zrazić, znaleźli się w samym epicentrum walk. – Cywile cierpią za sprawą działań obu stron – skomentowała zastępczyni szefa działu bliskowschodniego Human Rights Watch Lama Fakih. Organizacja podała dzisiaj, że tylko w ciągu dwóch tygodni na przełomie listopada i grudnia przynajmniej 19 osób zginęło, a kilkanaście zostało rannych. Raport oparto na relacjach ponad 50 osób, którym udała się ucieczka z miasta. W ich opowieściach stale powtarza się informacja, że przypadkowe ofiary giną również wskutek wybuchów zastawionych na żołnierzy pułapek, dżihadyści masowo zamieniają cywilów w żywe tarcze, a podejrzanych o niesubordynację lub nielojalność natychmiast zabijają. Można więc tylko się domyślać, o ilu tragediach świat nie usłyszy nigdy, bo poszkodowani nie mieli szans o nich opowiedzieć.
Tragicznie kończą się dla cywilów także naloty amerykańskie i irackie, ostrzega HRW; jedna i druga armia zaprzecza, jakoby wskutek jej działań, nawet przypadkowo, padały przypadkowe ofiary. I tutaj łatwo się domyślić, że jest to po prostu zbyt piękne, by w warunkach bezwzględnej wojny mogło być prawdziwe.