Po telewizyjnej debacie z udziałem przedstawicieli wszystkich komitetów wyborczych, politycy i komentatorzy dostrzegli nie tylko to, że istnieje partia Razem, lecz również, że ma rozsądny program polityczny. Dla wyborców oznacza to, że nie muszą wybierać pomiędzy PO i PiS, lecz mają do wyboru Zjednoczoną Lewicę i Razem. Lewicowe listy stanowią jedyną rozsądną alternatywę wobec niekompetentnej i często zakompleksionej, czy też nijakiej prawicy. Na chwilę przed ciszą wyborczą warto zrekapitulować, na kogo nie warto oddawać głosu.
W sondażach najwyżej notowane jest Prawo i Sprawiedliwość, co jest o tyle zrozumiałe, że jest to najsilniejsza i najczęściej eksponowana w mediach siła opozycyjna. Jest oczywistą prawidłowością, że opozycja zyskuje na znaczeniu wówczas, gdy obywatele negatywnie oceniają aktualne rządy. W systemach, gdzie dominują dwie konkurencyjne siły polityczne, częste są powroty do władzy polityków uprzednio odsuwanych w wyniku wyborów. Dlatego we Włoszech kilkukrotnie mógł rządzić Berlusconi, a w Izraelu premierem ponownie po latach został Netanyahu. Ambicję, aby zostać polskim Berlusconim ma Jarosław Kaczyński, który już raz rządził z fatalnym dla Polski skutkiem. Póki co, po raz drugi ćwiczy wariant Marcinkiewicza, lansując na premiera Beatę Szydło, co można rozumieć jako niskiej klasy kunktatorskie oszukiwanie wyborców. Kunktatorstwo to odniosło jednak jeden pozytywny skutek. Wykazało, że pani Szydło nie dorosła do roli szefa rządu. Powtarzała wyuczone formułki, nie przedstawiła publicznie prawdziwej pisowskiej wizji państwa – co można rozumieć jako świadome ukrywanie jej przed wyborcami (w tym celu jej ugrupowanie ukryło swój własny projekt konstytucji). Na sianie lęku przyjdzie czas po ewentualnych wygranych wyborach i utworzeniu rządu współpracującego z prezydentem. Potencjalni wyborcy PiS powinni poważnie zastanowić się, czy warto fundować krajowi powtórkę z ponurej rozrywki sprzed 10 lat. Powinni przemyśleć, czy chcą żyć w państwie klerykalno-policyjnym rządzonym przez swarliwych, aroganckich i niekompetentnych polityków – tylko dlatego, że mają już dość obecnego rządu.
Nie warto także głosować na Platformę Obywatelską. Jest to formacja mocno już zużyta, a ponadto osłabiona brakiem wyrazistego przywództwa. Tuskowy umyk do Brukseli miał – w założeniu – nie tylko wzmocnić Platformę poprzez pogodzenie skłóconych frakcji, lecz także stanowić coś w rodzaju nowego otwarcia. Faktycznie oznaczał jednak ucieczkę od odpowiedzialności za dwie kadencje sprawowania władzy. Ewa Kopacz może się chwalić dokonaniami jednego roku swoich rządów i proponować oczekiwane przez ludzi zmiany, których nie dokonał jej poprzednik. Zmiany te to m.in. zapowiedź likwidacji umów śmieciowych czy wprowadzenia minimalnej godzinowej stawki wynagrodzenia. Oczywiście rząd Kopacz mógł zdobyć się na takie posunięcia rok temu – straciłby jednak atut w postaci obietnic wyborczych.
W trakcie telewizyjnych debat wyszło na jaw to, czego mogliśmy się domyślać. Mianowicie to, że ani Ewa Kopacz, ani Beata Szydło nie posiadają odpowiednio wysokich kwalifikacji do pełnienia funkcji premiera. Nie mają bowiem żadnej wizji państwa na tle globalnych procesów i uwarunkowań współczesnego świata. Aby być premierem poważnego rządu poważnego kraju, nie wystarczy być w miarę sprawnym administratorem, czy też szefem prezydenckiej kampanii wyborczej. Trzeba posiadać orientację również co do tego, co dzieje się poza granicami kraju. Pani Kopacz zapytana o unijno-amerykańską umowę o wolnym handlu, znaną jako TTIP, odpowiedziała, że jest ona korzystna, choć stracą na tym polscy rolnicy. Warto, aby pamiętali oni te słowa w momencie głosowania. Pani Szydło w ogóle nie odniosła się do tej kwestii, co może świadczyć o tym, że nie wie, co to takiego TTIP. Zrozumiałe, wszak wiedza ta nie była jej potrzebna przy organizowaniu kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy.
Niewarte uwagi jest także PSL. Partia szczycąca się 120-letnim rodowodem jakoś przez te 120 lat nie potrafiła sobie wyrobić pozycji na tyle silnej, by być pewną przekroczenia progu wyborczego. Skrót nazwy tej partii można tłumaczyć jako Popieramy Swoich Ludzi. Głosowanie na PSL jest zatem zgoła nieracjonalne dla tych wyborców, którym ludowcy nie zapewnią odpowiednio lukratywnych stanowisk nawet na szczeblu gminy. Od lat PSL pełni rolę przystawki, dzięki której różne partie mogą liczyć na utworzenie rządowej koalicji. PSL rządził już do spółki z SLD i PO. Po najbliższych wyborach nie można zatem wykluczyć wejścia w koalicyjny układ z PiS-em. Koalicyjne ambicje pod swoim własnym przywództwem wyartykułował już Janusz Piechociński. Koalicjant mniejszościowy ma z natury rzeczy mniejszy wpływ na politykę rządu, jednak w opinii wyborców ponosi on za tę politykę współodpowiedzialność. Skoro jednak wybrało się taką specjalizację…
Kolejną listą do skreślenia jest Nowoczesna Ryszarda Petru. Powstała ona, gdyż lobby liberalno-finansowe uznało, że PO w niedostatecznym stopniu reprezentuje jego interesy. Pan Petru alergicznie reaguje na każdą wzmiankę o jego powiązaniach z sektorem bankowym, choć powszechnie wiadomo, że to właśnie w bankowości działał przez większą część swojej aktywności zawodowej. Czyżby wstydził się własnego życiorysu?
Ugrupowanie, które nazywa się .Nowoczesna, proponuje tak nowoczesne rozwiązania, jak równa stawka VAT na wszystko – na pieczywo i na dobra luksusowe. Widocznie neoliberałowie tylko tak wyobrażają sobie równość. Lider ugrupowania liczy na to, że to my nie umiemy liczyć. Usiłuje nas przekonać, że dzięki zrównaniu stawki VAT zarobimy na czysto około 400 złotych. A to dzięki obniżce cen energii elektrycznej i paliw. Aby tak się stało, należałoby uniemożliwić dystrybutorom prądu, oleju czy benzyny podnoszenie cen – co w naturalny sposób kłóci się z neoliberalną koncepcją wolnego rynku i braku ingerencji państwa. Pewne jest natomiast, że wzrosną ceny tych towarów, które są nam potrzebne na co dzień.
Kolejna przedwyborcza manipulacja w wykonaniu .Nowoczesnej dotyczy jej stosunku do górnictwa. Zdaniem Ryszarda Petru, kopalnie za parę lat trzeba będzie zlikwidować, gdyż będą nierentowne. A w zasadzie, jak twierdzi, nierentowne są już teraz, ponieważ są państwowe. Należy je zatem sprywatyzować, aby stały się rentowne, a następnie te prywatne już rentowne kopalnie pozamykać. Iście nowoczesna logika.
Choć sama czynność postawienia krzyżyka w odpowiedniej rubryce na karcie do głosowania nie jest czynnością zbyt meczącą – to jednak warto zaoszczędzić sobie nawet tak minimalnego wysiłku związanego z zaznaczeniem kandydatów z listy KORWIN oraz Kukiz ’15. To pierwsze ugrupowanie jest na tyle dziwaczne w swoich poglądach, że nie warto nawet ich poważnie analizować. To, że Janusz Korwin-Mikke ponownie zaistniał na scenie politycznej, można jedynie tłumaczyć zagubieniem młodych wyborców i sklerotyczną amnezją starszych. Natomiast Paweł Kukiz wypłynął w kampanii prezydenckiej na fali niezidentyfikowanego protestu przeciwko dzisiejszej politycznej rzeczywistości, przeciwko zmurszałym układom i zużytym politykierom. Teraz ten nurt protestu przejęła partia Razem i robi to mądrzej. Ma bowiem swój program – którego Kukiz nie posiada, czym publicznie się chwali. W ten sposób Razem zrobiło kuku nie tylko Kukizowi.
I my, wyborcy też możemy pokazać kuku. Mamy komu.