Poza pobytem w szkołach na rozpoczęciu roku szkolnego, po połudnu nauczyciele i rodzice uczniów poszli protestować pod Ministerstwo Edukacji Narodowej. Związkowcy z ZNP dają wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierzają się wycofać z walki o swoje.
Pikieta pod ministerstwem z hasłem „Szkoła jest nasza” zaczęła się o godzinie 16.00 i zgromadziła około 200 – 300 osób z transparentami, wyrażającymi gniew i rozczarowanie środowiska wobec działania resortu. Związkowcy i rodzice nie zostali przekonani przez ministerstwo, że reforma nie przyniesie zwolnień nauczycieli. Pierwsze dane mówią o 10 000 zwolnionych, a to może nie być koniec. Przewodniczący ZNP zwracał uwagę, że część samorządów nie była przygotowana do rozpoczęcia roku szkolnego według nowych zasad, a stało się tak z winy MEN, a nie samorządów. Dodatkowe rozgoryczenie protestujących wywołał fakt, że rząd odrzucił wniosek o referendum w sprawie zmian w szkolnictwie.
Minister Zalewska ze swej strony skontrowała niezadowolenie nauczycieli z ZNP informacją o podwyżkach. Owszem, będą, ale za trzy lata i rozłożone na trzy roczne raty. Oznacza to, na co słusznie zwracali uwagę związkowcy, że są to obiecanki z grupy gruszek na wierzbie, ponieważ przy tempie polskiego życia politycznego i rotacji polityków, za pięć lat nikt może nie pamiętać nazwiska ministra edukacji narodowej z 2017 roku. Opozycja obiecuje przedstawienie za kilka miesięcy kosztów tej, jak sądzi, niepotrzebnej i szkodliwej reformy.