W kraju fiordów trzeci tydzień trwa strajk pielęgniarek. Przyczyną są różnice w pensjach pracownic zatrudnianych w sektorze gminnym oraz tych, które zatrudnione są w przychodniach zakładów pracy. W odpowiedzi na zaistniałą sytuację władze związek przedsiębiorców, pod który podlegają placówki, odsunął protestujące pielęgniarki od pracy.
Działanie, które wydaje się skandalicznie, zwłaszcza w kraju tak szanującym prawa pracownicze jak Norwegia, jest niestety legalne w świetle tamtejszego prawa. Władze NHO (Confederation of Norwegian Enterprise) zdecydowały się złamać strajk odsuwając tymczasowo od pracy strajkujący personel. Decyzja ma zacząć obowiązywać od wtorku i swoim zasięgiem objąć aż 65 placówek i ponad 500 pielęgniarek mimo, że realnie strajkuje tylko 7 przedsiębiorstw.
Organizacja znalazła się pod ostrzałem związków zawodowych i lewicowych polityków. Organizacja kapitalistów zastosowała bowiem zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Od pracy zostały odsunięte również personele tych placówek, które w strajku nie brały udziału, lecz jedynie należały do związków zawodowych, które do ograniczenia pracy nawoływały.
Rozmowy między środowiskiem pielęgniarek a władzami podmiotów, mimo wielu tur negocjacyjnych i rozmów z udziałem mediatorów, nie mogą zakończyć się podpisaniem porozumienia. Szefowa NHO po przetrąceniu kręgosłupa pracownikom, przeprosiła konsekwencje związane z likwidacją strajku, tłumacząc decyzję koniecznością ochrony przedsiębiorstw, narażonych z tytułu strajku na bankructwo. Jak dodała, ruch ten był ostatecznością, gdyż w konsekwencji może ona negatywnie wpłynąć na pacjentów.
Władze Norwegii zwracają uwagę, iż kraj boryka się z brakiem pielęgniarek. W niektórych placówkach braki tego personelu są bardzo odczuwalne. Według szacunków w 2030 r. brakować będzie przynajmniej 75 tys. pielęgniarek. Już teraz natomiast, co piąta pielęgniarka w ciągu dziesięciu lat od rozpoczęcia kariery porzuca pracę w pielęgniarstwie i zmienia zawód. Dlatego też kraj fiordów sprowadza wyszkolony personel z państw, gdzie warunki pracy są znacznie gorsze, m.in. z Polski, Czech, Słowacji i Litwy.