Negocjowali z miastem przez całe wakacje. Bez rezultatu. Elbląscy tramwajarze zamierzają przerwać pracę 1 września. Chyba że zarząd spółki komunalnej podniesie im stawkę godzinową.
– To bolesne, że nie podpisaliśmy porozumienia. Proszę nas jednak zrozumieć. Walczymy o godne płace – mówił przedstawiciel elbląskich motorniczych uzasadniając zapowiedź dwugodzinnego strajku ostrzegawczego, który ma się odbyć 1 września.
W ubiegłym tygodniu zakończyły się pertraktacje pomiędzy stronami konfliktu, który w pomorskim mieście trwa już od maja. Od tego czasu tramwajarze regularnie prowadzą też akcje protestacyjne. Ich żądanie to podwyżka wynagrodzenia godzinowego o dwa złote oraz wprowadzenie dodatków za pracę w niedzielę i święta. – To nie są wymagania szczególnie wygórowane czy odrealnione – mówi jeden z motorniczych. Jedyna propozycja miasta – zwiększenie pensji miesięcznej o 100 zł – została odrzucona przez pracowników.
Władze Elbląga chcą za wszelką cenę zapobiec paraliżowi komunikacyjnemu, który postawiłby ich w negatywnym świetle przed wyborami samorządowymi zaplanowanymi na jesień 2018 roku. Do negocjacji włączył się właśnie prezydent miasta. Póki trwają rozmowy, nie podpisano porozumienia ani nie zerwano negocjacji, wszystko jest możliwe, ale jestem dobrej myśli – powiedziała Radiu Gdańsk rzecznik ratusza Joanna Urbaniak.
Co na to tramwajarze? – W związku z fiaskiem negocjacji, na 4 września wyznaczyliśmy termin strajku ostrzegawczego. Odbędzie się on od godz. 6.30 do 8.30. Rozmowy nadal będą trwały, tym razem z prezydentem i przewodniczącym Rady Miejskiej. Odbędą się w przyszłym tygodniu, jeśli będzie porozumienie, strajk odwołamy – zapewnił Roman Kluczyk z Zarządu Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej.
Strajk zyskał aprobatę większości pracowników, co zostało wyrażone w referendum. Ponad 80 proc. głosujących opowiedziała się za odmową pracy. – Motorniczy w Elblągu zarabia nawet dwa razy mniej niż koledzy w Trójmieście. Jesteśmy przyparci do muru – zauważa Kluczyk.