Niedawno minął 15 sierpnia – dzień nadzwyczaj trudny w polskim kalendarzu. Ludzie politycznie przytomni muszą od rana wprowadzać się w stan narkotycznego letargu, by w ogóle przetrwać programowy w tym terminie nawał antykomunistycznej propagandy. Jednak zamiast utyskiwać na genetyczną krzyżówkę patriotycznej cepelii i (a)historycznego disco-polo, warto przyjrzeć się bliżej okolicznościom, które poprzedziły tzw. Bitwę Warszawską.
Wbrew temu, co powszechnie przyjęło się uważać za fakt historyczny, wydarzenia z 1920 roku nie były dziełem obłędu politycznego kierownictwa Armii Czerwonej czy Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej szerzej znanej w Polsce jako „Rosja sowiecka”. Wyprawa Tuchaczewskiego nie była żadnym wybrykiem obłąkańców prących ku władzy w całej Europie, lecz wynikiem wyjątkowo trudnych geopolitycznych rachub, nie tylko po stronie rosyjskiej. Ówczesny konflikt polsko-rosyjski miał także pewne partyjne, polityczne i socjalne tło, które dzisiejsi funkcjonariusze polskiej policji historycznej dyskretnie pomijają.
Niezwykle istotną rolę odegrał wówczas sprowadzony w naszej rodzimej historiografii do miana „sowieckiej agentury” Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski (Polrewkom). A historia tej organizacji i jej przywódców jest nie dość, że niezwykle interesująca, to również kluczowa dla zrozumienia sytuacji zarówno samego konfliktu zbrojnego jak i poprzedzających go okoliczności.
Stanowisko polonii radzieckiej w obliczu rodzącego się konfliktu porewolucyjnej Rosji z odrodzoną Rzeczpospolitą zmieniało się adekwatnie do sytuacji. W czerwcu 1919 r. zagrożony aresztowaniem w Niemczech za działalność rewolucyjną, przedostał się nielegalnie do Warszawy Julian Marchlewski – doświadczony działacz komunistyczny od przeszło 30 lat angażujący się w polski ruch robotniczy.
Marchlewski niejako z własnej inicjatywy zdecydował się pełnić rolę mediatora między obydwoma zwaśnionymi państwami. Dlatego też po przyjeździe, sądząc, że istnieje możliwość powstrzymania jeszcze nieregularnych i dość ograniczonych działań wojennych, podjął próbę rozpoznania opinii polskich kół rządzących w sprawie możliwości rokowań między Polską a Rosją.
Ta wcale śmiała i samodzielna inicjatywa spotkała się jednak niemal natychmiast z krytyką wśród działaczy KPRP w kraju. Adolf Warski, którego opinii zasięgał Marchlewski, uznawał wprawdzie polityczną celowość tych działań, ale był pewien, że gdy tylko samozwańczy mediator ujawni swoją obecność, zostanie niechybnie aresztowany. Mimo uzasadnionych obaw, że może powtórzyć się dramat wymordowania misji Czerwonego Krzyża z Wesołowskim na czele, Marchlewski i Warski doszli zgodnie do wniosku, że dla sprawy rokowań warto podjąć ryzyko[1. Feliks Tych, Horst Schumacher – Julian Marchlewski, KiW, Warszawa 1966]. Dwa lata później Marchlewski tak oceniał swoją decyzję i jej motywy:
„W marcu 1919 r. przybyłem z Niemiec do Polski bez żadnej misji, jako człowiek prywatny; jedynym celem moim było poinformowanie się na miejscu o sprawach polskich. W czerwcu tegoż roku, kiedy rządy Ententy uznały Kołczaka, generała kontrrewolucjonistę, «jako władcę Rosji», opinia kół politycznych w Polsce została mocno zaniepokojona tym faktem. Zdawano sobie sprawę z tego, że zwycięstwo Kołczaka pociągnęłoby za sobą przywrócenie w Rosji monarchii, wówczas byt niepodległego państwa polskiego byłby niewątpliwie zagrożony. Wobec tego znaczna część opinii publicznej żądała zakończenia wojny z Rosją Sowiecką, zawarcia z nią pokoju gwarantującego niepodległość Polski. Licząc się z tym, uważając, że te nastroje wyzyskać należy w sprawie zaprzestania bezcelowej rzezi, zwróciłem się do osobistych swoich znajomych biorących udział w ówczesnym rządzie polskim i zaofiarowałem swoje usługi dla porozumienia poufnego, które mogłoby doprowadzić następnie do rokowań jawnych. Propozycję moją przyjęto, a mam wszystkie dane ku temu, że Józef Piłsudski był dokładnie o tym poinformowany[2. Julian Marchlewski – „Przedmowa do Księgi Czerwonej. Zbiór dokumentów dyplomatycznych o stosunkach Rosji i Polski od 1918 do 1920 roku”, Moskwa-Smoleńsk-Kijów 1921]”.
W celu realizacji swoich zamierzeń Marchlewski nawiązał kontakt z ówczesnym wiceministrem spraw wewnętrznych Józefem Beckiem, którego znał z czasów, kiedy obaj zakładali Związek Robotników Polskich. Ten z kolei skontaktował go ze Stanisławem Wojciechowskim, ówczesnym swoim bezpośrednim przełożonym, działaczem PPS, który dobrze znał się z Marchlewskim; obaj darzyli się wzajemnym zaufaniem[3. Andrzej Garlicki „Drugiej Rzeczypospolitej początki”, Wyd. Dolnośląskie, Wrocław 1998]. Wojciechowski pośredniczył w rozmowach wstępnych Marchlewskiego z Piłsudskim.
„Istnieją również uzasadnione podstawy – podkreślał Feliks Tych – by przypuszczać, że Marchlewski porozumiewał się także z niektórymi działaczami PPS i że właśnie tą drogą inspirował on rozwiniętą wówczas na łamach prasy PPS kampanię przeciwko uznaniu Kołczaka przez rząd polski”. Marchlewski przekonywał swoich rozmówców, że ewentualna pośrednia pomoc wojskowa rządu polskiego dla oddziałów Denikina byłaby sprzeczna z interesem narodowym Polski, gdyż w razie zwycięstwa białej armii nastąpi nieuchronnie odrodzenie wielkomocarstwowego szowinizmu rosyjskiego i powrót do monarchii. Argumentował też, że Rosja, uznająca prawo narodów do samostanowienia, jest sprzymierzeńcem zasady niepodległości Polski.
Belweder uznał propozycję Marchlewskiego za godną uwagi, dlatego powierzył mu misję przekazania Moskwie informacji, iż Polska nie będzie prowadzić działań zbrojnych na froncie wschodnim, jeśli zostaną rozstrzygnięte spory w kwestii granic i Armia Czerwona nie naruszy ustaleń. Rząd polski wyraził również zgodę na podjęcie w najbliższym czasie nieformalnych i tajnych rokowań polsko-radzieckich.
Marchlewski przybywał później do kraju – ryzykując bardzo wiele – jeszcze dwa razy, by prowadzić, tym razem już oficjalnie, rokowania w Białowieży i Mikaszewiczach. W międzyczasie zdobył już pełne poparcie i upoważnienie Lenina dla swojej misji. 25 czerwca 1919 r. Marchlewski na zebraniu polskich komunistów w Rosji przedstawił rezultaty rozmów warszawskich. Natychmiast pojawiły się zastrzeżenia i wątpliwości zgłoszone przez grupę, której przewodził Julian Leszczyński-Leński. Podnosiła ona nawet argument, że fakt pertraktacji komunisty z rządem burżuazyjnym jest niedopuszczalny. Jednak większość zebranych, m.in. Dzierżyński i Hanecki zgodziła się z Marchlewskim co do celowości rozmów[4. F.Tych, op.cit.].
Mimo gremialnego sprzeciwu grupa Leńskiego zdołała jeszcze kilka dni później przeforsować na posiedzeniu Centralnego Komitetu Wykonawczego KPRP w Mińsku rezolucję stwierdzającą, iż rozmowy podjęte przez Marchlewskiego z przedstawicielami rządu polskiego bez uprzedniej zgody KC KPRP są niedopuszczalne. CKW mógł się zgodzić wyłącznie na rokowania jawne. Leński, inicjator wydania rezolucji, argumentował, że Polska, która jest i tak zależna do Ententy, nie może prowadzić samodzielnej polityki, w związku z tym pertraktacje i tak nie mogą być traktowane poważnie. Jedynie fakt jawności rozmów może przynieść przynajmniej efekt propagandowy[5. Artur Leinwand „Polska Partia Socjalistyczna wobec wojny polsko-radzieckiej 1919-1920”, Warszawa 1964].
Zarówno Marchlewski, jak i zdecydowana większość CKW identyfikowali się jednak z wielokrotnie manifestowanym stanowiskiem Lenina: „siłą orężną nie można wprowadzić ustroju komunistycznego wbrew dążeniom ludności”[6. „Dokumenty i materiały do historii stosunków polsko-radzieckich”, tom II, Warszawa 1961].
Świadectwem zaangażowania Marchlewskiego w proces normalizacji stosunków pomiędzy Polską a Rosją jest także seria publikacji w polsko- i rosyjskojęzycznej prasie komunistycznej. Na łamach różnych pism wyraźnie forsował stanowisko antywojenne, twierdził, że ewentualna interwencja Armii Czerwonej na ziemiach polskich byłaby działaniem wbrew interesom klasy robotniczej w obu krajach. Jego artykuł „Chwila przełomu”, opublikowany 9 lutego 1920 r. w piśmie emigracyjnym polskich komunistów “Trybuna Komunistyczna” zawierał następującą refleksję:
„My, komuniści polscy, przebywający w Rosji, spełniliśmy święcie swój obowiązek, walcząc o wyzwolenie proletariatu rosyjskiego, biorąc udział w budownictwie państwa proletariackiego i w obronie jego. Lecz nigdy nie mieliśmy zamiaru podżegać do wojny w tym celu, by siłą zbrojną krzewić nasze idee. Proletariat polski liczy na siły własne przede wszystkim. Pewnik, że «dzieło wyzwolenia proletariatu może być jedynie dziełem proletariatu samego» stosuje się nie tylko do całej klasy, lecz również do każdego jej odłamu narodowego. Samo przez się rozumie się, że my, komuniści Polacy w Rosji, niesiemy zawsze pomoc towarzyszom walczącym w kraju przeciw przemocy rządu i kapitału, jak również to, że bratnia nam partia w Rosji popiera ruch w Polsce ideowo i materialnie, w czym wypowiada się solidarność międzynarodowa. Lecz jasne, że nie ma to nic absolutnie wspólnego ze zbrojnym wkroczeniem armii czerwonej na ziemię polską. Tego nie chcą ani komuniści w Polsce, ani my, komuniści Polacy w Rosji, ani też partia rosyjska. Wojna ma swoje prawa nieubłagane. Jeżeli armia polska nacierać będzie w dalszym ciągu, to obrona wymagać może, że armia czerwona zmuszona będzie, ścigając przeciwnika, wkraczać na terytorium polskie. Lecz tego właśnie unikać należy w interesie zarówno proletariatu rosyjskiego, jak polskiego i dlatego w chwili decydującej rząd Rosji Sowieckiej, ponowiwszy raz jeszcze zapewnienia pokojowe w nocie dyplomatycznej z dnia 22 grudnia, obecnie zwraca się do rządu i narodu polskiego o deklarację wzywającą do zawarcia pokoju.
W ten sposób ze strony rosyjskiej uczyniono wszystko, co było możebne, by uniknąć dalszego krwi rozlewu. Od rządu polskiego zależy, czy chce on pokoju, czy wojny, czy chce narazić Polskę na nieobliczalną w skutki walkę na śmierć i życie z Rosją Sowiecką, czy też zgodzi się na rokowania pokojowe, które umożliwią współistnienie Polski niezależnej z Rosją proletariacką. Pragniemy ostatniego, pragniemy zaniechania wojny, będąc spokojni zupełnie o losy komunizmu polskiego, gdyż nie tylko wierzymy, lecz mamy pewność absolutną, że proletariat polski nie spocznie w walce, aż urzeczywistni u siebie w domu idee komunistyczne[7. Julian Marchlewski „Chwila przełomu”, „Trybuna Komunistyczna” nr 1(15), 9 II 1920 w: „Pisma Wybrane”, tom II, KiW Warszawa 1956]”.
Nastawienie Marchlewskiego oraz popierającej go większości ówczesnych polskich komunistów zmieniło się po niesławnej wyprawie kijowskiej Piłsudskiego z kwietnia 1920 r. Ówczesne radzieckie władze uznały to – nie bez racji wszak – za inwazję kolejnej armii, a od 1918, do chwili utworzenia ZSRR napadło na nią, łącznie 21 ekspedycji wojskowych z różnych krajów.
Wówczas podjęto decyzję o zmianie strategii. W reakcji na napaść ze strony Polski uznano, iż należy mimo wszystko doprowadzić do jak najszybszego przejęcia władzy w Polsce. Polrewkom i ruch komunistyczny zdawały sobie sprawę z ciężaru gatunkowego swoich decyzji, niemniej wierzono, że wybuch klasowego zrywu jest bardzo prawdopodobny i że ewentualna interwencja Armii Czerwonej może stać się katalizatorem procesu rewolucyjnego. Podobnego zdania były władze Rosji Radzieckiej.
18 lipca 1920 r. w Moskwie podczas posiedzenia Polskiego Biura Agitacji i Propagandy wybrano nowy skład Biura Polskiego przy RKP(b). Przewodniczącym tego ciała został Feliks Dzierżyński, były wieloletni więzień caratu i uczestnik wydarzeń rewolucyjnych w Rosji po 1917 r. Oprócz niego członkami Biura byli Julian Marchlewski, Feliks Kon oraz Józef Unszlicht, a funkcję sekretarza pełnił Edward Próchniak.
Tego samego dnia polscy działacze wchodzący w skład Biura zaczęli ustalać pierwsze wytyczne pracy w kraju. Chodziło o natychmiastowe wdrażanie fundamentalnych rewolucyjnych zmian socjopolitycznych. Podęto m. in. decyzję o błyskawicznym tworzeniu tymczasowych komitetów, których zaś zadaniem miało być powołanie rad delegatów robotniczych oraz komitetów fabrycznych i folwarcznych, stanowiących podstawę przyszłej władzy.
23 lipca Biuro obradowało po raz kolejny, uchwaliwszy tym razem, że po przybyciu do Polski władza robotniczo-chłopska będzie działać pod nazwą Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski, którego przewodniczącym mianowano Marchlewskiego. Jeszcze tej samej nocy Dzierżyński i Marchlewski z grupą kilkudziesięciu towarzyszy zmobilizowanych naprędce w Moskwie wyjechali do Smoleńska, a stamtąd do Mińska.
25 lipca 1920 r. członkowie przyszłego TKRP odbyli zebranie jeszcze jako Biuro Polskie. Marchlewski zobowiązał się napisać manifest rządu, a Stanisław Pilawski miał ułożyć projekt dekretu o Trybunale Rewolucyjnym. Do przebywającego jeszcze w Moskwie Edwarda Próchniaka wysłano depeszę, by drogą przez Rewel wysłał 2 mln rubli potrzebne na działalność TKRP. Część członków TKRP działała w rożnych ośrodkach Rosji i przy różnych frontach Armii Czerwonej. W Moskwie pozostało tzw. Małe Biuro Polskie, kierowane przez Zofię Dzierżyńską, mające zadanie podtrzymywania kontaktów z Komitetem Centralnym partii bolszewickiej.
28 lipca zapanowała ogólna euforia. Dzierżyński uzyskał informację od Biura Organizacyjnego KC RKP(b) o przyznaniu ogromnej kwoty w wysokości miliarda rubli na organizację terenowych komitetów rewolucyjnych (rewkomów) na ziemiach polskich. Pieniądze te miała wypłacić intendentura Frontu Zachodniego.
29 lipca oddziały Armii Czerwonej zajęły Białystok. W tym dniu Marchlewski i Dzierżyński dotarli dopiero do Wilna. Następnego dnia Marchlewski zakończył pracę nad Manifestem TKRP, a Dzierżyński poinformował Lenina o zredagowaniu tekstu i rozpoczęciu działalności Komitetu. Jako miejsce opublikowania Manifestu podał jednak Białystok i datował go na 30 lipca 1920 r. Jednak tego dnia nikogo z członków TKRP jeszcze w Białymstoku nie było. Prawdopodobnie o tej dezinformacji zadecydowały wielokrotnie wyrażane przez polskich komunistów obawy, jak się zresztą miało okazać uzasadnione, by Armia Czerwona nie wyprzedziła TKRP w misji rewolucjonizowania kraju i organizacji władz.
Tymczasem w drodze z Grodna uległ wypadkowi autobus, którym podróżował Marchlewski. Konsekwencją tego wypadku i trudności komunikacyjnych było znaczne opóźnienie.
Marchlewski dotarł do Białegostoku dopiero nocą z 1 na 2 sierpnia jako pierwszy z członków rewolucyjnego rządu. 3 sierpnia dołączyli do niego Dzierżyński i Kon, a Próchniak – 5 sierpnia. TKRP przyjął za siedzibę Pałac Branickich, przemianowawszy go wcześniej na Pałac Pracy.
Ważną dziedziną aktywności TKRP była reorganizacja lecznictwa. Marchlewski pisał później, że funkcjonujące wówczas szpitale nie były dostosowane nawet do normalnych warunków, a cóż dopiero do czasu wojny, gdy napływały całe rzesze rannych i zakaźnie chorych. Na szczęście przywódcom Polrewkomu udało się przekonać personel medyczny do zaniechania uprzedzeń wobec „bolszewików” na rzecz współdziałania z nimi przy niesieniu pomocy i ratowaniu życia rannym i chorym. Na szpitale zamieniono nie tylko koszary, lecz także Pałac. Marchlewski brał udział w kampanii na rzecz poprawy opieki medycznej wypowiadając się na łamach „Gońca Czerwonego”, oficjalnego organu prasowego TKRP, redagowanego przez Tadeusza Radwańskiego.
Kiedy w następstwie wypadków wojennych wojska Piłsudskiego zbliżały się już do Białegostoku i Komitet był zmuszony do wycofania się z ziem polskich, władze TKRP postanowiły nie pozostawić rannych i chorych na miejscu. Dzierżyński osobiście przyjął odpowiedzialność za ewakuację tych ludzi i opiekę nad nimi w trakcie transportu. On i Marchlewski zdawali sobie sprawę, że sam fakt korzystania z „bolszewickiej” opieki lekarskiej czynił pacjentów podejrzanymi o współpracę z Polrewkomem, Armią Czerwoną, a nawet szpiegostwo na ich rzecz. W konsekwencji byliby oni nieuchronnie skazani przez polskie władze na tortury i śmierć.
Wśród innych trudnych zagadnień, których rozwiązanie postawiło sobie za cel kierownictwo TKRP, była katastrofalna sytuacja w szkolnictwie. Większość nauczycieli na wieść o zbliżaniu się Armii Czerwonej uciekła z miasta. Ci, którzy pozostali, nie byli dostatecznie przygotowani do pełnienia swych obowiązków, choć pewna ich część interesowała się wdrażanymi w Rosji metodami edukacyjnymi. Polrewkom chciał zainteresować nauczycieli wprowadzeniem szkoły powszechnej i bezpłatnej, zapewniającej edukację każdemu bez względu na pochodzenie społeczne, narodowość czy płeć. Na łamach wspomnianego już „Gońca Czerwonego” prowadzono dyskusję na temat organizacji zadań przyszłej szkoły radzieckiej. Nowa szkoła miała być przede wszystkim szkołą pracy. Kon, stojący na czele resortu oświaty TKRP, wygłosił referat „Szkolnictwo dawniej i dziś” na temat podejmowanych prób uporządkowania sytuacji i zaspokojenia najbardziej palących potrzeb w obszarze elementarnej edukacji.
Wiele uwagi trzeba też było poświęcić sprawom związanym z kulturą. Już w lipcu 1920 r. jako jeden z pierwszych dokumentów TKRP przygotowano dekret „W sprawie ochrony dzieł sztuki i nauki w dobrach ludowych”. Mimo, że nie został on wprowadzony w życie, Polrewkom apelował do włościan w różnych odezwach i artykułach, by nie niszczyli, lecz chronili zabytki kultury i sztuki jako wspólne dobro. Apelowali: „towarzysze robotnicy, bądźcie gospodarzami dobrymi, pilnujcie folwarków, które bierzecie w swój zarząd, bo to własność nie tylko wasza, ale całego społeczeństwa polskiego. Niech w waszych rękach wiernych nie marnuje się dobytek narodowy!”. W tej samej odezwie „Do robotników rolnych” z sierpnia 1920 r. przywódcy TKRP przestrzegali przed dokonywaniem samosądów na właścicielach ziemskich: „Nie znęcajcie się nad temi wrogami waszymi, bo nie przystoi robotnikowi uczciwemu plamić rąk zemstą”.
Rząd białostocki wydał także dwie odezwy skierowane do czerwonoarmistów wkraczających na ziemie polskie. Znalazły się w nich takie wezwania: „Jeńców należy traktować łagodnie, otoczyć troskliwością koleżeńską polskich robotników i włościan… Chwytajcie nie szeregowych członków, lecz świadomych kontrrewolucjonistów, przywódców i naganiaczy czarnosecinnych i żółtych organizacji. Przejawiajcie bardzo dużo wnikliwości i ostrożności”.
Polrewkom przy wsparciu Rewolucyjnej Rady Wojennej przestrzegał nie tylko przed grabieżą i gwałtami, ale też rujnowaniem fabryk i folwarków oraz grabieniem inwentarza, gdyż to „pozbawiłoby setki tysięcy parobków i bezrobotnych włościan pracy i pogorszyłoby ogólne położenie żywnościowe Polski, nie dając chłopu w zamian żadnych korzyści”.
10 sierpnia TKRP uczcił nacjonalizację ośmiu największych fabryk białostockich zorganizowaniem Święta Pracy. Na wiecu przemawiał Marchlewski, zachęcając robotników do ponownego uruchomienia fabryk zamkniętych ze względu na warunki wojenne, z wykorzystaniem zgromadzonych w mieście zapasów surowców.
22 sierpnia sytuacja stała się bardzo trudna. Kiedy wojska II Armii Polskiej znalazły się w odległości 32 km od Białegostoku, liderzy TKRP podjęli decyzję o ewakuacji.
Przypieczętowano też los tych spośród członków i współpracowników Polrewkomu, którzy zdecydowali się pozostać w kraju. Za jakikolwiek rodzaj współpracy z rewolucyjnymi władzami posypały się liczne wyroki śmierci. Ludzi tych potraktowano jak wyjętych spod prawa zdrajców. W samym tylko Ciechanowie polskie władze wojskowe 20 sierpnia 1920 r. poleciły rozstrzelać osiem osób – członków Komitetu Rewolucyjnego i Milicji Ludowej. Pod murami zamku zginęli: Buławko, Ciuchciński z Niechodzina, Czesław Gogolewski, J. Kaszewski, Antoni Krajewski, Sz. Marchew, Jan Proszek z Gołot i Klemens Stryjewski.
Autor korespondencji używający pseudonimu „Stary” (Marceli Nowotko) wysłał do pisma rewolucyjnego „Gromada” taką oto informację: „W Ciechanowie rozstrzelano osiem osób. Towarzyszy z Niechodzina, Przasnysza i innych. Potraktowano ich w bestialski sposób. Polscy żołdacy obdzierali ich do naga z ubrania i obuwia, zapędzali za miasto koło zamku i tu w biały dzień na oczach żon i dzieci dokonywano rozstrzałów” (m.in. Gogolewski zginął w obecności sześciorga małych dzieci). Oprócz licznych egzekucji sądy doraźne skazały około 150 osób na długoletnie więzienia.
Pragnąc odwiedzić matkę, Nowotko dotarł do przedmieść Ciechanowa, skąd zawrócił, ponieważ w mieście byli już „biali”. Miejscowe drobnomieszczaństwo twierdziło jednak, że to Nowotko „sprowadził bolszewików” na Ciechanów, więc skazano go zaocznie na karę śmierci i rozesłano za nim listy gończe. Dlatego kierownictwo partii podjęło decyzję o przerzuceniu go do Rosji. Według Marii Nowotko- Radwańskiej, siostry Marcelego, jeden z prowadzonych na śmierć, młody szofer z Przasnysza, miał powiedzieć żonie niosącej małe dziecko na ręku: „Nie płacz, na froncie ginie tyle ludzi od kul wroga. Ja zaś ginę od swoich braci, powiedz o tym naszemu synowi, gdy dorośnie”.
Represje nie dotknęły jednak wyłącznie członków TKRP. Zostały rozwiązane organizacje opanowane przez przedstawicieli lewicy społecznej jak np. Związek Zawodowy Robotników Rolnych (ZZRR). Zarząd Główny ZZRR wystosował w tej sprawie pismo z zażaleniem w sprawie terroru stosowanego przez władze wojskowe wobec robotników rolnych na terenach, które czasowo znajdowały się pod władzą wojsk radzieckich.
Wstrząsające są relacje z traktowania pojmanych przez polskie wojsko kobiet. Na łamach „Trybuny Komunistycznej”, w nr-ze 15(29) z 19 grudnia 1920, w artykule pt. „W więzieniach polskich katują niewiasty” czytamy m. in.
„Byłam tego dnia niezdrowa: gdy usłyszałam krzyk i hałas, zrobiło mi się słabo i położyłam się na łóżko. Nagle otworzyła drzwi naczelniczka więzienia. Weszło dwu uzbrojonych żołnierzy czy też dozorców. Zaczęli mnie bić po głowie pięściami. Jeden uderzył mnie w piersi, potem wyjął bagnet i bił mnie nim po twarzy i głowie. Krew mi się rzuciła z ust i nosa. Wtedy jeden z nich powiedział: »dać by jej wody«, lecz ona odparła: »nie trzeba, cholera ich nie weźmie«”. Jest to jedna z bardzo wielu relacji o tym, co wydarzyło się w więzieniu we Wronkach.
Naczelniczka oddziału kobiecego przyzwała 18 sierpnia „drabów z więzienia męskiego, dozorców i żołnierzy, którzy wchodzili do cel, gwałcili i katowali bezbronne niewiasty” – działaczki komunistyczne. Wśród nich była Maria Koszutska, która przekazała następującą relację:
„Usłyszałam wreszcie pod naszymi drzwiami wołanie klucznicy Majerowskiej: »Tu, tu Koszutska, bić ją, a dobrze!« Uchylono drzwi, kilku mężczyzn zajrzało, przymknęli drzwi z powrotem: »Et tu chora, nie stukała« – usłyszałam. »Nie chora – wrzeszczała Majerowska – udaje, dobrze ją, a po mordzie!« Usiadłam na łóżku ze szczotką w ręku. »Tak, stukałam razem z innymi«. Pięciu drabów wpadło, zawahali się jednak. »Dalej, dalej – wołała wciąż Majerowska – po mordzie ją«. »Rzucić szczotkę« – wołały draby – »Nie rzucę«. Jeden podbiegł i uderzył mię rzemieniem ze sprzączką po ramieniu: »Odpokutujecie za to, co robicie, tak że się sami nie spodziewacie«, powiedziałam im bardzo głośno. Uciekli. Po minucie wszystko ucichło. Przez okna rzucano pytania: »Czy żyje Grosserowa i Koszutska?«, potem znów cisza grobowa. Dopiero w kilka godzin później straszne jakieś jęki, płacz, obłąkane narzekania rozlegały się w całym więzieniu: »Matko, matko! Ja nie mogę, ja nie chcę, mnie tak boli«. Trwało to długo. Nigdy nie słyszałam czegoś podobnego. To jedna z bitych kobiet dostała obłędu chwilowego[8. Niuans dotyczący „stukania” związany jest z formą biernego protestu pojmanych. Kiedy rozpoczęto tortury, uwięzione kobiety, w geście sprzeciwu, uderzały stołkami do drzwi. Wtedy Koszutska, chora, nie mogąc wstać z łóżka, solidarnie stukała szczotką w stół.]”.
Julian Marchlewski niedługo później napisał, odnosząc się do relacji ofiar polskiej represji: „A sprawcami są nie Megery dozorczynie, nie draby rozzwierzęcone – sprawcami są ci, którzy wytworzyli te stosunki haniebne co z Polski katownię gorszą od carskiej uczynili”.
W obliczu przytoczonych wyżej faktów jasnym staje się, iż obowiązująca w Polsce narracja dotycząca zjawiska zwanego Bitwą Warszawską jest na wskroś fałszywa. Abstrahując od oczywistego dla większości przytomnych obserwatorów faktu polegającego na polskim sprawstwie konfliktu, czyli przewodzonej osobiście przez Piłsudskiego „wyprawie kijowskiej”, skonstatować należy – jako się rzekło w tytule – że polscy komuniści chcieli pokoju. Do ostatniej chwili, niekiedy z narażeniem życia, często wbrew woli części kierownictwa partii bolszewickiej, starali się wszelkimi dostępnymi środkami przeciwdziałać konfliktowi zbrojnemu. Mało tego, zarówno polscy komuniści jak i rosyjscy rewolucjoniści – zgodnie ze sformułowaną przez siebie doktryną samostanowienia narodów – byli dalece bardziej przychylni idei polskiej niepodległości niż wewnętrzni wrogowie bolszewików, czyli rosyjscy monarchiści. Niestety, bezmyślnie adorowany, również przez część polskiej lewicy, Piłsudski, nie dał polskim komunistom i podjętemu przez nich procesowi pokojowemu, żadnych szans. Ale cóż to, skoro serca i umysły komentatorów przejęte są kwestią budowy łuku triumfalnego.