Tak jak Stany Zjednoczone są krajem przyszłych milionerów, którzy zaraz z pucybutów staną się posiadaczami ogromnych fortun, bo przyśni im się american dream, tak Polacy wszyscy są potomkami szlachty, której zły komunizm zrabował rodowe dobra i w ten sposób pozbawił ich przyrodzonego i „ciężko wypracowanego” majątku. Naszych dziadków nie urodziły gwałcone przez pana chłopki, nasi przodkowie nie pracowali bez wynagrodzenia na nieswoim polu – nie, we wszystkich nas płynie błękitna krew husarzy. A nazywanie po imieniu pańszczyzny niewolnictwem wywołuje w domniemanych wnukach magnatów pienistą falę oburzenia.
I tak oto, kiedy Razem zaprotestowało przeciwko 500-milionowemu prezentowi od polskich podatników dla Adama Karola Jesusa Marii Józefa Czartoryskiego Burbona-Sycylijskiego, prezesa Fundacji Czartoryskich, gniew obudził się u Rafała Aleksandra Ziemkiewicza, trudno orzec – rolnika czy posiadacza ziemskiego, w każdym razie na pewno ubezpieczonego w KRUS mainstreamowego prawicowego publicysty. Zaznaczam – nie mówimy o Stanisławie Michalkiewiczu, o Leszku Bublu, o Grzegorzu Braunie czy Henryku Pająku, tylko o facecie, który uchodzi za prawą stronę głównego nurtu.
„Partia Razem wystąpiła żywiołowo, że Czartoryscy to przecież szlachta, która naszych przodków rozpijała i wyzyskiwała. Jakich naszych przodków? Na czele Partii Razem widzę raczej ludzi, którzy jako arendarze raczej tym chłopom tę wódkę serwowali” – pisze RAZ. Nierozumiejącym wyjaśnię – „arendarz” to po prostu karczmarz. A 85 proc. karczm w Polsce prowadzili Żydzi – sprzedaż alkoholu była przez lata jednym z niewielu zawodów, którym mogli się zajmować, zakazywano im bowiem posiadania ziemi, nie mogli też wstępować do cechów rzemieślniczych. Jednym słowem – Rafał Aleksander Ziemkiewicz na czele Razem widzi Żydów, co jego zdaniem jest oznaką braku wiarygodności. Po czym ich rozpoznaje? Adrian Zandberg ma brodę (no i, powiedzmy sobie szczerze, bardzo szemrane nazwisko), a reszta? Uszy w szóstki? Pośladki w poprzek? A może po prostu śmierdzimy i kłamiemy?
Nie wiem, jakie ma pochodzenie Ziemkiewicz, i szczerze mówiąc, nie interesuje mnie to. Tak długo, jak ktoś ze względu na pozycję dziada czy pradziada nie żąda od państwa wsi, 500 milionów złotych albo kamienicy z ludźmi w środku, to czy w jego żyłach płynie krew polska czy żydowska, szlachecka czy chłopska, nie ma dla mnie znaczenia. Dużo bardziej liczy się ideowy spadek Narodowej Demokracji, z którą otwarcie identyfikuje się publicysta. Kolejny raz okazuje się, że niezależnie od sreberek, w które pozawija się nacjonalistyczna prawica, jeśli chociaż odrobinę się poskrobie, spod spodu wyjdzie to samo kleiste, brunatne wnętrze i okrzyk „bij Żyda”.
*Tytuł zaczerpnęłam oczywiście od Juliana Tuwima.