Niezależne źródła potwierdzają, że prezydenci USA i Turcji – Trump i Erdogan – nie kłamią w sprawie wypuszczenia przez Kurdów dżihadystów z więzień w północnej Syrii. To miała być forma nacisku na Zachód, by powstrzymał turecką ofensywę. Trump zresztą wezwał Turków do jej zastopowania i nałożył pierwsze, symboliczne sankcje na rząd Erdogana. Tymczasem wojska syryjskie przekroczyły Eufrat, by pomóc Kurdom w obronie.
Dwie francuskie dziennikarki, które piszą książkę o rodzinach dżihadystów z Państwa Islamskiego (PI), Edith Bouvier i Céline Martelet spotkały na drodze w północnej Syrii 10 Francuzek, które wyszły za dżihadystów, z 25 dziećmi: uciekły z obozu więziennego dla rodzin bojowników PI w Ain Issa, ok. 50 km na północ od Rakki, byłej stolicy PI. Według ich świadectw, potwierdzonych później przez inne kobiety, ludzie z kurdyjskich YPG (Ludowych Jednostek Ochrony) otworzyli bramę obozu i po prostu kazali uciekać. Sami zresztą wkrótce uciekli.
Podobnie sprawa miała wyglądać w przygranicznym Ras al-Ain, gdzie Turcy zastali puste więzienie dla dżihadystów. Dzieje się więc to, czego tak obawiał się Zachód. Nie potrwa to jednak długo, bo do Kurdów dołącza syryjskie wojsko, które ma zresztą wchłonąć kurdyjskie oddziały zbrojne. Nad miastami wschodu Rożawy zawisły syryjskie flagi. Syryjczycy ściągają ciężką broń, by zatrzymać Turków.
Dla wielu Syryjczyków Kurdowie to „amerykańscy najemnicy”, którzy zdradzili swój kraj. Oskarża się ich o czystki etniczne, kiedy byli na żołdzie Amerykanów. Ale Amerykanie uzbroili nie tylko Kurdów. Również protureccy dżihadyści z Idlibu i Afrinu, którzy biorą udział w najeździe na Rożawę wspólnie z Turkami, zostali obficie wyposażeni przez USA, kiedy byli jeszcze członkami Al-Kaidy i PI. Wobec tureckiego zagrożenia Kurdowie zmienili sojusz: wojska syryjskie są już pod samą turecką granicą, co może zastopować turecką interwencję. Jest już prawie 200 tys. uchodźców i setki zabitych.