Na rozkaz prezydenta Francois Hollande’a francuskie samoloty zbombardowały pozycje dżihadystów w mieście Rakka – nieformalnej stolicy kalifatu. Według tureckich źródeł pod gruzami zawalonych budynków zginęło ponad 100 osób.
„Naloty przy wykorzystaniu 10 samolotów bojowych zostały przeprowadzone jednocześnie ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Jordanii. Zrzucono dwadzieścia bomb” – brzmi komunikat francuskiego Ministerstwa Obrony. Paryż twierdzi również, że zniszczone zostało centrum dowodzenia, skład amunicji i punkt rekrutacyjny wojsk organizacji, która przyznała się do przeprowadzenia piątkowych zamachów w Paryżu. W sieci pojawiło się również zdjęcie ładunków, które miały zostać zrzucone na Rakkę, opatrzonych napisem „From Paris with Love”.
Sam Kiley, przebywający w północnym Iraku reporter amerykańskiej telewizji Sky News poinformował, powołując się na swoje syryjskie źródła, że „naloty nie miały charaktery dywanowego, lecz były precyzyjnymi uderzeniami w militarne cele”. Nasuwa się jednak pytanie – skoro Francuzi oraz ich alianci z międzynarodowej koalicji przeciwko Państwu Islamskiego znali lokalizację kluczowych obiektów wojskowych IS, to dlaczego nie zdecydowali się na ich zniszczenie wcześniej?
Z kolei tureckie źródła informują, że w wyniku nalotów zginęło od 100-160 cywilów, a bomby uderzały głównie w przypadkowe cele, głównie budynki mieszkalne.
Burası #Raqqa Ölen siviller Paris’te yaşananlar TERÖR Peki burdakiler ne? pic.twitter.com/NcnGL6cYmS
— Özgür Türkmenler (@FreeTurkmens) listopad 15, 2015
First pic from French MoD of tonight’s military operation by French jets against IS targets in #raqqa #syria pic.twitter.com/tEJ5AAK5TA — Stuart Hughes (@stuartdhughes) listopad 15, 2015
Tymczasem według komunikatu Zrzeszenia Szpitali Publicznych w Paryżu, w wyniku ran odniesionych w piątkowych atakach zmarły wczoraj trzy osoby. Oznacza to, że oficjalna liczba ofiar wzrosła do 129 osób.