– Na podstawie tzw. procesu dekomunizacji widać, że PiS doskonale przerobił lekcję z Gramsciego i zdobywania hegemonii kulturowej, czy też z Abramowskiego i koncepcji budowania korzystnego klimatu politycznego dla swojej formacji, nawet jeśli nie wiadomo, czy tych autorów na polskiej prawicy się w ogóle czyta – mówił wczoraj Piotr Ciszewski na spotkaniu w ramach Społecznego Forum Wymiany Myśli. Razem z Zuzą Ziółkowską-Hercberg, Romanem Kurkiewiczem tłumaczył, dlaczego dekomunizacja jest ogromną manipulacją i jak można stawiać jej czoła.
Dyskusja była konstruktywna, wielowątkowa i prowadzona z konsekwentnie lewicowych pozycji – pozostaje tylko żałować, że do sali Stowarzyszenia Wolnego Słowa trafiło (także z powodu kolizji terminów z innymi lewicowymi wydarzeniami) tylko ok. dwudziestu, głównie starszych, osób.
Artystka i aktywistka Zuza Ziółkowska-Hercberg, realizatorka pierwszej po 1989 r. akcji upamiętniającej w przestrzeni publicznej Dąbrowszczaków opowiedziała o tym, skąd wziął się zamysł złożenia kwiatów dedykowanych Dąbrowszczakom pod Pomnikiem Nieznanego Żołnierza oraz wykonania poświęconej im tablicy pamiątkowej. Wspominała, jak realizowała działania artystyczne w Zelowie (województwo łódzkie) i 1 marca ujrzała, jak miasteczko pokrywa się plakatami ku czci „żołnierzy wyklętych”, podczas gdy walka Dąbrowszczaków z faszyzmem jest całkowicie zapomniana.
Dekomunizacyjne oszustwo
O kasowaniu upamiętnień Dąbrowszczaków (co jest na europejskim tle ewenementem) wspomniał również Piotr Ciszewski. Zauważył, że chociaż tzw. ustawa dekomunizacyjna dotyczy osób i zjawisk z lat 1944-1989, to w rzeczywistości narzucane przez PiS zmiany nazewnictwa wykraczają poza ten okres. – W Warszawie większość spośród 49 „zdekomunizowanych” patronów, których ulice przemianował wojewoda, zginęła w trakcie II wojny światowej, na przykład w pierwszej publicznej egzekucji w okupowanej stolicy, albo była związana z okresem jeszcze wcześniejszym – mówił działacz inicjatywy Historia Czerwona i Czarno-Czerwona. Przypomniał, że do niedawna obowiązywała niepisana zgoda, że tablice pamięci ofiar faszyzmu w stolicy są nietykalne. Tymczasem teraz zdarza się już, że znikają z nich nazwiska osób działających w organizacjach socjalistycznych i komunistycznych, jakby ich pamięć była niegodna kultywowania.
Piotr Ciszewski: Do niedawna istniał niepisany konsensus w Warszawie, by nie ruszać tablic pamięci ofiar nazizmu. Teraz on został naruszony – zaczęły znikać nazwiska osób rozstrzelanych w publicznych egzekucjach, które miały „niewłaściwe” socjalistyczne poglądy #dekomunizacja
— Strajk.eu (@strajkeu) 11 marca 2018
Sama zresztą idea odgórnego zmieniania nazw ulic zaprzecza koncepcji samorządności, a ustawa jest prawnym bublem – podkreślał Ciszewski. Niestety, na nazwach ulic i placów sprawa się nie kończy. Dekomunizatorzy, budując społeczną presję, sięgają również po patronów szkół i innych instytucji społecznych czy kulturalnych.
„Dekomunizatorzy” biją kolejne rekordy matołectwa. pic.twitter.com/JzMfDYvANX
— Tygodnik Przegląd (@TygPrzeglad) 7 marca 2018
Roman Kurkiewicz, publicysta „Przeglądu”, stwierdził, że dekomunizacja nie jest zjawiskiem, które pozostawia pole do dyskusji o historii, tylko aktem przemocy ze strony władzy. Rządząca prawica nie zamierza przekonywać do swoich racji za pomocą argumentów, tylko narzuca własne interpretacje, a kiedy słyszy odmienne poglądy, i tak się z nimi nie liczy. Dziennikarz zwrócił uwagę na fakt, że dzieje polskiej lewicy do dnia dzisiejszego nie zostały rzetelnie opracowane. Po 1989 r. żaden polski historyk nie podjął się całościowego i rzetelnego badania ani historii PRL, ani dziejów Komunistycznej Partii Polski, ani historii polskich XIX-wiecznych socjalistów i społeczników, działających wśród robotników czy niosących oświatę na wieś.
Przemilczana emancypacja
To nie wszystkie historyczne przemilczenia – paneliści wskazali, jak fałszywy jest upowszechniany w szkołach, filmach, muzeach wizerunek Polski międzywojennej. Szerokie grono odbiorców ma minimalne szanse, by dowiedzieć się o tym, jak powszechne były bieda i analfabetyzm, jak wyglądało naprawdę życie w miastach i jak znaczny odsetek społeczeństwa stanowili chłopi. Zuza Ziółkowska-Hercberg zwróciła uwagę na autocenzurę, która zniechęca placówki kulturalne do poruszania tematów związanych z emancypacją, historią ludową czy mniejszościami. W rezultacie nie ma również szans na zrozumienie, przeciwko czemu walczyli w okresie międzywojennym socjaliści i komuniści, co skłaniało ludzi do działania w organizacjach głoszących program rewolucji społecznej, nawet gdy te były nielegalne.
Piotr Ciszewski: czytamy o Warszawie międzywojennej jako o Paryżu północy, pełnym hrabiów i aktorek. Nie dowiadujemy się o nędzy, o bezrobotnych, o warunkach życia robotników. Za to słyszymy, że ludzie, którzy chcieli je zmieniać na lepsze, są godni potępienia #dekomunizacja pic.twitter.com/Tztik4WcdN
— Strajk.eu (@strajkeu) 11 marca 2018
Były jednak też bardziej optymistyczne akcenty – paneliści zauważyli, że obnażanie absurdów dekomunizacji i dawanie odporu prawicowemu dyskursowi nie jest trudne, a już teraz na lewicy widać ożywienie zainteresowania historią, gotowość do angażowania się w inicjatywy konkurencyjne wobec oficjalnej propagandy.
Lewicowi aktywiści, łączcie się
W drugiej części spotkania odbyła się dyskusja, w której padło wiele interesujących i budujących głosów. Jeden z uczestników, nagrodzony burzliwymi owacjami, oznajmił, iż wewnętrzne sprzeczności kapitalizmu doprowadzą w końcu do jego upadku, także w Polsce. Inny dyskutant podzielił się refleksją, iż być może dekomunizowanie przestrzeni publicznej ma jednak sens: w końcu od trzech blisko dekad żyjemy w społeczeństwie kapitalistycznym, czy socjaliści i komuniści naprawdę chcieliby być „reklamowani” w miejscu, gdzie ich idee są zapomniane lub wyśmiewane? I czy nie jest jeszcze bardziej oburzająca dekomunizacja „częściowa”, w ramach której lewicowi bohaterowie są dzieleni na tych absolutnie nie do przyjęcia i takich, których da się jeszcze „zaakceptować”, tak, jak wybiórczo interpretuje się np. dorobek Róży Luksemburg?
Mówiono także m.in. o zasługach lewicowych działaczy w ratowaniu Żydów podczas II wojny światowej – jak zauważono, taka humanistyczna postawa była dość oczywista dla osób, które już przed wojną upominały się o prawa najsłabszych, równość i wolność dla wszystkich. Wielokrotnie powracał wątek przedwojennej Komunistycznej Partii Polski i manipulowania jej historią przez prawicę – zaangażowanie się w II RP w radykalny ruch lewicowy wynikało z niezgody na niesprawiedliwość społeczną, wrażliwości na krzywdę i odwagi, nie świadczyło o chęci dokonywania masowych zbrodni, jak obecnie wmawia IPN, wrzucając do jednego worka socjalizm, komunizm, leninizm i stalinizm.
Na sali znalazł się jednak również dyskutant, który oznajmił, że na dekomunizację bardzo czekał – działacz „Solidarności” Adam Borowski, który podkreślił, że w latach 80. był aresztowany i więziony, a już na początku lat 90. „walczył” z pomnikiem gen. Czerniachowskiego w Pieniężnie. Postawa mężczyzny unaoczniła to, o czym część panelistów wspominała – zwolennicy „oczyszczania” przestrzeni publicznej nie zamierzają poznać i zrozumieć stanowiska drugiej strony, za to bardzo łatwo przychodzi im pokrzykiwanie o „antypolskiej postawie” i „kłamstwie”. Większość zebranych reagowała na takie komentarze z oburzeniem, zwłaszcza wtedy, gdy „dyskutant” zaprzeczył wielokrotnie opisywanym zbrodniom „Ognia”.
Pozostaje tylko realizować w praktyce wezwanie panelistów, by zgoda co do tego, że dekomunizacji należy się czynnie sprzeciwiać, łączyła aktywistów lewicowych niezależnie od przynależności organizacyjnej. Tak, jak wspólną platformę działania potrafi sprawnie i skutecznie wypracowywać w Polsce prawica.