Aktywizm stał się główną taktyką polityczną radykalnej lewicy w Ameryce Północnej [ale nie tylko – przyp. red.]. Pełnił on taką rolę od co najmniej 30 lat, dotąd nie zastanawiano się nad jego skutecznością, a uzyskiwane tą drogą efekty są niewielkie. Na polityczną bezpłodność skazuje aktywizm kilka elementów. „Organizacyjne”, „zrzeszające” podejście do działalności politycznej byłoby znacznie bardziej skuteczne.
Aktywizm można określić jako działalność polityczną, która polega na organizowaniu krótkoterminowych inicjatyw oraz cechuje się częstym wydawaniem apeli czy oświadczeń w sprawach dotykających przeróżnych problemów społecznych. Aktywizm porusza się od jednej kwestii do drugiej, zmienia temat działania po wyrażeniu wystarczającego sprzeciwu w danej sprawie. Opiera się zasadniczo na abstrakcyjnym sprzeciwie, a nie na próbach uzyskania konkretnych ustępstw od pełniących władzę, niezależnie od tego, czy są to szefowie, urzędnicy państwowi czy właściciele domów etc. Aktywizm jest zwykle rozproszony politycznie, reaktywny i rozmyty. Dla przykładu wyobraźmy sobie taką sytuację: korporacja Google zakłada swoją filię w mieście i popycha lokalny samorząd do burzenia tańszych mieszkań, aby zrobić miejsce dla luksusowych osiedli. Aktywiści odpowiadają na to nagłym zrywem w obcym im terenie, jak bojownicy. Kierują swe działania do lokalnych mieszkańców, rozklejają plakaty i rozdają ulotki, organizują jedną lub dwie pikiety… a następnie ruszają gdzie indziej, gdy policjant zastrzeli odwróconego do niego plecami nastolatka, tym samym odrzucając „stary” problem na rzecz „nowego”. Istnieją oczywiście organizacje, które walczą z takimi problemami jak powyższe, w sposób trwały i znaczący. Są to zresztą problemy realne, warte uwagi. Niemniej aktywizm jest często, jeśli nie zawsze, daremny w ich rozwiązywaniu.
Aktywiści są zazwyczaj powiązani ze sobą nie wspólnotą interesów gospodarczych czy społecznych, lecz przez łączącą ich zbieżność polityczną lub subkulturową. W każdym boju, w którym uczestniczą, podstawiają siebie (aktywną politycznie mniejszość, oświeconą awangardę polityczną etc.) w zamian za prawdziwy podmiot walki (najemców, robotników, czarną społeczność itd.), czyli bazę. Nawet jeśli członkostwo w grupach aktywistycznych jest formalnie otwarte, rzadko one się rozrastają, gdyż każda ich akcja ma inną płaszczyznę. Aktywizmowi brakuje również długoterminowych celów. Jak to ujęła Ta-Nehisi Coates, dla aktywisty „opór sam w sobie jest nagrodą”. Nie trzeba przeprowadzać ewaluacji wyników, ponieważ odnoszą się one do celów, a tutaj samo działanie jest celem.
Na czym polega organizowanie?
W organizowanie zwykle zaangażowani są ludzie z zewnątrz i wewnątrz bazy, którzy zmagają się z konkretnym problemem społecznym lub gospodarczym. Z zewnątrz angażuje ono doświadczonych liderów czy działaczy, a od wewnątrz – osoby, których problem wprost dotyczy. Organizujący się posiadają jasno określone, długoterminowe cele, które dążą do zdobywania kolejnych praw lub rozwiązań dla swej bazy od szefów, właścicieli nieruchomości lub władz politycznych. Idealnie byłoby, gdyby w ramach zrzeszenia istniały mechanizmy informacji zwrotnej, oceny skuteczności podjętych środków w stosunku do już osiągniętych rezultatów i tego, jak odnoszą się one do wyraziście ustanowionych celów długoterminowych. Zapewnia to samokorygującą się pętlę informacji zwrotnej, w której uczestnicy i uczestniczki mogą ocenić działania, które do tej pory podjęli, aby osiągnąć swój cel (lub cele). Pomaga to ustalić czy dotychczasowe wysiłki były tego warte, czy też należy coś w nich zmienić. Każdą podjętą taktykę można dzięki temu też stopniowo eskalować w kierunku stałego celu, do którego ma ona prowadzić.
Na przykład stowarzyszenie lokatorów w Montrealu, które walczyło z właścicielem nieruchomości o kwestię naprawy przez niego mieszkań, początkowo używało mediów, aby wywierać na nim presję, mowa tu o m.in. konferencjach prasowych czy artykułach. Po kilku miesiącach ta metoda nie przyniosła zbyt wielu rezultatów. Podczas walnego zgromadzenia lokatorów zasugerowano, że takie podejście można zastąpić demonstracjami przed budynkami komercyjnymi należącymi do właściciela nieruchomości. To zmieniło kompletnie mechanikę walki. Po pierwsze, właściciel bardziej troszczył się o swoich komercyjnych najemców niż o opinię publiczną; po drugie, podczas gdy większość akcji medialnych przeprowadzały osoby z zewnątrz, demonstracje aktywizowały bazę (w tym wypadku lokatorów i lokatorki).
Do czego zdolna jest organizacja, na co nie pozwala nam aktywizm?
Zrzeszenia mają potencjał do budowania trwałych jednostek bojowych dla bazy i zapewniają możliwość zaangażowania coraz to nowych osób, żyjących w podobnych warunkach materialnych. Kontynuując przykład stowarzyszenia lokatorów: początkowo powstało ono w celu walki z konkretnym właścicielem nieruchomości. Ale w dalszej perspektywie może pomóc lokatorom i lokatorkom, którzy dzierżawią od innego właściciela, przekazując tym samym swe doświadczenia, co niebywale pomaga w samej organizacji oraz przyszłych walkach. Może to doprowadzić do tego, że międzydzielnicowa organizacja lokatorska będzie w stanie wywierać presję na władze administracyjne, na poziomie miasta czy też poza nim, w celu uzyskania korzyści w zakresie przepisów sanitarnych lub rozwoju niedrogich mieszkań w danym mieście. A kiedy już ukształtuje się bardziej stabilna organizacja, ma ona tę zaletę, że nie jest uzależniona od dostępności konkretnych aktywnych działaczy i działaczek, aby poradzić sobie wraz z upływem czasu. Pozostają one jako stałe struktury dla ludzi zmuszonych czy też chętnych do walki, niezależnie od tego, kim byli pierwotni założyciele i członkowie.
Zarówno organizacje, jak i aktywizm wymagają udziału zewnętrznych działaczy i działaczek. Jednak aktywiści nie budują połączeń z bazą. Główną trudnością podejścia organizacyjnego jest dla działaczy i działaczek to, że wymaga ono interakcji z ludźmi, z którymi nie zgadzają się oni często w kwestiach makropolitycznych, takich jak wizja systemu gospodarczego, czy też perspektywy ideologicznej. Proces decyzyjny jest również zdecydowanie trudniejszy i chaotyczny, w związku z większą liczbą osób pochodzących z różnych środowisk. Wymaga to szerokich i angażujących dyskusji, w przeciwieństwie do grup tożsamościowych, gdzie wspólne stanowisko można wręcz uznać za oczywistość. Wymaga to również budowania prawdziwego zaufania i więzi, które są wymagane do tego, by ludzie byli w ogóle skłonni do podjęcia działań, która wystawią ich ciężką i długofalową pracę oraz upór na ryzyko niepowodzenia. W końcu rezultaty takiej strategii są trwalsze i dużo szersze, ponieważ cele są zwykle bardziej konkretne oraz bardziej znaczące niż po prostu zwykłe wyrażanie sprzeciwu.
Dlaczego aktywizm jest tak popularny?
W świetle wszystkich jego wad można się tylko zastanawiać, dlaczego aktywizm ciągle jest obecny w radykalnie lewicowych kręgach. Późny kapitalizm atomizuje nas i promuje dziwaczny etos ego-brandingu. Grupy tożsamościowe dają swoim członkom i członkiniom zarazem poczucie przynależności oraz wyłączności. Stąd ciągłe rozprzestrzenianie się nowych wewnętrznych żargonów i słówek, używanych w celu identyfikacji przynależności do wsobnej, aktywistycznej „sceny”. Również przemoc jest częściej stosowana przez aktywistów, ponieważ chcą oni postrzegać siebie samych jako radykałów. W ostatecznym rozrachunku aktywizm polega bardziej na teatralnym politykowaniu niż na konkretnej poprawie życia ludzi.
Pomimo rzekomego radykalizmu aktywizmu, działania aktywistów zwykle mają niższe stawki niż te związane z działalnością organizacji. Wzięcie udziału w kilku hucznych akcjach jest mniej ryzykowne niż walka z szefem w miejscu pracy w sposób, który potencjalnie może ci bardzo zagrozić. Aktywizm jest często bezpieczniejszy i łatwiejszy niż przynależność i działanie w bojowej organizacji.
Kolejnym elementem uroku aktywizmu jest spektakularny charakter działań. Jak opisuje to Guy Debord, „spektakl” jest obrazem rzeczywistości, którą ostatecznie postrzegamy jako rzeczywistość. Ostre wyrażanie sprzeciwu wobec tego czy innego problemu sprawia zatem wrażenie, że zrobiono coś konkretnego, aby rozwiązać ten problem. Media społecznościowe i ich charakterystyczna mechanika jeszcze bardziej to podkreślają. Na przykład żeby przeciwstawić się systematycznemu seksizmowi w naszym społeczeństwie, wystarczy – w tej mechanice – wziąć udział w internetowym dzikim linczu osoby, która powiedziała coś seksistowskiego i w ten sposób doprowadzić do zwolnienia jej z pracy. Nie tylko da to koniec końców niewiele, by zająć się kwestią seksizmu (czy jakimkolwiek innym problemem społecznym) na poważnie, ale przy okazji zwiększy siłę jego pracodawcy, i pracodawców w ogóle, którzy teraz mają więcej pola manewru w procesie zwalniania pracowników z powodu tego, co mówią i robią poza pracą. W ten sposób aktywizm często bardziej polega na jednostkowej wizji sprawiedliwości i prawości konkretnego aktywisty oraz jego własnej, tożsamościowej mikro-grupki, niż na kolektywnym i wspólnotowym stawianiu czoła problemom społecznym.
Rewolucyjna działalność polityczna powinna być ukierunkowana na konkretną zmianę społeczną. Aktywizm, jako praktyka, nie wniósł w tym temacie zbyt wiele. Jeśli mamy w ogóle obalić mizantropijne i prawdopodobnie ludobójcze rządy globalnego kapitalizmu, powinniśmy zwrócić się w stronę zbiorowej organizacji, zrzeszeń, które łączą ludzi i dają im prawdziwe narzędzia do walki. Wiąże się to z budowaniem struktur władzy i organizacji wokół zmagań materialnych, struktur, które mogą przetrwać, a nawet i rozwijać się w czasie, powodując tym samym wymierne zmiany korzystne dla ich bazy.
Tłumaczył Wojciech Łobodziński. Niniejszy tekst ukazał się w wersji oryginalnej na portalu organizing.work w 2018 r. Odnosi się do strategii i taktyki lewicy w Ameryce Północnej (Kanadzie i USA), jednak wskazane w nim problemy i spostrzeżenia mogą być aktualne również w innych regionach świata.