Myśleliście, że interwencja w Libii w 2011 r. została przeprowadzona, by ratować obywateli przed okrutnym dyktatorem Muammarem Kaddafim? Wszystko wskazuje na to, że chodziło raczej – jak zwykle – o władzę i pieniądze.
Ujawnione na początku roku e-maile ówczesnej amerykańskiej sekretarz stanu Hillary Clinton pokazują, że światowe mocarstwa cynicznie posłużyły się hasłami obrony praw człowieka i chronienia ludności cywilnej przed reżimem Muammara al-Kaddafiego. Z korespondencji, jaką Clinton prowadziła m.in. z ówczesnym prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym wynika, że cele organizatorów interwencji były zupełnie inne. Sarkozy, główny pomysłodawca wkroczenia sił NATO do Libii, zamierzał wzmocnić chwiejące się francuskie wpływy w Afryce Północnej, uniemożliwić rozszerzanie się wpływów libijskich, udowodnić sprawność i siłę armii francuskiej, a wreszcie pokazać się opinii publicznej w swoim kraju jako silny, energiczny i odpowiedzialny przywódca. Francuzi, Amerykanie i pozostali uczestnicy interwencji mieli również nadzieję na przejęcie przez pochodzące z ich krajów firmy kontroli nad libijskim przemysłem naftowym.
Muammar Kaddafi rządził Libią od 1969 do śmierci z rąk antyrządowych powstańców w 2011 r. Stosunki światowych mocarstw z jego autorytarnym rządem układały się różnie, jednak na krótko przed interwencją były zdecydowanie poprawne. W 2006 r. USA wykreśliły Libię z listy państw sponsorujących organizacje terrorystyczne. Cztery lata później Unia Europejska przekazała rządowi Kaddafiego 50 mln euro na powstrzymywanie nielegalnych imigrantów zmierzających do Europy. Wtedy za krwawego dyktatora i zagrożenie dla całego regionu bynajmniej go nie uważano.
Żeby zmienić zdanie w tej kwestii, wystarczyło, by francuski wywiad w szczegółach poznał plan Kaddafiego, by utworzyć opartą na złocie panafrykańską walutę. W dodatku służby zorientowały się, że Libia posiada w swoich rezerwach 143 tony złota i porównywalną sumę srebra. Gdyby projekt libijskiego dyktatora doszedł do skutku, kraje afrykańskie zrobiłyby poważny krok na drodze do uwalniania się spod francuskich wpływów ekonomicznych, pozostałych po epoce kolonialnej. Przeciwko temu trzeba było walczyć wszelkimi środkami, łącznie z militarną interwencją, która doszczętnie zrujnowała Libię.
Dziś północnoafrykański kraj pogrążony jest w wojnie domowej, z której nie widać wyjścia. Na śmierci Kaddafiego najbardziej skorzystali skrajni fundamentaliści islamcy. W rezultacie jeśli chodzi o libijską ropę, głównym „udziałowcem” jest dziś lokalna gałąź Państwa Islamskiego. Czy ktoś szykuje przeciwko niemu humanitarną interwencję? Pytanie jest, oczywiście, retoryczne.
[crp]