Potwierdzają się doniesienia o nieludzkich godzinach otwarcia sklepów sieci Jeronimo Martins po wejściu w życie ustawy o zakazie handlu w niedziele. Koncern pokazuje, że potrzeba zrobienia na złość ustawodawcy jest dla niego ważniejsza od komfortu pracowników.
Informacja o tym, że Biedronki będą zamykane w soboty o 23:45 i otwierane ponownie piętnaście minut po północy w poniedziałki pojawiła się na początku stycznia, tuż po przejściu przez parlament ustawy o zakazie handlu w niedziele. Teraz doczekaliśmy się potwierdzenia ze strony związków zawodowych działających w ramach sieci.
Zmiana pracowników rozpoczynających pracę 0 0:15 trwałaby pięć i pół godziny. Tutaj pojawiają się jednak poważne wątpliwości.
– W naszej ocenie nowe godziny pracy łamią przepisy o dobie pracowniczej. W regulaminie pracy została ona ustalona od 6 rano jednego dnia do 6 rano następnego. Dlatego postanowiliśmy poprosić Główny Inspektorat Pracy o wykładnię w tej sprawie. Pismo zostanie przesłane na dniach – powiedział „Dziennikowi Gazecie Prawnej” przedstawiciel NSZZ „Solidarność” w Biedronce.
Krytyczne nastawienie do pomysłu ma również inny związek – Solidarność’80. „Wszelkie zmiany mające na celu ominięcie zapisów ustawy o ograniczeniu handlu w niedzielę, uważamy za oburzające i naruszające zasady współżycia społecznego ze strony pracodawcy” – napisał w oświadczeniu reprezentant tej centrali Robert Jacyno.
Co na to koncern? Jak na razie ogranicza się do lakonicznych komunikatów. „Obecnie jesteśmy na etapie analiz i konsultacji dotyczących potencjalnych modyfikacji w organizacji pracy naszych sklepów. W tej kwestii finalne decyzje nie zostały jeszcze podjęte, ale podkreślamy, że ewentualne rozwiązania zostaną wypracowane w zgodzie z obowiązującym prawem i tak, aby zaspokoić oczekiwania zakupowe naszych klientów”- czytamy w komentarzu biura prasowego Jeronimo Martins.
Wprowadzenie podobnych rozwiązań rozważają również kierownictwa innych dyskontów – Lidla i Netto.